Skutki wprowadzenia podatku katastralnego w Polsce byłyby opłakane. Wiedzą to politycy. Dlatego co jakiś czas rytualnie zapewniają obywateli, że absolutnie nie mają takich planów. Troszczą się przy tym bardziej o siebie i swoje kariery polityczne. Nie bez powodu. Powszechny podatek naliczany od wartości domów i mieszkań dla Polaka zarabiającego średnią krajową oznaczałby utratę co najmniej jednej pensji rocznie.
Europejskie rozwiązania nie zawsze mają jakąkolwiek rację bytu w Polsce
Nie jest tajemnicą, że nie jestem miłośnikiem podatków majątkowych. Domaganie się przez państwo danin z samego tytułu posiadania jakiejś rzeczy uważam za niemoralne i równocześnie szkodliwe. Nie ma przy tym znaczenia, czy chodzi o psa, telewizor czy samochód. Wyjątki mógłbym policzyć na palcach ręki. Dość ciekawa pod tym względem jest kwestia nieruchomości. Z jednej strony dopuszczam podatkową interwencję w celu ograniczenia spekulacji mieszkaniami, która już dawno wymknęła się spod kontroli. Czy to oznacza, że popieram najgorszy ze wszystkich podatków majątkowych, a więc powszechny podatek katastralny? Ależ skąd.
Powszechny podatek katastralny to ta „zaktualizowana” na wzór państw zachodnich wersja podatku od nieruchomości. Podstawą opodatkowania jest w nim wartość danego domu albo mieszkania, a nie ich powierzchnia użytkowa. Do ograniczania spekulacji nadaje się idealnie, bo z samej swej natury jest świetny, by przywalić właścicielom nieruchomości takim ciężarem, że nie będą w stanie go udźwignąć. Dokładnie o to chodzi w przypadku koncepcji wprowadzenia takiej daniny od którejś z kolei nieruchomości mieszkalnej. Aktualny konsensus wskazuje gdzieś pomiędzy trzecią a szóstą.
Warto jednak zauważyć, że mam na myśli podatek powszechny, a więc obejmujący każdą nieruchomość mieszkalną w Polsce. W przeciwieństwie do innych państw europejskich Polacy są bardzo nastawieni na posiadanie na własność swojego dachu nad głową. Dlatego zastosowanie wobec nich mechanizmu identycznego wobec spekulantów miałoby jedynie opłakane skutki. Zdają sobie z tego sprawę politycy. Po niedawnych rekomendacjach MFW odezwało się Ministerstwo Finansów kategorycznie zaprzeczające jakiejkolwiek intencji wprowadzenia takiego podatku.
Niestety, z jakiegoś powodu za każdym razem trafiają się także eksperci, którzy przekonują, że koniecznie musimy się w Polsce wzorować na państwach europejskich. Typowa stawka takiego podatku wynosi 1-2 proc. rocznie. Jakie więc dokładnie byłyby skutki wprowadzenia podatku katastralnego w naszym kraju przy takich stawkach? Przygotujcie się na ostrą jazdę bez trzymanki.
Powszechny podatek katastralny pożerałby Polakom każdego roku, oszczędnie licząc, jedną albo dwie pensje
Obecnie średnia cena metra kwadratowego dla całej Polski wynosi ok. 11 tys. zł za m². Średnia powierzchnia mieszkania to już 75,5 m². Takie uśrednione mieszkanie byłoby warte 830 500 zł. Siłą rzeczy kupowane teraz mieszkania są zauważalnie mniejsze. Najmniejszy zgodny z prawem nowy lokal mieszkalny oddany do użytku powinien mieć przynajmniej 25 m². Przy tej samej cenie wychodzi nam 275 000 zł. Co z domami? Załóżmy, że taki przeciętny polski dom o powierzchni 150 m² będzie wart ok. 500 000 zł. W miastach wojewódzkich dom w nieco wyższym standardzie może kosztować ponad 1 000 000 zł.
Znając hipotetyczne stawki podatku katastralnego, możemy łatwo oszacować, ile byśmy płacili podatku.
- Średnie mieszkanie oznacza 8 350 zł rocznie podatku przy stawce 1 proc. oraz 16 610 zł przy stawce 2 proc.
- Minimalne mieszkanie to 2 750 zł rocznie przy stawce 1 proc. oraz 5 500 zł przy stawce 2 proc.
- Przeciętny dom obciążałby nas podatkiem 5 000 zł rocznie przy stawce 1 proc. oraz 10 000 zł przy stawce 2 proc.
- Dom w okolicach Warszawy, Wrocławia albo Trójmiasta dawałby podatek 10 000 zł rocznie przy stawce 1 proc. oraz 20 000 zł przy stawce 2 proc.
Być może ustawodawca osłodziłby powszechny podatek katastralny możliwością płacenia comiesięcznych rat zamiast odprowadzania ich co kwartał jak teraz. Same hipotetyczne kwoty podatku mogą robić upiorne wrażenie. Dodajmy do tego to, że dosłownie każdy poważniejszy remont oznaczałby zwiększenie wartości domu albo mieszkania, a więc automatyczną podwyżkę podatku. To szczególnie kłopotliwe w momencie, gdy bardzo chcemy jako państwo zachęcić Polaków na przykład do termomodernizacji i zmiany sposobu ogrzewania na bardziej ekologiczny.
Prawdziwy problem zaczyna się jednak w momencie, gdy zestawimy spodziewane kwoty podatku do zapłaty z zarobkami statystycznego Polaka. Prognozowana na ten rok średnia krajowa 8673,00 zł brutto. Na pierwszy rzut oka nie jest niby źle, ale dostrzegam trzy bardzo poważne problemy.
Skutki wprowadzenia podatku katastralnego najlepiej podsumował Jarosław Kaczyński
Po pierwsze: tak naprawdę do dyspozycji zostaje nam wynagrodzenie netto. Wychodzi więc 6 242 zł miesięcznie. Drugi problem jest taki, że wysokości zobowiązania w podatku od nieruchomości nie możemy zmniejszyć. Nie ma żadnej kwoty wolnej od podatku. Tym samym jedynie posiadaczom najmniejszych mieszkań zostałoby coś z jednej rocznej pensji po zapłacie podatku katastralnego ze stawką 2 proc. Przy stawce 1 proc. jest nieco lepiej.
Jest jednak także trzeci problem. Sama średnia krajowa to zakłamany wskaźnik. Według wyliczeń portalu money.pl obejmuje on jedynie 37,7 procent pracujących Polaków. Warto dodać: tej co do zasady lepiej zarabiającej. Z samej natury średniej wynika też to, że większość z nas jednak tej średniej zarabiać nie będzie. Nie bez powodu mediana wynagrodzeń, którą również trapi bardzo ograniczona próba, jest w naszym kraju zauważalnie niższa od przeciętnego wynagrodzenia.
Tym samym można śmiało postawić tezę, że przeciętny Kowalski musiałby przeznaczyć jedną albo dwie swoje roczne pensje na zapłatę samego tylko podatku katastralnego. Każdego roku czekałoby go dokładnie to samo. Właścicielami domów i mieszkań są także emeryci. Średnia emerytura w zeszłym roku wyniosła 3 789,60 zł brutto. Oni mogliby zapomnieć o trzynastce oraz prawdopodobnie także o jednym „zwykłym” świadczeniu.
Skutki wprowadzenia podatku katastralnego w Polsce tak naprawdę najlepiej podsumował Jarosław Kaczyński w swojej wypowiedzi z 2019 r. Dlatego tak lubię do niej wracać.
To jest instytucja co prawda znana w różnych krajach i mająca swoją historię, ale instytucja, która w polskich warunkach – gdyby ją wprowadzić na poważnie, a nie ma sensu jej wprowadzać nie na poważnie – doprowadziłaby po prostu do wywłaszczenia z wszelkiego rodzaju własności odnoszącej się do nieruchomości ogromnej części Polaków.
Tylko szaleniec albo sabotażysta postulowałby powszechny podatek katastralny w naszych realiach. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież można by obniżyć stawkę do poziomu na przykład 1‰. Pytanie jednak: po co w takim razie zmieniać obecny podatek od nieruchomości, który może nie jest estetyczny z naukowego punktu widzenia, odbiega od ideału, ale przynajmniej działa?