W czerwcu "Gazeta Wyborcza" informowała:
Kontrowersyjne kalendarze Łódzkiego Klubu Sportowego były wręczane uczniom klas I-VI w czasie pogadanek o zdrowym stylu życia i zaletach uprawiania sportu. Czy dzieciaki powinny od małego być uczone za pomocą kibolsko-rasistowskich wzorców? Wątpliwości co do legalności całej akcji miała rozwiać prokuratura, która wszczęła, a następnie - umorzyła postępowanie ws. propagowania treści faszystowskich i rasistowskich.
Grupa posłów opozycji wystosowała do Ministerstwa Sprawiedliwości petycję, w której domagała się udzielenia odpowiedzi na trzy pytania:
Rasizm w szkole? Dla rządu to nie problem
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Łukasz Piebiak udzielił odpowiedzi, w której broni decyzji prokuratury:
Najciekawszy fragment odpowiedzi na interpelację to ten, w którym sugeruje się, że rasistowskie symbole (zakazane w wielu krajach Europy Zachodniej) są tam naprawdę czymś zgoła niewinnym.
Brakowało mi w tej wyliczance tylko innego, popularnego wśród pewnych środowisk symbolu swastyki. Przecież sama nazwa swastyki pochodzi z sanskrytu i oznacza "przynoszący szczęście". Mimo to, noszenie t-shirta z takim symbolem raczej nie jest w Polsce uznawane za wyraz osobistej radości z życia, prawda?
Rasizm w kodeksie karnym
Problem w całej sytuacji leży jednak gdzie indziej. Rolą państwa jest zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa. Dlatego pewne zachowania - powszechnie uznawane za niepożądane - są zakazane, co stanowi ograniczenie np. wolności słowa. Przykładem tego w prawie polski jest m.in. artykuł 256 kodeksu karnego:
Tej samej karze podlega ten, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające wyżej wymienione treści. W orzecznictwie polskich sądów podkreśla się, że "pojęcie nawoływania do nienawiści na tle różnic rasowych traktować należy jako publiczne wzywanie (nawoływanie) innych osób do odczuwania i utrwalenia negatywnych emocji, niechęci oraz wrogości wobec przedstawicieli odmiennej rasy" (tak: Sąd Apelacyjny w Katowicach, II AKa 301/13).
Jak można się domyślać, prokuratura uznała (a Ministerstwo potwierdziło ten tok rozumowania), że samo zamieszczenie niezabronionych w Polsce symboli nie stanowi "nawoływania do nienawiści na tle różnic rasowych", zatem "rasizm w szkole" nie miał w ogóle miejsca. Co najwyżej było to zatem zachowanie nieeleganckie.
Wszystko gra? Nie do końca, i to nie tylko dlatego, że rasizm jest jedną z wielu form ludzkiej głupoty. W całej sprawie bulwersujący jest bowiem fakt, że szkoła nie zweryfikowała tego, co otrzymują uczniowie w czasie zajęć. Bulwersujący jest fakt, że dyrektor placówki nie wiedział, jakie treści niosą kontrowersyjne symbole. Wydaje się zatem, że brak jest skuteczny procedur, chroniących uczniów przed szkodliwymi treściami. A tymczasem
Ministerstwo Sprawiedliwości sugeruje debatę zamiast systemowych rozwiązań
Skutki bierności rządu (a może - rządów) w zakresie walki z rasizmem są widoczne już gołym okiem. To choćby niechęć do pomocy ofiarom konfliktów zbrojnych (czyt. uchodźcom), która to niechęć jest największa u osób młodych. Krajowe media informują o kolejnych napaściach na budki z kebabami. Pijana, ełcka młodzież uznała się natomiast za obrońców przedmurza chrześcijańska i z budzącą podziw energią ruszyła na wojnę z islamskim elementem napływowym.
Za tę bierność, artykułowaną między innymi zbywającymi problem słowami ministra Błaszczaka, zapłacimy wysoką cenę. Czy Polska już brunatnieje?