Od dawna sprowadzamy z Zachodu auta, którymi tamtejsi kierowcy nie chcą już jeździć. Długo były to auta powypadkowe – i nie, Niemcy wcale nie płakali, jak je sprzedawali. Wiele wskazuje na to, że teraz zamiast klepanych Golfów mamy sprowadzane diesle. Europa od nich odchodzi, my je przyjmujemy z otwartymi rękami.
Według prestiżowej firmy Samar, która monitoruje rynek motoryzacyjny nad Wisłą, diesel to niekwestionowany król wśród sprowadzanych aut z zagranicy. Obecnie pojazdy z silnikami wysokoprężnymi stanowią 43 proc. wszystkich używanych pojazdów, które do nas trafiają z innych krajów. A nie zawsze tak było, jeszcze kilka lat temu popularność sprowadzanych diesli u nas regularnie malała. Jednak mniej więcej od połowy 2017 r. liczba sprowadzanych diesli nad Wisła rośnie z miesiąca na miesiąc. Jakoś dziwnie więc wzrost liczby sprowadzonych do Polski aut z napędami wysokoprężnymi zbiega się z problemami kierowców takich aut na Zachodzie, chociażby w Niemczech.
Sprowadzane diesle. Niemcy się cieszą jak sprzedają
Czy to przypadek? Bardzo wątpliwe. Polacy ciągle najchętniej sprowadzają samochody zza zachodniej granicy – około 60 proc. wszystkich takich pojazdów to właśnie auta z Niemiec. A tam wysokoprężne silniki są naprawdę na cenzurowanym, zwłaszcza po niesławnej aferze Dieselgate. Od momentu jej wybuchu jeżdżenie dieslami to w tym kraju coraz częściej powód do wstydu.
Jednak największym chyba jak dotąd ciosem dla diesli był wyrok niemieckiego sądu z lutego, który pozwolił miastom wprowadzać zakazy dla diesli. Pierwszy wykorzystał to Hamburg, który zamknął dwie ulice w centrum dla tego typu aut. To niewiele, można powiedzieć. Ale ta decyzja uruchomiła antydieslowe domino. Drugim niemieckim miastem, które ograniczyło ruch diesli, był Stuttgart. To tym ciekawsze, że jest to siedziba dwóch legendarnych marek samochodowych – Porsche i Mercedesa. Diesle niebawem mają też zniknąć z centrum Frankfurtu nad Menem.
Nie tylko zresztą Niemcy wydali wojnę tym silnikom – w ciągu kilku lat diesle mają na przykład zupełnie zniknąć z ulic Paryża. Co na to wszystko zachodni kierowcy? Jak się okazuje, wcale nie jest tak, że taka antydieslowa polityka im się nie podoba. W Wielkiej Brytanii na przykład połowa kierowców chce zakazu poruszania się dieslami w centrach miast – wynika z badania firmy Censuswide.
Nic dziwnego, że kolejne firmy rezygnują z produkowania aut z tymi silnikami. Zapowiedziały to już m.in. takie firmy jak Toyota, Volvo, Fiat czy Porsche. Zakup diesli to więc dziś raczej średni interes. Ale co z tymi samochodami, które tacy Niemcy już mają w swoich garażach? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będą one coraz bardziej na cenzurowanym na Zachodzie – a więc ich wartość będzie stale spadać. Co więc zrobić? A może by tak sprzedać Polakowi, póki jest okazja?
Sprowadzane diesle. A miał być „elektryk” w każdym garażu…
Można więc się spodziewać, że im bardziej diesle będą wytykane palcami w Niemczech, tym częściej będą lądować nad Wisłą. Niczym kiedyś powypadkowe Golfy czy Passaty… Zresztą wbrew pozorom sprowadzanie aut się Polakom bynajmniej nie nudzi. Eksperci spodziewają się, że w tym roku może pęknąć magiczna granica miliona sprowadzonych aut. Średni wiek sprowadzonego auta to ok. 12 lat.
Rząd chciał akurat, by Polska była w europejskiej elicie krajów, które stawiają na zielone samochody. Mieliśmy się przecież przesiadać do „elektryków”, ba, mieliśmy sami produkować takie pojazdy. Miało być tak pięknie, wyszło jak zwykle – wiele wskazuje, że nie będziemy raczej liderami elektromobilności. Zamiast tego pewnie pozostaniemy liderami w sprowadzaniu samochodów, którymi Niemcy już nie chcą się poruszać.