Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg przekonuje, że nowa polityka demograficzna Polski będzie oparta o rodziny a nie o migrantów. Co to właściwie miałoby oznaczać? Najprawdopodobniej niewiele. Polska w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy jest w końcu bardzo otwarta na imigrację. Tymczasem dotychczasowe próby zwiększania dzietności spełzły na niczym.
Minister rodziny i polityki społecznej przekonuje, że rząd skupia się przede wszystkim na wspieraniu rodzin
Można odnieść wrażenie, że polityka demograficzna naszego kraju od wielu lat stanowi bardziej próbę zaklinania rzeczywistości za pomocą magicznych zaklęć. Dzietności trwale nie poprawiły rozbudowane programy socjalne, z 500 plus na czele. Sytuacji nie poprawiają dość racjonalne pomysły mające ułatwić życie młodym rodzicom. Tym bardziej nie pomagają ideologiczne fanaberie spod znaku utrudniania rozwodów i walki z aborcją. Przyrost naturalny ani drgnie. Nie przeszkadza to jednak rządzącym odmieniać słowo „rodzina” przez wszystkie możliwe przypadki przy każdej możliwej okazji.
Po raz kolejny ten sposób rozumowania możemy dostrzec w słowach minister rodziny i polityki społecznej Marleny Maląg z sobotniego wywiadu dla Polsat News.
My w swojej polityce demograficznej, strategii demograficznej, którą bardzo szeroko konsultowaliśmy, skupiamy się przede wszystkim na wsparciu rodzin, nie na tworzeniu polityki prorodzinnej opartej na migracji. Celowo i świadomie strategia demograficzna, która już niebawem będzie przyjmowana przez Radę Ministrów, jest oparta nie na migrantach, tylko przede wszystkim na stworzeniu systemowej, kompleksowej polityki prorodzinnej
Słowa te stanowią odpowiedź na pytanie, czy wobec pesymistycznych prognoz co do liczby ludności nasz kraj nie powinien otworzyć się na migrację. Trudno byłoby mieć cokolwiek przeciwko kompleksowej polityce prorodzinnej. Proponowaną przez rządzących strategię demograficzną 2040 można pochwalić nie tylko za dość trafne diagnozy problemu. Rządzący od jakiegoś czasu proponują zmiany w prawie pracy. Te miałyby pomóc Polakom godzić życie rodzinne z zawodowym i zwiększyć stabilność zatrudnienia.
Rządy Zjednoczonej Prawicy to okres rekordowej wręcz imigracji do Polski
Trudno jednak słowa minister Maląg rozpatrywać w oderwaniu od kwestii migracji. Nie da się bowiem ukryć, że rządy Zjednoczonej Prawicy to okres coraz to bardziej śmiałego sięgania po pracowników z zagranicy. W tym także spoza Unii Europejskiej. To w żadnym wypadku nie jest zarzut – wręcz przeciwnie. Tym niemniej nie sposób nie zauważyć, że antymigracyjna narracja ze strony obecnej władze to w dużej mierze bajka.
Według niektórych szacunków przez polski rynek pracy przewija się ponad milion pracowników z Ukrainy. Niemal 900 tysięcy cudzoziemców jest w Polsce zgłoszonych w ZUS do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego. Nie tylko Ukraińców, ale też obywateli Wietnamu, Filipin, czy Pakistanu. Myliłby się ten, kto sądzi, że nasz kraj potrzebuje jedynie niewykwalifikowanych pracowników. Polskiej służbie zdrowia brakuje lekarzy, pielęgniarek czy sanitariuszy. Problem jest szczególnie widoczny w trakcie pandemii koronawirusa. Remedium stanowią właśnie próby ściągania medyków z zagranicy.
Warto także zadać sobie pytanie: po co właściwie państwu dzietność? Nie chodzi bynajmniej o samą chęcią chwalenia się liczbą ludności w Polsce. System emerytalny skonstruowano w taki sposób, że świadczenia emerytów wypłacana się ze składek osób aktualnie pracujących. Zapaść demograficzna skutkuje tym, że coraz mniej Polaków pracuje na coraz większą liczbę emerytów. Równocześnie starzejące się społeczeństwo wymaga coraz większych nakładów na służbę zdrowia. Tymczasem to właśnie ta część populacji w wieku produkcyjnym generuje większość dochodów budżetowych państwa.
Polityka demograficzna Polski jak najbardziej powinna uwzględniać także korzyści z legalnej migracji
Epidemia koronawirusa dodatkowo komplikuje sytuację. Tak dużej śmiertelności nie było w Polsce od II wojny światowej. Mamy uwierzyć, że nasze państwo nagle przestanie rozglądać się za pracownikami z zagranicy? Co więcej, przynajmniej część imigrantów zostaje w Polsce na stałe, chociażby zakładając rodziny. Owszem, ktoś mógłby powiedzieć, że imigranci zarobkowi stanowią jedynie rozwiązanie tymczasowe. Będziemy się na nim opierać do momentu, aż przygotowywana polityka demograficzna przyniesie rezultaty. Tyle tylko, że taki rezultat może po prostu nie nastąpić.
Wyjście z pułapki niskiej dzietności jest możliwe wyłącznie poprzez trwałą poprawę sytuacji materialnej polskich rodzin. Droga do tego celu wiedzie przez poprawę kondycji całej gospodarki. Tutaj nie wystarczy tworzyć coraz to nowe świadczenia socjalne. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że dotychczasowa polityka prorodzinna rządu na dłuższą metę bardziej zaszkodziła niż w czymkolwiek pomogła. Paradoksalnie dotychczasowa liberalna polityka migracyjna może na dłuższą metę być dużo skuteczniejsza, niż powtarzane co rusz magiczne zaklęcia o „polskich rodzinach”.