Nietrzeźwy pieszy wtargnął na przejście dla pieszych wprost pod jadący samochód. Kierowca miał zielone światło, a pieszy miał czerwone. Mimo tego sąd uznał, że kierowca jest współwinny całego zdarzenia, ponieważ w terenie zabudowanym jechał z prędkością 63 km/h. Kontrowersyjny wyrok zapadł przed łódzkim sądem.
Jakiś czas temu napisałem, że największym zagrożeniem dla pieszych na naszych drogach są sami piesi, a nie kierowcy. Pobłażliwe traktowanie pieszych łamiących każdego dnia dziesiątki przepisów jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Każdego dnia jestem świadkiem tego, jak piesi wręcz z zamkniętymi oczami wchodzą na przejście wprost pod jadące samochody. Tym samym wymuszają pierwszeństwo. To zachowanie tak nagminne, że jednym z większych mitów na temat poruszania się na drogach stało się to, że pieszy ma pierwszeństwo jeszcze przed wejściem na przejście. Tymczasem zgodnie z przepisami pierwszeństwo ma tylko ten pieszy, który już znajduje się na przejściu.
Ponad dwa lata temu na jednym z przejść dla pieszych w Łodzi miał miejsce wypadek, który został uwieczniony na rejestratorze w samochodzie kierującego samochodem. Oto kierowca przejeżdżał przez przejście dla pieszych, mając zielone światło. Tuż przed wjechaniem na pasy, stojący przed sygnalizatorem pieszy wbiegł na przejście, chcąc przez nie przejść w czasie, kiedy miał czerwone światło. Po tym okazało się, że pieszy był pod wpływem alkoholu. Kierowca nie zdążył wyhamować i potrącił biegnącego mężczyznę, powodując obrażenia nogi i uraz barku.
Przejście na czerwonym świetle
Prokuratura powołała biegłego, który na podstawie nagrania z rejestratora stwierdził, że kierowca przekroczył prędkość o 17 km/h. Gdy sprawa trafiła na wokandę sądu, powołano kolejnego biegłego, który stwierdził, że kierowca przekroczył prędkość nie o 17, a 13 km/h. Ostatecznie uznano, że współwinnym całego zajścia był kierowca, bo zdaniem sądu naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Warunkowo jednak umorzył postępowanie karne, obciążając go kosztami procesu i nakazał zapłacić nawiązkę poszkodowanemu w wypadku pieszemu w wysokości 1500 zł. Sąd ustalił, że w dniu wypadku droga była mokra po deszczu, a kierowca nie tylko nie zwolnił poniżej dopuszczalnej prędkości, ale wręcz ją przekroczył (jechał 63 km/h). Ustalono, że gdyby poruszał się z przepisową prędkością 50 km/h najprawdopodobniej zdołałby wyhamować.
Co zabawne, prokuratura nie postawiła pieszemu żadnych zarzutów. Dodatkowo poza nawiązką może ubiegać się o odszkodowanie. Zgodnie z ustaleniami TVN24 mężczyzna już skontaktował się w tej sprawie z ubezpieczycielem pomimo tego, że wyrok jest wciąż nieprawomocny.
O ile ciężko odmówić racji twierdzeniu, że przekroczenie prędkości przez kierowcę niewątpliwie przyczyniło się do całego zdarzenia. Niemniej jednak za bulwersujący uważam fakt, że pomimo uznania winy obu uczestników zdarzenia, pieszemu nie postawiono żadnych zarzutów. Tym bardziej, że zgodnie z art. 14 prawa o ruchu drogowym:
Art. 14. Zabrania się:
1) wchodzenia na jezdnię:
a) bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych,
3) zwalniania kroku lub zatrzymywania się bez uzasadnionej potrzeby podczas przechodzenia przez jezdnię lub torowisko;
Nie wspominając zupełnie o tym, że za przechodzenie na czerwonym świetle powinien otrzymać mandat w wysokości 100 zł. Przerzucanie całej winy zdarzenia tylko i wyłącznie na kierowcę uważam za fatalny sygnał do wszystkich uczestników ruchu drogowego, którego piesi są takimi samymi uczestnikami, jak kierowcy.