Akcja w wykonaniu ukraińskich pograniczników jest dowodem, że urzędnicza bezduszność nie ma narodowości, koloru skóry ani wyznania. Jedna nieprzemyślana decyzja może spowodować smutek wielu ludzi. Tak właśnie stało się na przejściu granicznym w Medyce, gdzie ukraińscy celnicy pozbawili polskie dzieci upominków na Mikołaja, gdyż prezenty to przemyt.
Autobus z Tarnowa, wyruszył ku przejściu w Medyce, aby jak co roku przynieść odrobinę uśmiechu rodakom i ich dzieciom mieszkającym w obwodzie lwowskim. Na pokładzie pojazdu znajdowało się łącznie 800 paczek, mających stanowić prezenty mikołajkowe dla polskich dzieci mieszkających w kilku wioskach, pod Lwowem. Ponieważ ta wzruszająca akcja organizowana była przez tarnowską młodzież, pedagogów i członków Towarzystwa Przyjaciół Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w tym mieście po raz 28, to nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że coś może pójść nie tak.
Prezenty to przemyt!
Po wejściu do autobusu, celnicy stwierdzili, że przewożony w takiej ilości towar musi być przemytem. Nie chcieli słuchać tłumaczenia, że wszystko podzielone jest na paczki i nie pomogło nawet pokazywanie ich zawartości. Nic nie dało wypełnienie deklaracji celnej (której przez tyle lat nigdy od organizatorów akcji nie wymagano), ani zwyczajne ludzkie tłumaczenie, że na te prezenty czeka między innymi 500 dzieci, które będą bardzo rozczarowane. Urzędnicy byli obojętni na tłumaczenia i bezwzględnie odmówili przepuszczenia autobusu przez granicę polsko-ukraińską.
Tarnowianie od lat bardzo chętnie włączają się w akcję zbierania darów, które następnie trafiają do paczek dla naszych rodaków. W tym roku, autobus z darami wyruszył w swoją trasę po raz 28 – zabierając na pokład mnóstwo podarunków oraz 26 organizatorów. Nakaz zawrócenia z granicy był wielkim ciosem, ale też zaskoczeniem, bo dotychczas ich działalność nie napotykała na granicy najmniejszych problemów. Paczki były przewożone bez konieczności wypełniania jakichkolwiek dodatkowych dokumentów, a celnicy wykazywali się zrozumieniem dla działalności Polaków. Powrót z granicy ujawnił kolejny problem – gdzieś trzeba było czasowo przechować paczki, aby rozdać je w Polsce. Z pomocą przyszli strażacy z OSP, którzy użyczyli do tego celu swojej remizy.
Organizatorzy są bardzo rozczarowani postawą ukraińskich celników, ich bezpardonowym działaniem, a najbardziej faktem, że Mikołaj w tym roku nie odwiedzi dzieci w obwodzie lwowskim.