Zdaniem strony ukraińskiej, rosyjskie samoloty zbombardowały Białoruś. Najpierw miały wlecieć w przestrzeń powietrzą Ukrainy w taki sposób, by sprawić wrażenie, że atak przypuszczono z terytorium tego państwa. Byłaby to ewidentna prowokacja Kremla. Brakuje jednak niezależnego potwierdzenia takiego incydentu. Ani Białoruś, ani Rosja również się do niego jeszcze nie odniosły.
Ukraina twierdzi, że Rosjanie upozorowali atak na białoruskie miejscowości z jej terytorium
Ukraińskie dowództwo sił powietrznych poinformowało o tym, że rosyjskie samoloty zbombardowały Białoruś. Bomby miały spaść na miejscowość Kopani, samoloty zaś miały wystartować z lotniska w miejscowości Dąbrowica. Wcześniej wleciały w przestrzeń powietrzną Ukrainy, przeleciały nad miejscowościami Horodychi i Tumeni. Do ataku miało dojść w piątek o godzinie 14:30. Następne komunikaty sugerują ostrzał dwóch następnych białoruskich wiosek.
Ukraińcy rzeczy jasna twierdzą, że Rosjanie szykują prowokację mającą uzasadnić przyłączenie się białoruskiego wojska do wojny Rosji z Ukrainą. Zapewniają, że ukraińskie wojsko nie planowało i nie planuje podejmować żadnych agresywnych działań przeciwko Republice Białoruś. Przestrzegają równocześnie przed ewentualnym współudziałem w rosyjskich zbrodniach wojennych.
Apelujemy do narodu białoruskiego – nie dajcie się wykorzystać w zbrodniczej wojnie. W końcu nigdy nie byliście okupantami i mordercami. Nie stańcie się nimi teraz ze względu na interesy Kremla
Warto przy tym jednak odnotować, że wśród Internautów pojawiły się wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście rosyjskie samoloty zbombardowały Białoruś. Portal MotolkoHelp zauważył, że nie ma żadnego lotniska w miejscowości Dąbrowica na Białorusi. Mieszkańcy okolicznych miejscowości nie potwierdzają też żadnego ataku. Nie słyszeli ani przelatujących samolotów, ani odgłosów eksplozji.
Jeśli rosyjskie samoloty zbombardowały Białoruś to po to, by przełamać opór tamtejszego wojska do udziału w napaści na Ukrainę
O co w tym wszystkim chodzi? Nie da się ukryć, że Rosjanie na Ukrainie ponieśli ciężkie straty. Bardzo zabiegają o to, by w najeździe wsparli ich żołnierze białoruscy. Aleksander Łukaszenko z kolei w swoich niedawnych komunikatach zapewniał, że Białoruś nie przyłączy się do rosyjskiej inwazji. Powtarza tylko słowa o pilnowaniu, by ktoś przypadkiem nie zaatakował Rosjan od tyłu. Kto miałby to zrobić? Trudno tak naprawdę powiedzieć.
Oczywiście trudno brać poważnie słowa zmieniającego zdanie co kilka godzin Łukaszenki. Faktem jest jednak, że białoruskie wojsko najwyraźniej nie kwapi się do pomagania Rosjanom w ich „specjalnej operacji”. Warto w tym kontekście odnotować, że w piątek wizytę w Moskwie złożył sam Aleksander Łukaszenko. Niektórzy komentatorzy przypuszczają, że celem wizyty jest przywołanie dyktatora do porządku – właśnie w kwestii braku bezpośredniego zaangażowania białoruskich żołnierzy w konflikt. Obecnie Rosja jest na tyle zdesperowana, że aż ściąga najemników z Syrii.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy także przekonuje, że Rosjanom chodzi o przełamanie oporu białoruskiego wojska przed udziałem w napaści. Co jednak, jeśli do ataków rzeczywiście nie doszło? Możemy mieć wówczas do czynienia z formę gry ze strony ukraińskiej, mającej uprzedzić i osłabić rzeczywiście przygotowywane rosyjskie prowokacje. Ani Rosjanie, ani Białorusini, w momencie pisania niniejszego artykułu nie ustosunkowali się do rzekomego zbombardowania Dąbrowicy.
Jedno jest pewne: poza prawdziwą walką na ukraińskiej ziemi toczy się także wojna informacyjna pomiędzy wszystkimi uczestnikami k0nfliktu.