Co jest najważniejsze w budowie samochodu elektrycznego. Napęd? Innowacyjne baterie, umożliwiające przejazd bez ładowania na długim dystansie? Rama, na której zamontowane będą kluczowe kompotenenty? Nie – najważniejszy, przynajmniej dla rządu i państwowych spółek, jest… projekt karoserii.
„Elektromobilność” to słowo, które ostatnimi czasy stało się – przynajmniej w najwyższych kręgach władzy – modne. Minister Energii Krzysztof Tchórzewski powiedział nawet, że ta gałąź gospodarki będzie w nadchodzących latach szansą dla polskich przedsiębiorców:
Jako Ministerstwo Energii wspieramy rozwój elektromobilności w Polsce, tworzymy warunki do tego, żeby polscy przedsiębiorcy działający w tym sektorze mogli z powodzeniem konkurować z europejskimi. Oczywiście to czy taki pojazd będzie w Polsce produkowany ostatecznie zweryfikuje rynek. Pewne jest, że to wyzwanie musimy i chcemy podjąć.
Takie chęci same w sobie nie powinny dziwić. Samochody elektryczny czy hybrydowe, choć na razie stanowią ułamek ogólnej sprzedaży samochodów, każdego roku stają się coraz popularniejsze. Choć wciąż w naszym kraju znajdziemy więcej Ferrari niż Tesli, to już np. hybrydowe Toyoty Yaris czy Auris nikogo nie dziwią.
W skali całego świata rocznie sprzedaje się obecnie około 77 milionów egzemplarzy. To ogromny rynek – tylko Volkswagen i Toyota zgarniają z niego po 200 miliardów dolarów przychodu – ale i kosztowny. Kiedy niedawno Volvo przygotowywało się pod wdrożenie nowej platformy pod wchodzące właśnie na rynek modele (jak nowe V90 Cross Country czy XC 90), związane z tym koszty inwestycji wyniosły około 10 miliardów dolarów. Inwestycja w motoryzację nie jest zatem tania, a zyski nie są pewne (o czym doskonale wiedzą choćby fani świętej pamięci Saaba). Ale to nie jest dla niektórych przeszkodą.
Polski samochód elektryczny
Do odważnych świat należy. To powiedzenie najwyraźniej jest mottem działań ministerstwa Energii, które chce, by w 100% polski samochód elektryczny zaczął być masowo produkowany już niedługo po 2018 roku. Harmonogram, który przedstawiono kilka dni temu na konferencji prasowej, jest bowiem imponująco napięty:
Planowana droga do polskiego samochodu elektrycznego składać się będzie z czterech kroków:
- Konkurs na karoserię (połowa roku 2017) – profesjonalne jury wyłoni 5 wizualizacji, które posłużą do budowy prototypu. Każdy z 5 laureatów otrzyma po 50 tys. zł nagrody.
- Konkurs na prototyp (wiosna 2018) – na podstawie 5 zwycięskich koncepcji z pierwszego etapu kolejny konkurs wyłoni jeżdżące prototypy, a każdy spełniający minimalne wymagania otrzyma nagrodę w wysokości 100 tys. zł.
- Krótka seria i homologacja (2018+) – uzyskanie homologacji, wyprodukowanie i przetestowanie krótkich serii pojazdów. Najlepiej ocenione pojazdy przejdą procedurę homologacyjną i będą wyprodukowane w krótkiej serii (do 100 sztuk łącznie).
- Produkcja seryjna – wybór modelu, który będzie przedmiotem komercjalizacji oraz rozpoczęcie produkcji.
Nie trzeba być specjalistą od produkcji samochodów, by dostrzec braki w tym planie. Przede wszystkim: brak jakichkolwiek informacji o najważniejszym układzie samochodu, tj. napędzie. Producenci samochodów na prace nad układami napędowymi wydają ogromne pieniądze. W Teslę – firmę-symbol rynku elektrycznych automobili – inwestorzy wpompowali miliardy złotych.
Czy Electromobility Poland S.A., tj. spółkę założoną przez PGE Polska Grupa Energetyczna SA, Energa SA, Enea SA oraz Tauron Polska Energia SA, będzie na to stać? No chyba, że „polski samochód elektryczny” ma być równie innowacyjny, jak pojazd dobrze znanego producenta ciągników rolniczych Ursus zaprezentowany rok temu:
Trzeba przyznać, że się postarali – zmienili kolorki i nawet cień! pic.twitter.com/hoaF1aYNcY
— Piotr Barycki (@piotrbarycki) September 19, 2016
Ten pojazd po lewej to chiński wynalazek, po prawej: jego „rdzennie polska” kopia. Być może dlatego – aby jednak jakoś wyróżnić się na rynku – Electromobility Poland ogłosiło, wraz z Ministrem Energii, konkurs na… karoserię dla polskiego samochodu elektrycznego. Tak, nie napęd, nie baterię: na karoserię.
Regulamin? Jaki regulamin?
Jeśli chcesz wziąć udział w konkursie, musisz najpierw wypełnić formularz na stronie spółki. Jeśli jednak chciałbyś, jak przystało na świadomego internautę, przeczytać najpierw regulamin konkursu, to sorry – nie ma takiej możliwości:
Tak, dobrze widzicie: de facto państwowa spółka wymaga od Was podania danych osobowych (w tym adres korespondencyjny i numer telefonu) tylko po to, abyście mogli zapoznać się z tym, czy warto wziąć udział w konkursie – i czy w ogóle możecie wziąć w nim udział. Czy niepełnoletni może wziąć w nim udział? Tego się nie dowiemy.
Jeden z dyrektorów Electromobility Poland przekonuje, że „Konkurs skierowany jest do osób zawodowo zajmujących się szeroko rozumianym projektowaniem lub designem„. Nagrody – łącznie 5, każde po 50 000 zł – są kuszące, więc pewnie na ilość zgłoszeń nie będą narzekać, ale dlaczego tak podstawowy dokument jak regulamin jest ukryty lepiej niż gniazdka elektryczne w salach zabaw dla dzieci?
Zwycięskie projekty w ciągu roku mają w ciągu roku stać się… gotowymi prototypami. Czy zatem już za rok zobaczymy pierwszy prawdziwie polski samochód elektryczny?
Ja nie ma żadnych wątpliwości: to się nie uda, a pieniądze klientów firm, które złożyły się na Electromobility Poland, zostaną wyrzucone w błoto.