Stało się – niesiony dobrym wynikiem w I turze, Szymon Hołownia zakłada ruch Polska 2050, który ma zmienić polską politykę – i który oczywiście nie będzie partią. Ile razy to już słyszeliśmy? Chyba tyle razy, ile założyciele start-upów mówią, że broń Boże nigdy nie będą korporacjami.
„Don’t be evil” – to było hasło z początków Google’a. O co chodziło? Otóż założyciele słynnej firmy zarzekali się, że nie chcą być klasyczną koporacją – taką jak dominujący wówczas w branży Microsoft. To miał być taki fajny start-up, który pomaga ludziom, który dobrze traktuje pracowników, daje im darmowe owoce, a do tego zmienia świat na lepsze.
W 2018 roku Google zrezygnowało z umieszczania hasła w swoich wewnętrznych kodeksach. Całkiem słusznie – firma już dawno przestała być w końcu zmieniającym świat start-upem, a stała się kolejną korporacją, która myśli tylko o zysku. Choć tak na marginesie, Google i tak działa po stokroć bardziej etycznie niż na przykład Facebook. A Facebook przecież też miał kilkanaście lat temu „łączyć ludzi”, a nie na przykład wspierać dyktatorów. No ale w końcu (udany) start-up staje się w pewnym momencie korporacją, a wtedy musi raczej myśleć o pieniądzach, a mniej o etyce.
Niby to jasne. Ale spotkaliście kiedyś start-upowca, który mówi, że chce po prostu stworzyć kolejną korporację? Ależ nie – on chce zmienić świat.
Ruch Szymona Hołowni Polska 2050 jest jak start-up
Skąd ten przydługi wstęp o branży tech w tekście o polskiej polityce? Cóż, polscy aspirujący politycy są trochę jak start-upowcy z Doliny Krzemowej. Każdy chce stworzyć polityczną korporację, ale nikt nie chce tego przyznać. Każdy mówi, że chce zmienić, może nie świat, ale Polskę na pewno.
Tym razem mamy Szymona Hołownię, który po I turze wyborów prezydenckich chce się rozprawić ze duopolem PO-PiS. I przekonuje, że nie jesteśmy skazani na wybór pomiędzy tymi dwoma hegemonami polskiej polityki.
Jasne, można powiedzieć. W końcu czy nie jest tak, że polska polityka od zawsze kręci się wokół sporu pomiędzy PO a PiS? Trochę jest w tym prawdy. Jednak znacznie dłuższa jest w naszej polityce inna tradycja: aspirujących polityków, którzy twierdzą, że zmienią politykę, nie stając się politykami.
Trend się rozpoczął, gdy PO czy PiS-u nawet nie było w planach. Już w wyborach prezydenckich w 1990 roku pojawił się niejaki Stan Tymiński. Nie wiadomo do końca skąd do polityki trafił, ale przekonywał, że nie jest politykiem. Efekt był szokująco skuteczny – Tymiński wszedł do II tury wyborów, pokonując legendarnego Tadeusza Mazowieckiego czy Włodzimierza Cimoszewicza – choć ostatecznie przegrał z Lechem Wałęsą.
Ruch Szymona Hołowni nie jest pierwszy…
Potem mieliśmy kolejnych nie-polityków: Andrzeja Leppera, Janusza Palikota, Pawła Kukiza…
Z nich wszystkich tylko Andrzej Lepper zrobił prawdziwą karierę. Nie trwała może ona zbyt długo, ale był przez pewien moment potężnym wicepremierem, decydującym o losach kraju. Lepper zaczął od blokowania ulic i protestów rolniczych. Później dostał się do Sejmu, ale głównie wykrzykiwał z mównicy sejmowej, że „Wersal się skończył”.
Jednak po cichu Lepper tworzył dość profesjonalną (choć pod względem etycznym – mocno zdegenerowaną) partię polityczną. Z nie-polityka stał się politykiem pełną gębą. Dlatego jako jedyny nie-polityk wspiął się na polityczne szczyty. Palikot czy Kukiz upierali się, że mogą być w polityce, ale nie będąc politykami. Wiadomo z jakim skutkiem.
Wracamy do Szymona. Widać, że jest świeży – i że stoi za nim sporo młodych ludzi, wkurzonych na duopol PO-PiS. Tylko czy można duopol rozbić będąc nie-partią, kierowaną przez nie-polityka?
Oczywiście, że nie. Partia to struktury, partia to biura terenowe, partia to państwowe dotacje, czy wreszcie – partia to karierowicze. Bez tego można zrobić jeden zryw, jedną dobrą kampanię. Ale na dłuższą metę to po prostu nie zadziała. Aby partia się kręciła, musi być jak firma. Setki osób muszą widzieć w niej szanse na rozwój czy karierę. Jednych do pracy będzie kusiło widmo ministerialnej posady, innych – stanowisko w zarządzie spółki skarbu państwa.
Tak, do polityki mało kto idzie dla idei. A jak ktoś idzie, to prędko się wypala. A może po prostu zmienia się punkt widzenia? Ktoś, kto ma 20 lat i idzie do młodzieżówki, może czasem iść tam dla walki o ideały. Ale w którymś momencie pomyśli o karierze, pieniądzach, kredycie…
Tak samo jest ze start-upem. Musi w pewnym momencie wybrać, czy „polować, czy dać się upolować”, jak to mawiał Frank Underwood. Słowem – czy stać się korporacją, czy stać się fajnym start-upem, który jakaś korporacja w końcu pożre.
Hołownia też wreszcie stanie przed takim wyborem. W pewnym momencie będzie musiał stać się politykiem, jeśli będzie chciał być w polityce. A może już się nim stał, a wizerunek „nie-polityka” to po prostu polityczna strategia? Jeśli tak, do najwyraźniej taka wizja ciągle działa na wyborców. Nawet trzy dekady po sukcesie Tymińskiego.
Fot.: Szymon Hołownia/Twitter