Populacja Polski systematycznie spada. Prognoza demograficzna Ministerstwa Finansów zakłada, że w 2026 r. będzie nas 37,96 mln. Co gorsza, zmniejszy się liczba osób w wieku produkcyjnym. W samej prognozie zastanawia jednak założenie sobie w ciągu tych lat wzrostu współczynnika dzietności. Czyżbyśmy mieli do czynienia z myśleniem życzeniowym?
Dane resortu finansów nie pozostawiają złudzeń: zapaść demograficzna w Polsce będzie trwać nadal
Polska Agencja Prasowa poinformowała o przygotowywanej przez Ministerstwo Finansów prognozie demograficznej na następne pięć lat. Przygotowano ją na potrzeby prognoz przychodów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Tak naprawdę nie ma w niej większych niespodzianek. Populacja naszego kraju przez te pięć lat spadnie z 38,32 mln do 37,96 mln.
Równocześnie zmaleje liczba osób w wieku produkcyjnym. W 2026 r. pracować będzie o przeszło 0,7 mln osób mniej, niż w 2021 r. W tym samym czasie o tyle samo wzrośnie liczba osób w wieku poprodukcyjnym, a więc mężczyzn powyżej 65 roku życia i kobiet w wieku 60 i więcej lat. Co gorsza, prognoza demograficzna Ministerstwa Finansów zakłada także zauważalny spadek osób w wieku przedprodukcyjnym, mających od 0 do 17 lat. Za pięć lat grupa ta osiągnie poziom o 331 tys. mniejszy niż w 2021.
Dane przedstawione przez Ministerstwo Finansów potwierdzają tylko, że Polska znajduje się w stanie zapaści demograficznej. Wynika z nich, że w 2026 r. na 1000 osób w wieku produkcyjnym przypadną 434 osoby w wieku poprodukcyjnym i 737 osób w wieku nieprodukcyjnym. Obecnie na 1000 osób w wieku produkcyjnym w 2021 r. przypada 390 osób w wieku poprodukcyjnym i 698 osób w wieku nieprodukcyjnym.
Starzejące i kurczące się społeczeństwo z punktu widzenia systemu ubezpieczeń społecznych oznacza dwie rzeczy. Przede wszystkim spadnie liczba osób, które odprowadzają do systemu składki. Równocześnie wzrośnie odsetek aktywnych świadczeniobiorców. Skutków łatwo się domyślić: niższe emerytury i konieczność dokładania do systemu z budżetu państwa. Wszystko po to, by przynajmniej spróbować utrzymać względnie rozsądną wysokość świadczeń.
Z pewnością sytuacji nie poprawi spodziewane dalsze obniżenie wieku emerytalnego poprzez wprowadzenie emerytur stażowych. Prognoza demograficzna Ministerstwa Finansów chyba w ogóle nie uwzględnia nowej możliwości szybszego przechodzenia na emeryturę. To oznacza, że w nadchodzących latach potrzebna będzie korekta.
Prognoza demograficzna Ministerstwa Finansów jest zadziwiająco optymistyczna w kwestii współczynnika dzietności
Prognoza demograficzna Ministerstwa Finansów zawiera jednak jedną interesującą tezę. Zakłada ona wzrost współczynnika dzietności z 1,38 w 2021 r. do 1,41 w 2026 r. Czyżby resort finansów założył sobie, że strategia demograficzna wdrażana przez rząd rzeczywiście przyniesie pozytywny rezultat?
To nie jest oczywiście zupełnie niemożliwe. Warto przypomnieć, że współczynnik dzietności w 2019 r. wynosił według danych GUS 1,419. Niestety, od 2017 r. możemy zaobserwować wyraźną tendencję spadkową. I to pomimo cyklicznych założeń, w myśl których każdego roku nastąpi poprawa.
Nie sposób nie zauważyć, że dzietność w Polsce spada pomimo zakrojonych na szeroką skalę polityki redystrybucji „od bezdzietnych do dzieciatych”. O tym, że program Rodzina 500 plus nie działa wiemy już od dłuższego czasu. Można śmiało założyć, że pozostałe transfery pieniężne służące w teorii stymulowaniu dzietności przyniosą bardzo podobne skutki.
Owszem, polityka demograficzna naszego rządu zakłada dość trafne diagnozy co do przyczyn problemu. Rządzący doskonale wiedzą, że zakładaniu rodziny sprzyja stabilna, korzystne sytuacja gospodarcza. Przydaje się także dostępność mieszkań i inwestycję w infrastrukturę – taką jak żłobki i przedszkola. Można także z czystym sumieniem pochwalić racjonalne pomysły rządzących służące ułatwieniu życia rodzicom. Takie, jak chociażby propozycje zmian w kodeksie pracy. Wreszcie: można przynajmniej spróbować nie przeszkadzać i dać sobie spokój z forsowaniem projektów o charakterze ściśle ideologicznym.
Niestety, sytuacja gospodarcza Polski jest daleka od stabilnej. Szaleje drożyzna a zatrzymanie inflacji bynajmniej nie sprawi, że ceny wrócą do wysokości sprzed kryzysu. Mieszkań jak brakowało, tak brakuje – i brakować będzie nadal. Rządzący zaś tak bardzo chcą wzrostu dzietności, że jedną z pierwszych ich decyzji było wstrzymanie rządowego wsparcia dla metody in vitro. Obecnie zaś próbują wspierać rodzinę czyniąc rozwody droższymi i dłuższymi. W tej sytuacji można podziwiać optymizm resortu finansów w kwestii współczynnika dzietności.