Jednym z ważniejszych narzędzi do walki z afrykańskim pomorem świń jest masowy odstrzał dzików, które rzekomo roznoszą zarazę po chlewach. Podobne metody stosowane są w innych krajach Unii Europejskiej, w których występuje ASF. Okazuje się jednak, że skuteczność odstrzału dzików jest znikoma. Na 30 tysięcy zabitych zwierząt chorych było niewiele ponad setkę.
Spośród odstrzelonych dzików zaledwie 0,4% było chorych na ASF
Masowy odstrzał dzików w Polsce od samego początku budził kontrowersję. Założenia ministerstw rolnictwa oraz środowiska sprowadzają się do praktycznej eksterminacji populacji tych zwierząt. Co gorsza, rządzący nie są w stanie oszacowań ile ich w ogóle żyje w polskich lasach. Skuteczność odstrzału dzików jako narzędzia walki z ASF kwestionowano od samego początku.
Teraz, jak podaje Rzeczpospolita, pojawiły się konkretne dane. Grupa posłów opozycji skierowała do ministra rolnictwa interpelację, w których zwracają się z prośbą o wyniki polowań przeprowadzanych od stycznia do połowy marca. Odpowiedź może zaskakiwać osoby wierzące w sens masowego odstrzału:
W wyniku realizacji odstrzału sanitarnego w okresie od 31 stycznia do 15 marca br. pozyskano łącznie 29 676 dzików. Jednocześnie w okresie od 31 stycznia do 10 marca br. wynik dodatni w kierunku ASF otrzymano w 122 próbkach pobranych od odstrzelonych dzików
W imię walki z ASF państwo zaprzęgło co tylko mogło by wesprzeć odstrzał sanitarny – wliczając w to kary więzienia za utrudnianie polowania
Można łatwo zauważyć, że chorych zwierząt wśród tysięcy odstrzelonych było bardzo niewiele. W tym samym czasie zakażenie wirusem powodującym ASF potwierdzono w przypadku 1351 znalezionych w tym czasie padłych dzików. Skuteczność odstrzału dzików można śmiało włożyć między bajki.
Nie sposób przy tym nie zauważyć, jak priorytetowo rządzący traktują polowania na dziki. Myśliwych, dość niechętnych pomysłowi eksterminacji tych zwierząt, zachęcano gratyfikacjami pieniężnymi w postaci ryczałtu za każdego ustrzelonego dzika.
W trakcie epidemii koronawirusa działania związane z odstrzałem sanitarnym uznawane są za jedną z czynności niezbędnych, nieobjętych restrykcjami. Obowiązująca od lutego ustawa „lex Ardanowski” przewiduje kary nawet do pozbawienia wolności za przeszkadzanie w polowaniu. Żeby likwidacja dzika z polskich lasów przebiegała skutecznie, pozwolono w zeszłym roku myśliwym korzystać z rozwiązań wcześniej uważanych za „niesportowe”. Takich jak noktowizory czy termowizory.
Niska skuteczność odstrzału dzików w walce z ASF była tak naprawdę do przewidzenia od samego początku
Warto sobie zadać pytanie: na co to wszystko? Eksperci od samego początku przekonywali, że skuteczność odstrzału dzików w walce z ASF najpewniej będzie mizerna. Tu właściwie nie ma żadnych niespodzianek. Tymczasem ASF jak rozprzestrzeniało się po Polsce i pustoszyło hodowle trzody chlewnej, tak robi to nadal. Ogniska tej choroby pojawił się chociażby w Wielkopolsce.
O wiele lepszym rozwiązaniem wydaje się przeszukiwanie lasów w poszukiwaniu padliny i jej usuwanie. Nie sposób także nie wspomnieć o wymogach bioasekuracji, które z kolei są dość uciążliwe dla rolników. Ich nieprzestrzeganie wskazuje się jako jedną z głównych przyczyn rozprzestrzeniania się choroby.
Nie jest jednak tak, że te zwierzęta zakradają się do chlewów. ASF może się rozprzestrzeniać na przykład poprzez karmienie świń pozostałościami roślin uprawnych, z którymi wcześniej styczność miały styczność. Kolejną możliwością jest przyniesienie choroby przez samego rolnika, który na przykład wykonuje czynności gospodarski na terenie, na którym przebywają dziki.
Żeby wyeliminować, lub przynajmniej znacząco ograniczyć, występowanie ASF, jedynym racjonalnym rozwiązaniem jest egzekwowanie zasad bioasekuracji. Podobieństwo do restrykcji obowiązujących ludzi w związku z koronawirusem nasuwa się samo. Skoro zaś skuteczność odstrzału dzików jest żałośnie niska, to należałoby z niego zrezygnować.