„Lex Ardanowski”. To hasło było na ustach polskich ekologów od kilku miesięcy. Ostrzegali, że to ustawa która da myśliwym władzę absolutną i uniemożliwi blokowanie polowań. Dziś wiemy już, że będziemy mogli sprawdzić jak będzie ona działać w praktyce. Bo prezydent Andrzej Duda podzielił zdanie Sejmu i (o dziwo!) Senatu i właśnie podpisał ustawę wprowadzającą pakiet zmian, które niekoniecznie – wbrew pozorom – mają na celu tylko i wyłącznie walkę z ASF-em.
Lex Ardanowski – co się zmieni?
„Lex Ardanowski” na sztandarach ma hasło walki z afrykańskim pomorem świń. Dlatego jego główne wątki dotyczą odstrzałów sanitarnych, czyli takich po których redukuje się zagrożoną wirusem populację dzików. Ale to dalsze zapisy ustawy wzbudziły głośne protesty ekologów. Chodzi o zakaz celowego utrudniania lub uniemożliwiania polowania. Grozi za niego nawet więzienie.
Trudno nie odnieść wrażenia, że jest to wyjście naprzeciw coraz częstszym akcjom organizacji ekologicznych i prozwierzęcych, starających się utrudnić życie myśliwym. Jeszcze kilkanaście lat temu mało kto zwracał uwagę na to w jakich okolicznościach strzela się do zwierząt i jakie (często szokujące) towarzyszą temu zwyczaje. Dziś jednak myśliwi są na cenzurowanym, co rusz odbija się to na nich poprzez nagłaśnianie ich akcji przez internet, innym razem poprzez pojawianie się ekologów w miejscach planowanych polowań. Generalnie – wojna / e-wojna na całego.
Lex Ardanowski – jakie może mieć skutki?
ASF to jednak tylko punkt wyjścia. Ustawa jest tak sprytnie pomyślana, że zakaz utrudniania bądź uniemożliwiania polowań dotyczy nie tylko odstrzałów sanitarnych, ale też wszystkich innych akcji myśliwych. Tradycja strzelania do zwierząt to dla obecnie rządzących świętość, dlatego nie dziwi że przy każdej okazji idą oni myśliwym na rękę. Problem w tym, że nadgorliwy prokurator będzie mógł teraz chcieć wsadzać do więzienia nie tylko ekologów. Ale też na przykład grzybiarza, który nie zauważył że wszedł na teren polowania i został zidentyfikowany jako „utrudniacz”.
Jeśli do tego wszystkiego dodamy zapisy pozwalające zaangażować do zabezpieczenia polowań między innymi policję, strażaków czy Straż Graniczną, to robi nam się mieszanka wybuchowa. Zaraz dojdzie do tego, że cała gmina będzie postawiona w stan gotowości, bo panowie idą strzelać. Wójt też nie będzie miał lekko, bo powiatowy weterynarz będzie mógł mu nakazać zamykanie dróg, w których swoje przejścia mają zwierzęta. Będzie też zobowiązany do… ustawiania przeszkód, utrudniających czworonogom ucieczkę. Zabawa na całego, prawda? A miało chodzić tylko o odstrzał sanitarny dzików.
Lex Ardanowski – cel, wydawałoby się, szczytny
„Ale przecież walka z ASF!”, to argument jaki usłyszymy od każdego zwolennika „lex Ardanowski”. I pełna zgoda. Walczmy z tą plagą, bo wielu gospodarzy bardzo już ucierpiało z powodu rozprzestrzeniania się tego wirusa. Problem w tym, że naukowcy specjalizujący się w przyrodzie zwracają uwagę, że polowanie na dziki to trochę szukanie igły w stogu siana. OK – zabijemy sto dzików, i może jeden-dwa z nich będą miały wirusa. Tymczasem inną metodą, jak widać niezbyt lubianą przez polskie władze, jest wyszukiwanie padłych zwierząt i transportowanie ich do bezpiecznego miejsca. Oczywiście wymaga to więcej pracy. Oczywiście nie ma przy tym strzelania. Ale może jednak o strzelanie właśnie trochę tutaj jednak chodzi?
W wielu eko-tematach często pojawiają się alarmistyczne, czasem nawet histeryczne tony. Zapewne nie będzie tak, jak przewidują niektórzy. Nie będzie masowego wsadzania do więzień osób protestujących przeciw odstrzałowi. Nie będzie też pewnie myśliwskiego eldorado w polskich lasach. Ale jednak kropla lubi drążyć skałę. A drzwi do Rzeczpospolitej Myśliwskiej są już uchylone nieco bardziej, niż mogłoby nam się wydawać.