Związkowcy z Biedronki nie chcą wciskać wódki klientom przed świętami Bożego Narodzenia
Nie da się ukryć, że sieci handlowe i promocje na alkohol to fatalne połączenie. Całkiem dosłownie, bo teoretycznie promowanie sprzedaży napojów wyskokowych jest zabronione przez ustawę o wychowaniu w trzeźwości, która ma zresztą zostać dodatkowo zaostrzona w taki sposób, by odebrać handlowcom ostatnie sprytne sztuczki.
Kilkakrotnie krytykowaliśmy na Bezprawniku Biedronkę za alkoholową sprzedaż pakietową oraz przeceny w rodzaju wódki po 10 zł, które ocierały się o zwyczajny dumping. Tym razem jednak mamy do czynienia ze zgrzytem pomiędzy siecią a jej pracownikami.
Cóż takiego Biedronka przeskrobała tym razem? Wprowadziła coś niemalże oczywistego w korporacyjnym świecie: program motywacyjny dla pracowników. Personel 500 sklepów z najlepszymi wynikami miało dostać 200 zł premii. Jest tylko jeden drobny problem: chodzi o sprzedaż win oraz mocniejszych alkoholi. Portal kutno.net.pl ujawnił nawet fragmenty dokumentu dotyczącego "Świątecznego Wyzwania Sprzedażowego", jak nazwano akcję.
Wyzwanie to coś więcej niż tylko liczby. To okazja, by pokazać siłę Waszych zespołów, zaangażowanie i determinację w codziennej pracy. To również motywacja, by wspólnie zawalczyć o realne dodatkowe nagrody, które będą podziękowaniem za Wasz wysiłek. Święta to czas pełen wyzwań, ale i wyjątkowych nagród — dla klientów, którzy otrzymują najlepszą obsługę, oraz dla Waszych zespołów, które będą miały powody do dum.
Ot, typowa korpomowa. Sama akcje również nie jest niczym nadzwyczajnym. Gdyby chodziło o innego rodzaju asortyment, to nikt nie miałby do Biedronki najmniejszych pretensji. Skoro jednak chodzi o premie za sprzedaż alkoholu, to oburzyli się między innymi związkowcy. OPZZ Konfederacja Pracy dosadnie skrytykowała akcję na swoim facebookowym profilu:
Jako OPZZ Konfederacja Pracy w Kauflandzie, Biedronce, Dino, ALDI i Rossmann z oburzeniem przyjęliśmy informację o „Świątecznym Wyzwaniu Sprzedażowym”. Zarząd Jeronimo Martins próbuje kusić osoby zatrudnione w sklepach nagrodą w wysokości 200 zł za jak najwyższą sprzedaż ALKOHOLI MOCNYCH I WIN.
Mówimy jasno: okres świąteczny nie oznacza i nigdy nie będzie oznaczać przyzwolenia na wykorzystywanie pracowników i brak moralności!
To skandaliczne, że w czasie, który powinien być poświęcony rodzinie i wspólnocie, korporacja naciska na agresywne promowanie używek niszczących polskie społeczeństwo. Podczas gdy roczne koszty społeczne konsumpcji alkoholu sięgają w Polsce 93 miliardów złotych, Biedronka robi z pracowników „akwizytorów” wysokoprocentowych trunków.
Awantura o premie za sprzedaż alkoholu pokazuje, jak bardzo zmienił się społeczny konsensus w Polsce
Związkowcy zapowiedzieli nawet złożenie zawiadomień do Państwowej Inspekcji Pracy oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Chodzi o sprawdzenie, czy system nagród za intensyfikację sprzedaży alkoholu jest zgodny z obowiązującymi przepisami i standardami etycznymi.
Biedronka odpowiedziała na zarzuty w niezwykle racjonalny sposób. Biuro prasowe sieci przekazało dziennikowi "Fakt" następujące stanowisko:
Biedronka to sklep, w którym to sami klienci wybierają produkty, a personel nie zachęca ich aktywnie do zakupu na przykład alkoholu. Premie za lepszą sprzedaż różnych kategorii są powszechną na rynku praktyką. Podstawowym zadaniem pracowników naszych sklepów jest pełna dostępność produktów i ich prawidłowa ekspozycja, sprawna obsługa klientów, umieszczenie oznaczeń cenowych i etykiet promocyjnych. I tego dotyczy to pismo.
Prawdę mówiąc, jeszcze przed zapoznaniem się z odpowiedzią Biedronki, chciałem zwrócić uwagę na dokładnie te same fakty. W sklepach samoobsługowych pracownicy mają bardzo niewielki bezpośredni wpływ na to, co kupując klienci. Trudno sobie wyobrazić nachalne proponowanie przez kasjerów na kasie "A może jeszcze wódeczki?". W szczególności dotyczy to kas samoobsługowych.
Owszem, pracownicy supermarketów mogą dbać o właściwą ekspozycję produktów na sklepowych półkach i poprawne oznaczanie ich cen w taki sposób, by ewentualne przeceny zwracały na siebie uwagę. Nie jest to jednak wpływ na tyle duży, by przyćmiewał lokalizację sklepu, okres w roku i decyzje sieci o obniżaniu ceny poszczególnych produktów.
Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że premie za sprzedaż alkoholu dla pracowników to próba wręczenia pracownikom najlepszych sklepów drobnego prezentu świątecznego pod płaszczykiem akcji integracyjno-motywacyjnej. Prawdopodobnie ktoś w kierownictwie zastanowił się po prostu, jaki towar "schodzi" w okresie świątecznym najlepiej i na skutek niefortunnego błędu w ocenie padło na mocne alkohole.
Wiele to mówi o dwóch kwestiach. Pierwsza jest taka, że kadra zarządzająca Biedronką wciąż ma Polaków za wyjątkowych entuzjastów napojów alkoholowych, żeby nie używać słowa "pijaków". Różnego rodzaju marketingowe wypadki ostatnich dwóch lat tylko potwierdzają tę tezę.
Czy jednak w tej ocenie nie tkwi przypadkiem ziarnko prawdy? Rzecz w tym, że coś się w naszym społeczeństwie zmieniło. Pijemy coraz mniej. Preferujemy coraz słabsze trunki. Do tego kończy nam się tolerancja na traktowanie alkoholu w przestrzeni publicznej jako coś oczywistego. Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia byłoby szersze poparcie społeczne dla wprowadzania nocnych prohibicji w kolejnych miastach czy pomysły w rodzaju zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych albo wręcz zakazu jakiejkolwiek promocji alkoholu. Nawet posłowie nie mogą już pić w miejscu pracy i jakoś świat się nie skończył. Wydaje się więc, że obserwujemy rozjazd pomiędzy korporacyjnym marketingiem a rzeczywistymi oczekiwaniami konsumentów. Albo więc nastąpi jakaś korekta, albo co jakiś czas znowu będziemy się oburzać na kolejną sieć handlową usilnie próbującą rozpijać Polaków.