AI miesza szyki wszystkim – od restauratorów, po sprzedawców
Coraz więcej restauratorów sygnalizuje, że liczba reklamacji opartych na podejrzanie perfekcyjnych zdjęciach rośnie. Klienci wysyłają fotografie niedopieczonego mięsa, obcych przedmiotów w daniu czy nadpleśniałych składników, które po dokładniejszym przyjrzeniu okazują się wygenerowane lub podrasowane przez sztuczną inteligencję. Tylko niestety trudno tu udowodnić.
Paradoks polega na tym, że technologia, która miała pomóc w tworzeniu pięknych zdjęć potraw, zaczyna służyć do przedstawiania ich w jak najgorszym świetle. Wszystko po to, by wyłudzić zwrot pieniędzy lub darmowy posiłek. Ta nowa forma manipulacji jest problemem nie tylko ekonomicznym, lecz także kulturowym — bo uderza w obszar, w którym oczekujemy pewnej przyzwoitości i uczciwości.
Co ciekawe, o ile problem związany z przerobionymi zdjęciami jedzenia jest ostatnio nagłaśniany, to z próbą wyłudzeń na zdjęcia z AI stykają się również inne branże – nie tylko gastronomiczna. Szczególnie uważać muszą sprzedawcy (zarówno profesjonalni, jak i osoby, które odsprzedają niepotrzebne już rzeczy) – również w tym przypadku pole do nadużyć dzięki sztucznej inteligencji jest naprawdę spore.
To tylko przerobione zdjęcie? Nie, to przestępstwo!
Mało osób zdaje sobie sprawę, że z pozoru błahe działanie – przerobione dzięki AI zdjęcie, dzięki któremu udało się nam zaoszczędzić kilkadziesiąt (a w skrajnych przypadkach kilkaset) złotych, może wpędzić nas w spore kłopoty. Mimo że prawo karne nie nadąża za tempem rozwoju technologii, to akurat tutaj przepisy nie pozostawiają większych wątpliwości. Kto świadomie przerabia zdjęcie w celu uzyskania nienależnej korzyści, wprowadza przedsiębiorcę w błąd. To klasyczny mechanizm oszustwa.
W tym przypadku nieważne są narzędzia – liczy intencja i skutek: realne ryzyko, że sprzedawca — na podstawie sfabrykowanego zdjęcia — niekorzystnie rozporządzi swoim mieniem. Co więcej, samo podjęcie takiej próby może być prawnie ocenione jako usiłowanie przestępstwa.
Przestępstwo oszustwa zostało opisane w art. 286 kodeksu karnego. Zgodnie z nim, kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat. W przypadkach mniejszej wagi sąd może zastosować karę grzywny, ograniczenia wolności, a także pozbawienia wolności do lat 2.
Aby popełnić przestępstwo oszustwa, wystarczy wprowadzić inną osobę w błąd – na przykład wysłanie sprzedawcy zmanipulowanego zdjęcia, sugerującego wadę towaru lub produktu, której faktycznie nie ma. To działanie musi być podjęte w celu osiągnięcia korzyści majątkowej – czyli może to być uzyskanie zwrotu pieniędzy, do którego osoba nie jest uprawniona. Aby doszło do przestępstwa, musi również nastąpić skutek, czyli musi dojść do niekorzystnego rozporządzenia mieniem – ma to miejsce wtedy, gdy sprzedawca wypłaca nienależny zwrot. Co ciekawe, nawet jeżeli oszustwo nie dojdzie do skutku i sprawca nie otrzyma zwrotu pieniędzy – i tak może odpowiadać karnie, za usiłowanie.
Za chwilę aby udowodnić wadę produktu, trzeba będzie procesu
Problem zaczyna jednak wykraczać poza ramy odpowiedzialności karnej. Restauracje, które dotąd w miarę elastycznie podchodziły do reklamacji, coraz częściej decydują się na zaostrzenie procedur. Pojawiają się pomysły wymagania nagrań wideo zamiast zdjęć, ograniczenia czasu na zgłaszanie reklamacji czy wprowadzenia algorytmów automatycznie badających autentyczność obrazu. Dla uczciwych konsumentów oznacza to utrudnienia, a dla platform dostawczych — konieczność przeprojektowania systemów obsługi klienta. Tymczasem każdy kolejny incydent pogłębia atmosferę wzajemnej podejrzliwości.
Zjawisko przerabiania zdjęć jedzenia przez AI jest więc czymś znacznie więcej niż internetową ciekawostką. To pierwszy sygnał dużo poważniejszego problemu: wejścia sztucznej inteligencji w sferę drobnych, codziennych konfliktów między konsumentem a przedsiębiorcą. A tam, gdzie pojawia się możliwość manipulacji, prędzej czy później rodzi się też potrzeba regulacji. Dzisiejsze fałszywe zdjęcia niedopieczonego mięsa, czy dziurawych jeansów mogą jutro stać się materiałem dowodowym w sporach z zupełnie innych branż, a pytanie o to, jak weryfikować autentyczność cyfrowych treści, będzie coraz bardziej palące.