Jedną ze sztandarowych inwestycji rządów Prawa i Sprawiedliwości jest przekop Mierzei Wiślanej. W założeniu otworzenie sobie drogi wodnej z Bałtyku do Elbląga miał przynieść miastu i regionowi szansę na bezprecedensowy rozwój. Miał, bo koszty inwestycji zdążyły wzrosnąć dwukrotnie. Rządzący znaleźli jednak sobie nowe uzasadnienie – teraz przekop jest inwestycją obronną.
Już od czasów nowożytnych istniała koncepcja przekopania Mierzei Wiślanej – z jakiegoś powodu już wtedy ją raz za razem zarzucano
Pomysł otworzenia sobie szlaku morskiego do Elbląga wcale nie jest nowy – sięga XVI wieku. O ile jednak Polsce mógłby przydać się nowy pełnoprawny bałtycki port, o tyle na drodze stoi jeden problem. Całkiem dosłownie, bo mowa o Mierzei Wiślanej. Nie jest to oczywiście nic, z czym zarówno współczesna jak i nowożytna inżynieria by sobie nie poradziła. Pozostaje jednak kwestia opłacalności całej inwestycji.
W przeszłości pomysł opierał się o stworzeniu w Elblągu realnej konkurencji dla Gdańska. Teraz chodziło po prostu o rozwój nieco zapomnianego przez kolejne rządy miasta oraz regionu. Nikt poważny chyba nie spodziewał się, że stutysięczny Elbląg naprawdę stanie się portem na miarę chociażby Gdańska czy nawet Świnoujścia.
Przekop Mierzei Wiślanej ma jednak także drugie uzasadnienie w postaci napiętych relacji z Rosją. Żeby cokolwiek wpłynęło do Elbląga, musi przepłynąć przez rosyjskie wody terytorialne. O ile do tej pory inwestycję zachwalano przede wszystkim pod kątem korzyści gospodarczych, o tyle teraz chyba to właśnie relacje z naszym północnym sąsiadem stanowią najważniejszy pretekst do jej kontynuowania.
Przekop Mierzei Wiślanej jednak nie zamieni Elbląga w drugi Gdańsk czy nawet drugie Świnoujście
Słowo „pretekst” jest w tym przypadku bardzo istotne. Gazeta Wyborcza informuje bowiem, że gdzieś po drodze zmienił się oficjalny sens całego przedsięwzięcia. Teraz przekop Mierzei Wiślanej stał się inwestycją obronną. Istnieją jednak dwa poważne argumenty, by powątpiewać także w to uzasadnienie.
Podstawowym są kwestie finansowe. Spodziewany koszt przekopu w ostatnim czasie wzrósł z ok. 880 mln zł, lecz 1,98 mld zł. Warto przy tym zauważyć, że już przy pierwszej z tych kwot alarmowano o ryzyku, że inwestycja się nie zwróci. Analiza opłacalności sprzed kilku lat wskazywała, że wzrost kosztów o 20% poważnie zagraża rentowności przekopu. Siłą rzeczy koszty rosnące przeszło dwukrotnie nakazują zapomnieć o jakichkolwiek korzyściach wyrażonych w pieniądzu.
Na papierze wygląda to teraz niczym przysłowiowe lotnisko w Radomiu. Trzeba więc było na szybko znaleźć jakieś nowe uzasadnienie. Najlepiej takie, przy którym nikt nie zadawałby niewygodnych pytań o opłacalność. Dlatego właśnie Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej odpisało wyborczej, że sytuacja się przecież zmieniła.
Po co teraz mydlić obywatelom oczy kwestią rosyjską, skoro Putin zajął Krym zanim jeszcze PiS doszedł do władzy?
Na szczególną uwagę zasługuje jeden fragment tej odpowiedzi:
Po aneksji przez Rosję Krymu zmieniła się drastycznie sytuacja geopolityczna, a priorytetem w tym regionie stało się zapewnienie bezpieczeństwa publicznego i ochrona granic
Warto w tym momencie wskazać trzy kluczowe daty: aneksja Krymu przez Rosję nastąpiła w 2014 r., Prawo i Sprawiedliwość zdobyło władzę w wyniku wyborów parlamentarnych z 2015 r. a faktyczne prace nad przywróceniem tego projektu do życia to mniej-więcej rok 2016. Kwestię rosyjską trudno więc nazwać jakąkolwiek nowością.
Drugim problemem z rzekomym strategicznym znaczeniem, jaki przekop Mierzei Wiślanej miałby mieć dla bezpieczeństwa naszego kraju, jest oczywiście stan polskiej marynarki wojennej. Określenie go jako „zły” byłoby właściwie nieuzasadnionym komplementem. Po co więc nam kanał żeglugowy dla wojska, którym właściwie nic nie będzie pływać? Zwłaszcza, że Elbląg nie jest przecież portem wojennym.
My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo
Całą zagadkę z nowym znaczeniem przekopu właściwie można sprowadzić do podobnych przypadków. Kiedy okazało się na przykład, że program Rodzina 500 Plus nie ma większego wpływu na wzrost liczby urodzeń, pojawiła się narracja o stymulowaniu gospodarki. Kiedy i ta upadła zostało jedynie „przywracanie godności polskim rodzinom”.
Nie ma co się oszukiwać: przekop Mierzei Wiślanej to tylko kolejny po Centralnym Porcie Komunikacyjnym „miś na miarę możliwości” naszego państwa. Inwestycja bardziej na pokaz, niż realnie do czegokolwiek Polsce przydatna. Tyle tylko, że żeby ją zrealizować potrzeba nie tylko uporu i samozaparcia rządzących, ale także rządowych pieniędzy. Żeby te wyciągnąć z budżetu potrzebny jest zwykle pretekst.
Warto sobie zadać pytanie: czy dwa miliardy złotych na przekop to dużo, czy mało? Z punktu widzenia całości budżetu państwa może i nie są to wielkie pieniądze. Nie sposób jednak nie zauważyć, że obecnie istnieją poważne obawy o to, w jakim stanie nasza gospodarka będzie po przejściu epidemii koronawirusa. To nie jest najlepszy moment na realizację pozbawionych faktycznego uzasadnienia inwestycji mających jedynie zaspokoić czyjeś ambicje.