Piątek, 25. maja 2018, godzina 10:31. Rozlega się zawadiacki dźwięk telefonu stacjonarnego.
Nie patrzcie tak na mnie – dawali gratis w pakiecie kablówki i internetu, to wziąłem. To zresztą był błąd, bo nie jestem pewien, czy kiedykolwiek odebrałem tam inną rozmowę, niż…
– Panie Fryderyku, chciałam pana zaprosić na bezpłatne badania krwi. Hotel XXXX, już w najbliższy wtorek, tam będzie krótka prezentacja z materacami, dla uczestników przewidziany jest masaż i poczęstunek, a jeśli dodatkowo przyprowadzi pan małżonkę, to jeszcze żelazko.
Niby nie miałem większych złudzeń, że szybko rozczaruję się RODO, ale miałem nadzieję, że euforia potrwa jednak przynajmniej do poniedziałku.
– A czy wie pani [przemądrzale], że od dziś obowiązuje tak zwane RODO, ja się nigdy nie zgadzałem na przetwarzanie moich danych osobowych i teraz za takie wydzwanianie do mnie może pani zapłacić bardzo poważną karę?
– Nie, nie, nie, nie! To jest losowo wygenerowany numer telefonu przez naszą maszynę losującą, został pan zupełnie przypadkowo wylosowany
– To nic nie zmienia, poza tym zaczęła pani rozmowę ze mną od słów „Panie Fryderyku”, czy tak pani zaczyna każdą rozmowę, jak ludzie reagują?
Miałem kiedyś, ze dwa lata temu, dzień trolla, kazałem sobie w takiej rozmowie wysłać jakiś katalog garnków do Fryderyka Moniuszko na ulicę Henryka Batuty.
– Dobrze, czyli nie jest pan zainteresowany? [TRZASK]
Cieszy się Sikorski, cieszy Ukraina, że dziś w całej Unii RODO się zaczyna
W ostatnich dniach na moją skrzynkę e-mailową dostałem jakiś trylion informacji o RODO od usług, z których korzystam i od takich, z których już dawno nie korzystam, ale gdzieś tam kiedyś nasze drogi się spotkały.
Nie napisał do mnie o RODO natomiast ani jeden nigeryjski książę czekający właśnie na objęcie spadku. Nie napisał do mnie ani jeden producent tabletek na potencję, raczący mnie niezamawianymi katalogami swojej oferty. Nie napisał pan, który od roku z uporem maniaka dzień w dzień próbuje wcisnąć prace dyplomowe, „legalne bazy danych” i różne inne specyfiki, których nie odważę się na sobie testować.
Nie, napisały do mnie firmy, co do których i tak nie mam większych zastrzeżeń z racji tego, że znają mój adres e-mail, imię czy nazwisko.
Dziękuję Ci, Unio Europejska, za RODO i pomoc w pozbywaniu się spamu.
— Radosław Sikorski (@sikorskiradek) May 24, 2018
Oczywiście nie muszę wspominać, że RODO przede wszystkim internautów wkurza. Że dostają już dzikiej furii na zalew e-maili informacyjnych (jak nie mieli dotąd spamu, to teraz mają) oraz wielkie wyskakujące okienka, przy których komunikaty o cookies były niegroźną pieszczotą przeglądarki. Oczywiście nikt tych komunikatów nie czyta. To znaczy pewnie prawnicy Onetu z ciekawości zawodowej przeczytali jak musieli nagimnastykować się prawnicy Wirtualnej Polski i vice versa, ale naprawdę ktoś myśli, że typowy czytelnik dużego portalu jest zainteresowany co to za gość z Polsatu w koszuli przesłania mu wieści ze świata Sławomira?
Swoją drogą chyba trochę przesadzili z tymi okienkami, przejrzałem od rana z 50 popularnych stron z krajów UE i to tylko lokalny folklor. Ale w sumie to ich nie winię, bo bądź tu człowieku mądry. Urzędnik sobie wymyśla to co jego zdaniem dobre i słuszne, a potem trzeba stanąć na głowie żeby to wdrożyć jakoś z sensem.
Biegają, panikują, na prawników i informatyków przez ostatni rok poszły grube miliony. I nie czuję się ani trochę bezpieczniejszy, moje poczucie prywatności nie wzrosło ani trochę. Od rana telespam i folder spam w programie pocztowym też się wzbogaca. Nie jestem przeciwnikiem RODO. Dane osobowe stały się momentami walutą cenniejszą od pieniędzy i wypadało tę kwestię nieco zorganizować.
Ale to troszkę będzie jak z tymi podatkami, które płacą ludzie ciężko pracujący, a nieroby na bezrobociu nie dokładają od siebie do budżetu ani złotówki.
RODO:
— Jakub Kralka (@jakubkralka) May 24, 2018