Każda władza chciałaby mieć namacalne sukcesy, którymi mogłaby się pochwalić. Nic nie nadaje się do tego lepiej niż wielkie projekty infrastrukturalne. W Polsce mamy z nimi od dłuższego czasu poważny problem. Takie inwestycje powstają nie tylko bez przemyślenia, ale i bez uwzględnienia rzeczywistych potrzeb naszego kraju.
Wielkie projekty infrastrukturalne od zawsze służyły pokazaniu majestatu i skuteczności władzy
Opublikowany na portalu 300gospodarka.pl wywiad z Piotrem Malepszakiem, byłym członkiem zarządu i p.o. prezesa Centralnego Portu Komunikacyjnego, daje wiele do myślenia co do stanu polskich inwestycji w infrastrukturę. Długa rozmowa buduje dość niepokojący obraz, w którym polskie projekty infrastrukturalne powstają bez uwzględnienia rzeczywistych potrzeb kraju. Dotyczyła przede wszystkim kolei i portów lotniczych, w tym całego projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Problem nakreślony przez Malepszaka obejmuje przede wszystkim nierealistyczne założenia. Nie chodzi bynajmniej tylko o terminy poszczególnych etapów poszczególnych projektów. Ekspert przestrzegał chociażby przed powtórzeniem scenariusza hiszpańskiego przy inwestycjach w nowoczesną kolej. Najkrócej rzecz ujmując: Polska jest gotowa pobudować mnóstwo infrastruktury, z której tak naprawdę nikt nie będzie korzystać. Oczywiście wydając na ten cel krocie.
Należałoby się zastanowić, czy przypadkiem ta sama bolączka nie obejmuje także innych wielkich inwestycji realizowanych w naszym kraju. Zwłaszcza w ciągu ostatnich paru lat. Nie da się ukryć, że każda władza chce mieć czym się pochwalić. Najbardziej namacalnym dowodem sukcesów są wielkie projekty infrastrukturalne.
Dotyczy to nie tylko Polski, ale właściwie wszystkich kultur od początków cywilizacji. Kiedyś były to akwedukty, łaźnie, piramidy, pałace. Dzisiaj są to drogi, linie kolejowe, lotniska, kanały, czy stadiony. W niektórych państwach: wieżowce, gazociągi albo sztuczne wyspy. Wszelkiej maści tamy pozostają popularne po dziś dzień. Swego rodzaju fetyszyzacja budów o wielkiej skali dotyczy także na przykład elektrowni. Takie podejście nie sprzyja, niestety, budowaniu z głową.
Efektowność inwestycji w Polsce często przesłania decydentom ich rzeczywistą użyteczność
Skoro bowiem dana inwestycja ma służyć czemuś więcej, niż tylko potrzebom ludności, to te często schodzą na dalszy plan. Wydaje się, że często o wiele bardziej liczy się możliwość popisania się przed wyborcami. Wielkie projekty inwestycyjne w Polsce dotknięte tą bolączką wydają się nadspodziewanie liczne.
Na pierwszy rzut oka takową wydaje się właśnie Centralny Port Komunikacyjny. Czy w postpandemicznej rzeczywistości rzeczywiście potrzebujemy wielkiego lotniska w środku Polski będącego przy okazji punktem przesiadkowym dla połączeń kolejowych? Niekoniecznie. Niektórzy eksperci kwestionowali konieczność jego budowy jeszcze zanim wybuchła epidemia a Polacy podróżowali dużo częściej.
Warszawa teoretycznie ma nie do końca zagospodarowane lotnisko w Modlinie, które mogłoby posłużyć do rozładowania ruchu lotniczego z Okęcia. Pod warunkiem, że ten wróci do poziomu sprzed epidemii koronawirusa, co jest bardzo wątpliwe. W odwodzie czeka jeszcze lotnisko w Radomiu, osobny symbol pychy i zaklinania rzeczywistości przez lokalnych polityków. A także dyżurny obiekt kpin internautów.
Kolejnym przykładem może być przekop Mierzei Wiślanej. Sam w sobie nie jest oczywiście niczym złym czy szkodliwym. To lokalna inwestycja, która być może w jakimś tam stopniu przysłuży się Elblągowi. Problem w tym, że politycy podchodzą do tej inwestycji tak, jakby co najmniej kopali drugi Kanał Sueski. Kwestie ambicjonalne, w połączeniu właśnie z fetyszyzacją wielkich budów, nakręca tylko koszty całego projektu, już teraz nieproporcjonalne do spodziewanych korzyści.
Jako pozytywny przykład można wskazać stadiony pobudowane przy okazji Euro 2012, w tym Stadion Narodowy w Warszawie. Na początku były poważne obawy, że obiekty po zakończeniu mistrzostw Europy w piłce nożnej będą świeciły pustkami i generowały straty. Przyjęty model biznesowy sprawił jednak, że cały czas z obiektów jest jakiś pożytek.
Niekiedy nierealistyczne założenia sprawiają, że budowa w ogóle nie dochodzi do skutku
Osobnym tematem jest polska elektrownia atomowa, którą budujemy tak, jak przysłowiowa sójka wybiera się za morze. Od trzydziestu lat właściwie nie poczyniliśmy żadnego realnego kroku w kierunku jej faktycznego zbudowania. To nie przeszkadzało politykom tworzyć kolejne spółki mające ją budować i wpisywać ten temat na wyborcze afisze. Być może teraz się doczekamy – głównie dlatego, że za budowę mniejszych reaktorów zamierzają się wziąć rodzimi miliarderzy. Może tym razem się uda?
Wreszcie: każda władza lubi się chwalić kilometrami oddanych autostrad i zmodernizowanych połączeń kolejowych. Byłoby to wręcz coś pozytywnego, gdyby nie pomijanie dość ważnego aspektu całej sprawy. Otóż raz pobudowaną infrastrukturę trzeba też utrzymywać. Tymczasem remonty tej już istniejącej nie są tak chwytliwe.
Istnieje więc pokusa – jeśli wierzyć Malepszakowi, to bardzo widoczna w przypadku kolei – do ich zaniedbywania. Po co niewielkim kosztem wykorzystywać istniejącą infrastrukturę aż do jej zużycia, jeśli na jej miejsce można stworzyć nową? Tutaj przykładem mogą być orliki. Boiska wybudowane za czasów rządów Donalda Tuska dzisiaj często są już zaniedbane i wymagające napraw. O takim smutnym stanie rzeczy mówi się już od przynajmniej paru lat. Nic nie wskazuje na to, by problem udało się zażegnać.
Wielkie projekty infrastrukturalne powinniśmy tworzyć z głową. Inaczej skończy się tak, jak w przypadku pustych miast w Chinach służących jedynie patologiom tamtejszego rynku nieruchomości, czy pustych sztucznych wysp w Dubaju. Zakładając optymistycznie, że rzeczywiście uda się projekt doprowadzić do końca.