Temat chińskich samochodów ucichł. Te jednak wciąż szturmem biorą Europę, w dodatku pod płaszczykiem europejskiej marki

Moto Dołącz do dyskusji
Temat chińskich samochodów ucichł. Te jednak wciąż szturmem biorą Europę, w dodatku pod płaszczykiem europejskiej marki

W połowie 2024 roku cała Europa żyła tematem chińskich samochodów elektrycznych, które szturmem miały podbić tutejszy rynek. Unia Europejska starała się wyrównać szansę europejskich producentów, co zaowocowało nałożeniem na samochody z Chin dodatkowego cła. Końcem 2024 roku wydaje się, że temat ucichł. Jednak chińskie samochody i tak szturmem biorą Europę i tej ekspansji chyba już nie da się zatrzymać.

Samochody z Chin to nie tylko elektryki

Chińskie marki obecne na europejskim rynku to nie tylko elektryki, o których głośno zrobiło się początkiem 2024 roku (m.in. BAIC, czy BYD). To również Omoda, Voyah, Skywell, Seres, Maxus, Nio, LEC, Hongqi, czy MG. Większość tych nazw brzmi obco, jednak coraz częściej pojawiają się na polskich drogach.

Samochody z Chin mają nad swoimi europejskimi, czy amerykańskimi odpowiednikami jedną przewagę. Tą przewagą jest cena. Nawet przy dodatkowych opłatach celnych te pojazdy są widocznie (często o nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych) tańsze niż te wychodzące z fabryk znanych i lubianych w Europie koncernów. A nowe samochody osiągnęły taki pułap cenowy, że każda oszczędność jest mile widziana.

Oczywiście mniej renomowane marki (takie jak chociażby Dacia) również oferują niskie ceny nowych pojazdów, jednak zwykle kosztem wykończenia, lub też mocy (tak, litrowe silniki, które oferują mniej niż 100 KM, są obecnie standardem na europejskim rynku, co nie wszystkim odpowiada). I tutaj znów Chińczycy kuszą Europejczyków – starannym wykończeniem, nowoczesnym wnętrzem, czy właśnie silnikami o dużej mocy.

MG jest przepustką chińczyków do serc Europejczyków

Europejczycy (w tym także Polacy) mają jednak dystans do motoryzacji z ChRL. Samochody z Chin to obcobrzmiące nazwy marek, a chińska produkcja wciąż kojarzona jest z tandetą. Co więcej, chiński styl nie do końca trafia w gust przeciętnego Europejczyka, chyba że ten szuka promu kosmicznego, z centrum dowodzenia w środku (zbyt duża ilość ekranów dotykowych, obłe kształty, niecodzienne rozwiązania stylistyczne wciąż są traktowane przez nas z dystansem).

W tym momencie Chińczycy wymyślili jednak genialny fortel. Coś w rodzaju konia trojańskiego, w którym wjadą na rynek. I tym koniem trojańskim jest marka MG. MG to zasadniczo marka europejska (a przynajmniej o 1924 do 2006 roku). Jednak gdy firma MG Rover Group w 2005 roku ogłosiła bankructwo, marka MG trafiła w chińskie ręce.

I to właśnie było to, czego chińczykom brakowało. Historia marki, nazwa (która przecież brzmi europejsko i da się ją bez problemu wymówić) i europejski design sprawiają, że ten samochód nie przywodzi na myśl chińskiego promu kosmicznego i całkiem przypadł do gustu Europejczykom. Rok 2024 z pewnością jest rokiem tej marki – salony MG powstają w Polsce jak grzyby po deszczu, a zamówienia sypią się z każdej strony. Polacy nie kupują jednak elektryków – stawiają w tym przypadku na 1,5 litrowe silniki spalinowe, a także na hybrydy.

MG HS, czy MG ZS, czyli dwa flagowe modele można już stosunkowo często zaobserwować na polskich drogach. A sama marka jest zdecydowanie bardziej rozpoznawalna niż inne samochody z Chin. Być może właśnie ta firma jest przepustką Chińczyków do europejskich serc i portfeli. Jeżeli faktycznie się przyjmie (a z tym może być różnie, gdyż w testach już wskazywane są liczne problemy z tymi samochodami, jak m.in. problem z obrotami przy tempomacie, czy wysokie spalanie w przypadku hybryd), to być może przekonamy się do samochodów z Państwa Środka.

Europejczycy wybierają niskie ceny

Być może udało się (przynajmniej na jakiś czas) zatrzymać ekspansję chińskich samochodów elektrycznych. Może nawet nie trzeba jej było zatrzymywać, ponieważ obcobrzmiące nazwy i „kosmiczne” rozwiązania nie mają u nas zbyt wielu zwolenników. Chiny są jednak potęgą gospodarczą i są w stanie zdominować europejski rynek motoryzacji.

Być może to znak dla europejskich producentów, że trzeba w jakiś sposób obniżyć ceny. Być może, zamiast szukać innowacji i rozwiązań, które są ekologiczne, jednak nie do końca praktyczne, należy bazować na tym, co jest i tylko udoskonalać tę technologię, jednocześnie dążąc do obniżenia ceny? A może Chin nie da się w tym zakresie zatrzymać, gdyż tam prace nad technologiami są dotowane przez rząd, a koszty pracy są śmiesznie niskie?

Jedno jest pewne. Nie można mówić o sukcesie działań UE przy zatrzymaniu chińskiej ekspansji motoryzacyjnej. Być może już chińskie samochody elektryczne faktycznie nie spływają już do nas w takiej ilości jak początkiem 2024 roku. MG jednak sprzedaje się bardzo dobrze i budzi ogromne zainteresowanie. Chińczycy więc biorą europejski rynek szturmem.