Co zrobić z postępowaniami w sprawach o wykroczenia i nadmiarem chętnych do pracy magistrów prawa? Przywrócić sądy grodzkie i obsadzić je sędziami pokoju (ale bezwzględnie prawnikami). To przecież genialny pomysł.
Przywrócenie sądów grodzkich ma sens
Ostatnia propozycja nowelizacji procedury wykroczeniowej poprzez usunięcie prawa odmowy przyjęcia mandatu (będącego realizacją konstytucyjnego prawa do sądu) jest skandaliczna. Posłowie partii rządzącej chcą usprawniania wymiaru sprawiedliwości poprzez upraszczanie postępowań dzięki relatywizowaniu praw obywatelskich, zamiast skupić się na efektywności, profesjonalizacji i rozwiązywaniu kilku problemów jednocześnie.
Większość czytelników zapewne pamięta, że sprawami wykroczeniowymi nie tak dawno temu zajmowały się sądy grodzkie – podległe sądom rejonowym. Zastąpiły one kolegia do spraw wykroczeń, zaś dzisiaj sprawami wykroczeniowymi zajmują się sądy rejonowe jako takie. Warto przybliżyć historię procedowania w sprawach wykroczeniowych, by moja propozycja mogła nabrać szerszego kontekstu.
W 1951 roku powstały organy karno-administracyjne, tj. Kolegia ds. Wykroczeń. Właściwa ustawa określała tryb postępowania przed nimi. W większych (pod względem ludności) gminach kolegia mogły przekazywać niektóre sprawy sądom, zaś te mniejsze nie mogły orzekać o karach w maksymalnym wymiarze.
Wobec tego rodzaju organów na przestrzeni lat pojawiały się oczywiście pewne ewolucje i zmiany, zarówno w zakresie ich istoty, jak i sposobu funkcjonowania. Organy karno-administracyjne są jednak tematem na osobny wpis – chociaż dzisiejsze działanie sanepidów w świetle kar administracyjnych wcale się wiele nie różni. Może poza tym, że przed kolegium można się było wytłumaczyć.
Kolegia ds. wykroczeń zostały wyparte w 2001 roku przez sądy grodzkie. Te były najczęściej zamiejscowymi wydziałami sądów rejonowych i zajmowały się orzekaniem (w składzie jednego sędziego) w sprawach:
- wykroczeniowych w pierwszej instancji
- o przestępstwa i wykroczenia skarbowe
- o przestępstwa ścigane z oskarżenia prywatnego
Zlikwidowano je w 2009 roku. W sumie szkoda.
Propozycja powrotu, ale w nieco innym wydaniu
Cyklicznie powraca temat powołania (a raczej przywrócenia, bo sądy pokoju istniały przed II WŚ) tzw. sędziów pokoju, którzy zajmowaliby się orzekaniem w sprawach wykroczeniowych. Według założeń mieliby być to niekarani obywatele pow. 35 roku życia o nieskazitelnym charakterze i z wykształceniem co najmniej średnim.
Pamiętam, że temat był parę lat temu dosyć „nośny” medialnie i w programach publicystycznych pojawiały się argumenty, że to dobry pomysł, ale trzeba go dopracować. Mówiono, że idea jest słuszna, bo sądy są przeciążone, a sprawy wykroczeniowe – przecież nieskomplikowane. Ponadto czynnik pozaprawniczy – społeczny – zadziałać miał korzystnie na wymiar sprawiedliwości.
W mojej opinii sama idea wprowadzenia quasi-sędziów jest poniekąd słuszna. Ale – muszą to być prawnicy.
Sprawy wykroczeniowe wprawdzie co do ciężaru społecznej szkodliwości są znacznie lżejsze od przestępstw. Ale nie jest to tożsame z tym, że to są zawsze proste sprawy i nieskomplikowane stany faktyczne.
Sądy grodzkie, ale niezależne i z prawnikami
Niegłupie byłoby przywrócenie sądów grodzkich w pewien sposób podległych sądom rejonowym, w których orzekaliby quasi-sędziowie, jednakże bezwzględnie z wykształceniem prawniczym. Magistrów prawa pojawia się na rynku coraz więcej, a pomijanie tego potencjału intelektualnego przez rządzących jest marnotrawstwem.
Hipotetyczny urząd „sędziego ds. wykroczeń” nie byłby tożsamy ze statusem sędziego. Jego uzyskanie musiałoby być jednak poprzedzone swego rodzaju aplikacją, na przykład roczną i prowadzoną w sądzie rejonowym. Oczywiście konieczne byłoby posiadanie przymiotów niekaralności, nieskazitelności charakteru i – powtórzę – wiedzy prawniczej poświadczonej tytułem magistra. Bądź równorzędnego uznawanego tytułu uzyskanego za granicą.
Niekoniecznie potrzebna jest granica wieku – 35 lat wg pomysłodawców sędziego pokoju – skoro wymóg wobec sędziego jako takiego określany jest na 29 lat. W wypadku sędziego wykroczeniowego wystarczyłoby 24 lub nawet 25 lat. Sędziowie wykroczeniowi orzekaliby w ramach zerowej instancji procedując błyskawicznie (w ciągu kilku dni od wpłynięcia wniosku o ukaranie).
Sam sędzia ds. wykroczeń byłby w swoich decyzjach proceduralnych niezależny i niezawisły, zaś w wypadku niezadowolenia z wyroku mogłaby przysługiwać apelacja do sądu rejonowego, bądź też odwoławczego sądu grodzkiego, w którym oprócz „małego sędziego” orzekaliby także „zwykli” sędziowie. Tak, by zapewnić prawo do sądu w pełnym jego wymiarze.
To przecież genialne
Tekst ma oczywiście luźną formę, a sama idea jest jedynie wynikiem moich przemyśleń. Chcę jednak podkreślić, że samo przekazywanie spraw wykroczeniowych nie-prawnikom nie jest w mojej opinii zbyt słuszne. Podobnie jak kierowanie się „uspołecznianiem” wymiaru sprawiedliwości.
Odciążenie sądów wydaje się dobre, podobnie jak odebranie mozolnej pracy samym sędziom, zaś tego rodzaju ułatwienia nie powinny odbywać się kosztem profesjonalizmu. Stąd też wydaje się, że konieczne jest wprowadzenie obsadzanego w drodze aplikacji urzędu sędziowskiego nieco „niższego” względem obecnych sędziów sądów powszechnych. Ale w dalszym ciągu prawnika, specjalisty.
Kolegia ds. wykroczeń w PRL-u miały na celu aktywizację ludności w zarządzaniu państwem, zaś skończyły się na układach, kolesiostwie – i obsadzaniem stanowisk w sposób daleki od obiektywizmu. To też jest pewne ryzyko. I jeden z wiodących argumentów przeciwko sędziom pokoju rekrutowanym w drodze wyboru spośród powszechnie szanowanych obywateli. Selekcja przede wszystkim zależna od wiedzy (prawniczej) wydaje się być bardziej rozsądna.
Przedmiotowa idea nie wydaje się ponadto być jakoś szczególnie szaloną. Przypominam, że dzisiaj o kilkudziesięciotysięcznych karach od sanepidu (w wypadku kumulacji złamanych obostrzeń) decyduje urzędnik, który nawet nie musi być prawnikiem. Przywrócenie sądów grodzkich, ale obsadzonych prawnikami, ma zatem dużo sensu.