Polska wystawiła rachunek Niemcom za wojenne straty, po czym Niemcy (w dość upokarzający dla nas sposób) odpowiedziały, że płacić nie zamierzają. Koniec tematu? Nie jest tak, że sprawa jest zupełnie dla nas przegrana. Czy reparacje dla Polski są w ogóle możliwe? Niewykluczone, dlatego dajemy kilka zdroworosądkowych „porad” dla PiS w tej sprawie.
Jarosław Kaczyński ogłosił, że Niemcy są nam winne 6,2 bln zł za zniszczenia wojenne. Po czym rzecznik MSZ Niemiec odpowiedział, że sprawa jest zamknięta, więc żadnych wypłat nie będzie. Ktokolwiek ma pojęcie o dyplomacji wie, że odpowiedź rzecznika można traktować jako dodatkowe upokorzenie. Sygnał z Berlina jest więc najbardziej jasny, jaki tylko może być.
Sprawa reparacji jest mega skomplikowana, a szanse na ich zdobycie – nikłe, co zresztą przyznaje sam Jarosław Kaczyński. Można jednak je zwiększyć. Te „rady” bynajmniej nie są odkryciem Ameryki. Oto one.
Po pierwsze – trzeba chcieć
Brzmi jak tania rada od coacha czy trenera rozwoju osobistego. Aby zdobyć reparacje, trzeba przede wszystkim… chcieć je zdobyć. Czy Jarosław Kaczyński naprawdę chce? Ogłaszając swoje żądania, PiS mówił, że prędko pieniędzy nie dostaniemy, może nawet to sprawa na pokolenia. Nie było też żadnej „mapy drogowej”, jak niby mamy dojść do reparacji.
Cóż, nie brzmi to wszystko jak słowa kogoś, kto naprawdę chce reparacji i jest przekonany, że sukces jest możliwy. Zresztą wielu dziennikarzy politycznych i ekspertów uważa, że PiS po prostu chce grać tą kwestią w kampanii wyborczej, bo przecież zdaje sobie sprawę, że sprawa pieniędzy od Niemiec jest nie do wygrania.
Niemniej, jeśli chcemy naprawdę dostać reparacje, to cóż, musimy naprawdę ich chcieć.
Reparacje dla Polski? W grupie siła
Temat reparacji nie jest żywy wyłącznie w Polsce. Mówi się o tym od lat w Grecji, mówiło się w Czechach. Oczywiście na liście jest jeszcze kilka krajów, które czują, że mają niewyrównane rachunki z Berlinem.
Zarówno Polska, jak i Grecja to nie są potężne politycznie czy gospodarczo kraje z perspektywy Niemiec. Berlin więc może ich żądania po prostu zbywać. Ale jakby tak zebrać front kilku krajów, walczących o odszkodowania? Tu już ich ignorowanie wcale nie byłoby dla Berlina takie proste.
Wygląda na to jednak, że PiS tego za bardzo nie bierze pod uwagę. Mówi za to, że do „żądań” mógłby się włączyć Izrael. Jakoś jednak trudno sobie wyobrazić polsko-izraelski front w tej sprawie. Zresztą, Izrael jakoś do słów Kaczyńskiego o potencjalnym „włączeniu się” tego kraju w kwestie odszkodowań się na razie nie odniósł.
Słaba i „niepraworządna” Polska to łatwy przeciwnik dla Berlina
Berlin o reparacjach nie chciał rozmawiać, jak Polska miała dobry wizerunek w Europie. Teraz, po latach walki z praworządnością, mediami, imigrantami z Bliskiego Wschodu, środowiskami LGBT czy, cóż, z Niemcami, sprawa jest jeszcze trudniejsza. Nasz wizerunek zmieniło podejście do Ukrainy czy Ukraińców, ale – co tu dużo mówić – Polska ciągle w UE jest na cenzurowanym.
Wygaszenie sporów na pewno nam by pomogło. A tak Niemcy mają argument, by ignorować nasze żądania. – Przecież to ta „brunatna”, nietolerancyjna Polska wystawia nam rachunek! – mogą mówić.
A może niech żądania będą nieco bardziej realistyczne?
Jarosław Kaczyński mówi, że 6,2 bln zł to kwota „do udźwignięcia” dla Niemców. Może. Ale żaden polityk nie zrobi przelewu na taką kwotę, chyba że będzie zupełnie pod ścianą. A jak możemy Niemców postawić pod ścianę? Wysłać abramsy na Berlin? Żarty na bok.
Jeśli chcemy myśleć o tym, żeby Niemcy wypłacali nam jakieś odszkodowania, niestety, musimy być bardziej realistyczni. Warto przy tym wrócić do historii, ale tej najnowszej. Pod koniec lat 90. Niemcy zgodziły się wypłacić odszkodowania polskim robotnikom przymusowym za czasów III Rzeszy. Można narzekać, że to za późno, że odszkodowania były za niskie. Ale jednak – Niemcy wypłacali nam w jakieś formie odszkodowania.
Dziś Polska jest silniejszym krajem, mogłaby wywalczyć kolejne odszkodowania, na przykład dla potomków ofiar. Albo rozmawiać o odbudowie zniszczonych zabytków. To temat na czasie w momencie, gdy ruszamy z odbudową Pałacu Saskiego.
Być może dla PiS będzie to zbyt minimalistyczne, pewnie „mikroodszkodowania” mogą ich nie zadowolić. Szkopuł w tym, że takie „projektowe” reparacje są realistyczne i można o nie walczyć. 6,2 bln zł to tymczasem mrzonki.
I ostatnie… siła dyplomacji
Od mówienia o odszkodowaniach raczej się do nich nie zbliżamy, nawet jak organizujemy wielkie eventy polityczne na Zamku Królewskim. Warto o reparacje ubiegać się bardziej po cichu, nie epatując emocjami. Tu jednak wracamy do punktu pierwszego – pytanie, czy PiS chodzi o nabijanie politycznych punktów i mówieniu o „złych Niemcach”, czy o pieniądze. Jeśli to drugie, to o pieniądze naprawdę nie walczy się na wiecach i na konwencjach politycznych, a raczej w zaciszu gabinetów.