Pech nie wybiera. Stłuczki i niegroźne kolizje na drogach to niestety codzienność. Dlatego ustawodawca wprowadził obowiązkowe ubezpieczenie OC, które pokrywa koszty naprawy wynikłe na skutek tych zdarzeń. No chyba, że miałeś stłuczkę ze znajomym z Facebooka. Wtedy ubezpieczyciel za pewnik uznaje to za próbę wyłudzenia.
Historię pewnej kolizji opisuje Wirtualna Polska. W zasadzie nie byłoby o czym mówić. Ot stłuczka, jakich setki na polskich drogach. Sprawca przyznał się do winy, uczestnicy zdarzenia podpisali stosowne oświadczenia. Poszkodowana kobieta udała się ze wszystkimi dokumentami do swojego ubezpieczyciela, żeby ten wypłacił odszkodowanie. Tymczasem ubezpieczyciel stwierdził, że cała ta sytuacja to próba wyłudzenia nienależnego odszkodowania. Co doprowadziło do tego wniosku? Sprawca i poszkodowana mieszkają w tej samej, niewielkiej miejscowości. Do tego dochodzi fakt, że są znajomymi na Facebooku.
Stłuczka drogowa ze znajomym? Ubezpieczyciel może to uznać za próbę wyłudzenia
O tym, że Polacy wyłudzają z OC niemałe pieniądze, wiadomo nie od dziś. Zdarza się, że i taksówkarz poluje na stłuczkę, żeby w ten sposób wyremontować wiekowy już pojazd. Sytuacja zaczyna wyglądać nieco absurdalnie, kiedy powodem do odmowy wypłaty odszkodowania jest fakt, że strony zdarzenia są znajomymi w mediach społecznościowych. Co zrobić w sytuacji, kiedy na parkingu pod domem porysujemy samochód sąsiada? Z nimi też często się znamy prywatnie. Do rzadkości nie należy również zawarcie znajomości na Facebooku. Nie sądzę, żeby jakakolwiek umowa ubezpieczenia zawierała klauzule o dopuszczalności kolizji tylko z nieznajomymi.
Opisywana sytuacja dobrze jednak pokazuje, że ubezpieczyciele niezwykle skrupulatnie podchodzą do swoich obowiązków. Nie jest niczym dziwnym, że składane wnioski weryfikują również za pomocą informacji, które można uzyskać z mediów społecznościowych. Zaniżanie odszkodowań przez ubezpieczycieli również nie należy do rzadkości. Zdarzały się sytuacje, w których ubezpieczyciel za pośrednictwem Facebooka dowiedział się, że dany samochód bierze udział w amatorskich wyścigach. To poskutkowało oczywiście droższą polisą.
Taka kreatywność, jak w przypadku opisywanej sprawy może poskutkować jedynie wzywaniem policji do każdego, nawet najdrobniejszego zdarzenia drogowego. Jak na razie to jedyne potwierdzenie, że do stłuczki faktycznie doszło, którego ubezpieczyciel, przynajmniej na razie, nie może podważyć. Pytanie, czy policję powinniśmy angażować nawet do parkingowych zarysowań.