Transformacja energetyczna nie powinna ograniczać się do przemysłu
Nie ma sensu zadawać sobie pytania, czy chcemy, by Polska zrezygnowała z energetyki opartej na paliwach kopalnych. Tak naprawdę nie mamy w tej kwestii większego wyboru. Transformacja energetyczna trwa w najlepsze. O ile jeszcze nie zbudowaliśmy żadnej elektrowni jądrowej, o tyle w czerwcu tego roku odnawialne źródła energii po raz pierwszy przebiły udział węgla w bilansie energetycznym naszego kraju. OZE wygenerowały wówczas 44,1 proc. produkowanej w Polsce energii, a węgiel 43,7 proc. Niecałe dwie trzecie energii odnawialnej generuje fotowoltaika a ok. jednej czwartej elektrownie wiatrowe.
Nie chodzi wyłącznie o duże przemysłowe projekty. Transformacja energetyczna w Polsce dotyczy także zwykłych obywateli inwestujących w panele fotowoltaiczne czy pompy ciepła mające zastąpić szkodliwe dla środowiska kopciuchy i kłopotliwe piece gazowe. Dodatkową "zachętę" stanowią spodziewane skutki polityki politycznego przodownictwa uskutecznianej przez Komisję Europejską. Mam na myśli przede wszystkim wprowadzenie systemu ETS2, który uderzy po kieszeni także gospodarstwa domowe korzystające z niewłaściwych źródeł ogrzewania.
Wspominam o tym dlatego, że cały proces byłby z pewnością szybszy, wydajniejszy i bardziej płynny, gdyby kolejne rządy nie uparły się na przeszkadzanie w transformacji energetycznej na różne sposoby. Ktoś mógłby stwierdzić, że chcę się teraz przyczepić do zawetowania przez prezydenta Karola Nawrockiego ustawy wiatrakowej. Co ciekawe jednak, eksperci z branży cytowani przez Rzeczpospolitą sugerują, że sporne minimum 500 metrów od budynków mieszkalnych wcale nie jest tak bardzo potrzebne. Powód jest prozaiczny: coraz częściej stawiane są większe urządzenia generujące więcej hałasu. Koniec końców i tak trzeba je stawiać w większej odległości od domów i mieszkań.
O wiele bardziej szkodliwe może się okazać zawetowanie o zmianie niektórych ustaw w celu dokonania deregulacji w zakresie energetyki. W końcu znajdowały się w niej rozwiązania ułatwiające połączenie różnych instalacji na jednym przyłączu do sieci, zwolnienie z obowiązku uzyskania pozwolenia na budowę instalacji fotowoltaicznych o mocy do 500 kW oraz podniesienie progu koncesjonowania instalacji OZE. Prezydentowi nie spodobał się pomysł zamiany papierowych faktur za energię na ich elektroniczną wersję, co miałoby zaszkodzić osobom wykluczonym cyfrowo. Karol Nawrocki zakwestionował również wspomniany pomysł zderegulowania stawiania mniejszych instalacji fotowoltaicznych.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Przeszkadzanie w transformacji energetycznej ma tak naprawdę wymiar przede wszystkim finansowy. Chodzi o zniechęcanie inwestorów dodatkowymi obciążeniami oraz kłopoty z zachętami ze strony państwa. Jako winowajców wskazałbym zarówno obecny rząd, jak i poprzedni.
Kolejny rząd popełnia kolejne błędy
Wielokrotnie wspominanym i krytykowanym na łamach Bezprawnika błędem rządów Mateusza Morawieckiego było narzucenie od kwietnia 2022 r. nowych zasad rozliczania prosumentów z firmami energetycznymi. Chodzi o to, że nadwyżkę wyprodukowanej w przydomowych instalacjach fotowoltaicznych należy sprzedać po cenie hurtowej, natomiast energię pobieraną w okresie niedoboru kupuje się po cenach rynkowy. To jedno posunięcie na dłuższy czas stawiło pod znakiem zapytania opłacalność inwestowania w fotowoltaikę.
Dlaczego ówczesna władza zdecydowała się storpedować rozwój przydomowej energetyki słonecznej? Chodziło rzecz jasna o interesy wspomnianych firm energetycznych. Trzeba przyznać, że sieci przesyłowe nie do końca były przygotowane na skokowy wzrost popularności fotowoltaiki. Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że główni dostawcy energii w Polsce to albo firmy kontrolowane przez Skarb Państwa, albo przez jakąś inną jego spółkę. Wystarczyło po prostu powiedzieć "nie".
Obecny rząd nie skorzystał z okazji do naprawienia błędów poprzedników. Zaproponował za to prosumentom rozliczanie się w systemie godzinowym, który rzeczywiście może się opłacać niektórym z nich. Nie czepiałbym się niechęci do przywrócenia stanu pierwotnego, gdyby Koalicja Obywatelska nie obiecywała swoim wyborcom dokładnie tego w konkrecie nr 84 ze słynnej listy "100 konkretów na pierwsze sto dni rządów".
Błędem, który obciąża w całości obecny rząd, jest z kolei powrót opłaty mocowej. Warto zauważyć, że mowa o daninie doliczanej do rachunków za prąd, która zasila budżet nie państwa, nie samorządów, ale przywołanych już wyżej dostawców energii. Ma niby rekompensować ich gotowość do dostarczania prądu w czasach kryzysu. Ponownie pragnę zauważyć, że mamy do czynienia z firmami mniej lub bardziej kontrolowanymi przez Skarb Państwa.
Każdy z nas zapłaci stawkę uzależnioną od poziomu zużycia ustaloną przez Urząd Regulacji Energetyki. Z wyliczeń serwisu chip.pl wynika, że typowe polskie gospodarstwo domowe zużywa rocznie między 2000 a 2500 kilowatogodzin. Tym samym wejdzie w trzecią grupę taryfową i zapłaci ok. 11,14 zł miesięcznie. W gorszym położeniu są ci, którzy zużywają więcej prądu – na przykład zamontowali sobie pompę ciepła, ładują swój samochód elektryczny, albo po prostu zamontowali sobie klimatyzację. Opłata mocowa przy zużyciu powyżej 2800 kilowatogodzin wyniesie 16,01 zł netto miesięcznie. Niby nie jest to wiele, ale rocznie wychodzi 192,12 zł dodatkowych obciążeń o mocno wątpliwym uzasadnieniu.
Przeszkadzanie w transformacji energetycznej pośrednio objawiało się także poprzez wstrzymanie programu Czyste Powietrze z dnia na dzień w listopadzie 2024 r. Owszem, chodził o walkę z nieuczciwymi wykonawcami i pośrednikami oraz ograniczenie skali nadużyć. Problem w tym, że przy okazji wylano dziecko z kąpielą, spowalniając kluczowy proces termomodernizacji. Zagrożono płynnością wielu firm, podkopano zaufanie do programu. Teraz zaś postanowiono go dobić wykluczeniem dofinansowania pomp ciepła wyprodukowanych poza Unią Europejską.
Wnioski tak naprawdę nasuwają się same. Zachęty do inwestowania w odnawialne źródła energii i przyjazne dla środowiska rozwiązania niewiele pomogą, jeśli równocześnie będziemy je podkopywać poprzez nakładanie dodatkowych danin i torpedowanie sprawdzonych pomysłów. Jeżeli władza nie chce pomagać, to niech przynajmniej nie przeszkadza.