Projekt ustawy #StopLGBT autorstwa fundacji „Życie i Rodzina” został skierowany do pierwszego czytania w Sejmie. Sporym zaskoczeniem może być przepuszczenie projektu bez żadnych uwag przez jeden z filarów władzy sądowniczej w Polsce. Ustawa #StopLGBT bez uwag Sądu Najwyższego to niestety kompromitacja tego organu. Nawet jeśli zupełnie niezasłużona.
#StopLGBT to jeden z najgorszych projektów ustaw napisanych przez ultrakonserwatystów w ostatnich latach
Czy można komuś odebrać konstytucyjne prawa i wolności za pomocą zwykłej ustawy? Jak najbardziej, przynajmniej w Polsce. Najnowszym przypadkiem takiej próby jest projekt ustawy #StopLGBT autorstwa fundacji „Życie i Rodzina”. Jego celem jest kneblowanie za pomocą prawa ust wszystkim tym, którzy nie zgadzają się z wizją świata prezentowaną przez ultrakonserwatystów. Ze szczególnym uwzględnieniem tych osób, które mają czelność robić to publicznie.
Owszem, pomysłodawcy ustawy chcą zakazać parad równości. Warto jednak przypomnieć, że #StopLGBT idzie co najmniej o kilka kroków dalej. Przypomnijmy: jeśli projekt stanie się ustawą, nie będzie można organizować zgromadzeń mających na celu „propagowanie” szeregu nieprawomyślnych poglądów.
Takich jak: kwestionowanie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, proponowanie rozszerzenia tej instytucji na pary jednopłciowe, związki jednopłciowe, niemonogamiczne, możliwość adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, inne orientacje niż heteroseksualna, oraz aktywność seksualna osób poniżej 18 roku życia.
Jakby tego było mało, projekt zawiera własną definicję słowa „propagowanie”. Obejmuje „wszelkie formy upowszechniania, rozpowszechniania, agitowania, lobbowania, twierdzenia, oczekiwania, żądania, zalecania, rekomendowania bądź promowania”. Można by powiedzieć, że mamy do czynienia z kolejną odsłoną nagonki na środowiska LGBT pod płaszczykiem „walki z ideologią”.
Czy Sąd Najwyższy nie powinien przypadkiem zareagować na projekt ustawy już na pierwszy rzut oka sprzeczny z Konstytucją?
Jak się łatwo domyślić, tak skonstruowane przepisy są w oczywisty sposób sprzeczne z przepisami Konstytucji, która zapewnia każdemu wolność wyrażania swoich poglądów i organizowania pokojowych zgromadzeń. Warto przypomnieć, że homoseksualizm, podobnie jak konkubinaty, czy nawet uprawianie seksu przez osoby, które skończyły 15 lat, są w Polsce w pełni legalne. W przeciwieństwie do publicznego propagowania faszyzmu, czy innego ustroju totalitarnego.
Tymczasem posłowie zapoznają się z projektem #StopLGBT bez uwag Sądu Najwyższego. Dlaczego? Ano dlatego, że organ kierowany przez Małgorzatę Manowską takowych nie ma wcale. Wydawałoby się, że sędziowie jednego z najważniejszych sądów w Polce powinni już na pierwszy rzut oka rozpoznać ewidentny prawny bubel, jakim jest ten projekt. Co więc poszło nie tak?
Rozważania warto zacząć od odpowiedzi na pytanie: dlaczego właściwie Sąd Najwyższy miałby opiniować obywatelski projekt fundacji Kai Godek? Zgodnie z art. 1 pkt 4) ustawy o Sądzie Najwyższym, ten został powołany także do „opiniowania projektów ustaw i innych aktów normatywnych, na podstawie których orzekają i funkcjonują sądy, a także innych projektów ustaw w zakresie, w jakim mają one wpływ na sprawy należące do właściwości Sądu Najwyższego”.
Siłą rzeczy, projekt ustawy #StopLGBT w żadnym wypadku nie wpływa na funkcjonowanie sądownictwa. Sprawy dotyczące rozpoznawania odwołania od decyzji o zakazanie zgromadzenia należą do właściwości sądów okręgowych. Siłą rzeczy, sądy orzekają w takich sprawach w oparciu o ustawę prawo o zgromadzeniach. #StopLGBT jest nowelizacją tejże ustawy. Czy jednak ustawodawca nie miał na myśli po prostu przepisów proceduralnych, na podstawie których sądy orzekają? W takim wypadku projekt #StopLGBT” bez uwag Sądu Najwyższego jak najbardziej ma rację bytu.
#StopLGBT bez uwag Sądu Najwyższego wcale nie musi być czymkolwiek innym, niż realizowaniem zadań zgodnie z obowiązującym prawem
Warto jednak zauważyć, że Sąd Najwyższy opiniując projekt ustawy i tak musi się z nim merytorycznie zapoznać. Choćby po to, by się upewnić, że potencjalne zmiany prawne nie dotykają materii, w przypadku której należałoby wydać opinię. By zorientować się czym jest projekt #StopLGBT nie trzeba zbyt wiele. Zwłaszcza dla osoby, która „wyróżnia się wysokim poziomem wiedzy prawniczej”. Ten projekt ma trzy strony, intencje pomysłodawców są w nim wypisane czarno na białym.
To właśnie dlatego przepuszczenie #StopLGBT bez uwag Sądu Najwyższego wygląda źle. Nawet, jeśli za taką decyzją nie kryje się żadna zła wola. Prawdopodobnie to jedynie wykonywanie obowiązków zgodnie z przepisami ustawy o Sądzie Najwyższym. Dokładnie tego przecież powinniśmy jako obywatele oczekiwać od sędziów.
Dlaczego więc doszukujemy się milczącego przyzwolenia na zamach na konstytucyjne wolności jednej grupy obywateli ze strony drugiej grupy? Odpowiedź jest oczywista: kondycja najważniejszych organów polskiego sądownictwa jest fatalna. Dotyczy to, niestety, także Sądu Najwyższego. Wszystkiemu winne są próby upolitycznienia sądów i podporządkowania ich woli rządzących. Trwająca już kilka lat wojna o „reformę wymiaru sprawiedliwości” sprawiła, że nie ufamy sędziom „nominowanych przez tamtych”. Niezależnie od tego kto dla kogo byłby „tamtymi”.