Skala podwyżek cen mieszkań, to zmartwienie wielu Polaków. Rząd obiecał, że wprowadzi narzędzia, które ograniczą to zjawisko. Ministerstwo Rozwoju i Technologii poinformowało, że przygląda się pustostanom i flipperom. Efektem tego mogą być zmiany w podatkach.
Rząd przygląda się pustostanom i flipperom
Ceny mieszkań, to wrażliwy społecznie temat. Dlatego w krajach, w których nieruchomości cieszą się dużym zainteresowaniem inwestorów rządy szukają i wprowadzają instrumenty, które mają inwestowanie w mieszkania czy domy uczynić mniej atrakcyjnym. Robią to, aby zakup mieszkania nie stał się dostępny tylko dla najbogatszych. Mimo że skuteczność tych zabiegów jest ograniczona, to wysiłki trwają. W Polsce to na razie etap deklaracji i planów. Swoimi podzieliło się Ministerstwo Rozwoju i Technologii.
„W MRiT monitorujemy sytuację na rynku mieszkaniowym i analizujemy różne rozwiązania. W zakresie swojej właściwości potwierdzamy, że dostrzegamy problem tzw. pustostanów, czyli mieszkań kupowanych wyłącznie w celach inwestycyjnych, które nie są przez nabywcę ani zamieszkiwane, ani wynajmowane. Analizujemy też kwestię tzw. flippingu czyli nabywania mieszkań w celu ich szybkiej sprzedaży po wyższej cenie. Nie ma jednak żadnych planów wprowadzania podatku katastralnego. Takie prace nie były i nie będą prowadzone” informuje ministerstwo.
Podatek za puste mieszkanie
Jeśli MRiT uzna, że liczba mieszkań kupowanych, ale nieprzeznaczanych do zamieszkania przez właściciela czy najemcę jest na tyle duża, że ma to wpływ na rynek, to może wzorem, na przykład, Kanady zaproponować obciążenie posiadaczy pustostanów podatkiem. W Kanadzie wynosi on 1 proc. wartości nieruchomości. Nie wydaje się jednak, żeby skala zjawiska pustostanów w Polsce była istotna. Znam wiele osób, które kupiły nieruchomość i ją wynajmują. I tylko jedną, która w nowym mieszkaniu nie zamieszkała ani go nie wynajęła. Mimo konieczności opłacania co miesiąc czynszu do wspólnoty. Efekt obciążenia podatkiem od pustostanu byłby raczej propagandowy, niż realnie wpłynął na spadek liczby kupujących mieszkania. Nie mówiąc już o tym, że ktoś musiałby wyłuskiwać te puste lokale i wyceniać je na potrzeby ustalenia podatku.
Flipperzy a wzrost cen
Większe powody do niepokoju, niż właściciele pustostanów, mogą mieć flipperzy. House flipping to wyszukiwanie okazji na rynku nieruchomości, podnoszenie ich atrakcyjności i szybka sprzedaż z zyskiem. Podnoszenie atrakcyjności to remont i ewentualnie wyprostowywanie sytuacji prawnej nieruchomości. Zysk z takiej transakcji to może być 10,15, no może 20 procent. To bardzo dużo. Taką działalnością zajmuje się wiele osób, nie prowadząc działalności gospodarczej. Kupują mieszkanie od osób fizycznych i takim też je sprzedają. Nie płacą VAT-u ani podatku dochodowego, bo deklarują przeznaczenie przychodu ze sprzedaży na własny cel mieszkaniowy.
Gdy fiskus wyłapie flippera, który robi kilka takich transakcji w roku, skoryguje mu pewnie rentowność przedsięwzięcia. Może to uznać za działalność gospodarczą, a taka obciążona jest podatkiem dochodowym. Odrębna jest tu kwestia VAT-u. Wielu flipperów, działając na rynku wtórnym, korzysta ze zwolnienia z VAT-u. Ważne jest tu kiedy nastąpiło pierwsze zasiedlenie i jaki czas upłynął od tego momentu. Do tego dochodzi kwestia wysokości nakładów poniesionych na ulepszenie lokalu. Generalnie „im dalej w las, tym ciemniej”. Są różne interpretacje jeśli chodzi o ulepszenie.
Czy rząd może przykrócić flippowanie? Wydaje się, że tam gdzie faktycznie prowadzi się działalność gospodarczą choć jest ona niezarejestrowana i w związku z tym nieopodatkowana i nieoskładkowana jest pole do działania. Tylko czy to się przełoży na ceny mieszkań?