Pozaparlamentarna prawica nie potrafi pisać projektów ustaw. To żadna nowość. Tym razem jednak ultrakonserwatyści przeszli samych siebie. Kaja Godek ze swoją Fundacją Życie i Rodzina przygotowała projekt „#StopLGBT”. Za pomocą ustawy planuje odebrać środowiskom LGBT konstytucyjne prawo do wyrażania swoich poglądów w przestrzeni publicznej.
#StopLGBT to nowa inicjatywa ustawodawcza mająca zakazać zgromadzeń mających jakikolwiek związek z LGBT
Od czasu do czasu zdarza się nam na łamach Bezprawnika analizować projekty ustaw tworzone przez rozmaite obywatelskie komitety. Często dotyczy to różnych ultraprawicowych projektów, jak na przykład ustawa „Stop 447”. Nie da się ukryć, że uwagę najczęściej zwracają projekty złe – a przez to szalenie niebezpieczne.
Gdyby jakimś cudem te prawnicze koszmarki stały się częścią obowiązującego prawa, skutki byłyby niewątpliwie opłakane. Najczęściej mowa o projektach niedopracowanych, nieprzemyślanych, albo po prostu o kompletnie absurdalnych założeniach. Już poprzedni taki projekt, „stop pedofilii„, był – co tu dużo gadać – zwyczajnym bublem prawnym.
Nowa inicjatywa ustawodawcza Kai Godek „#StopLGBT” jest pod tym względem niewątpliwą perełką. Fundacja Życie i Rodzina wymyśliła sobie bowiem, że za pomocą ustawy można odebrać środowisku LGBT konstytucyjne prawo do wyrażania swoich poglądów w przestrzeni publicznej.
Pomysłodawcy #StopLGBT chcieliby uznać także twierdzenie niewygodnych dla nich faktów za „propagowanie” i w efekcie zakazać
Ktoś mógłby powiedzieć: ale przecież chodzi o zgromadzenia i demonstracje. W tym przypadku art. 57 Konstytucji czyni spore ustępstwa na rzecz ustawodawcy. Pozwala bowiem na ograniczanie tej wolności w drodze zwykłej ustawy. Już dzisiaj areszt za tęczową flagę nie jest czymś zupełnie oderwanym od rzeczywistości. Problem w tym, że „#StopLGBT” idzie w swoich założeniach o kilka kroków dalej.
Projekt ustawy, dostępny na stronie internetowej całej inicjatywy, zakłada bowiem prezentowania w trakcie zgromadzenia określonych poglądów. Jak się łatwo domyślić, postulowane zmiany w ustawie „prawo zgromadzeń”, mają na celu uniemożliwienie prezentowania w przestrzeni publicznej postulatów, czy symboli, środowisk LGBT. W bardzo restrykcyjny sposób.
Postulowany nowy art. 10 ust. 2 zakłada na przykład, że celem zgromadzenia nie może być kwestionowanie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, propagowanie rozszerzenia tej instytucji na pary jednopłciowe. Na indeksie są również same związki jednopłciowe, niemonogamiczne, możliwość adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, inne orientacje niż heteroseksualna, oraz aktywność seksualna osób poniżej 18 roku życia.
Kontrowersyjne, ale tu przecież chodzi tylko o propagowanie? Pomysłodawcy byli tak uprzejmi, że zawarli w projekcie definicję legalną „propagowania”. Miałyby nim być: „wszelkie formy upowszechniania, rozpowszechniania, agitowania, lobbowania, twierdzenia, oczekiwania, żądania, zalecania, rekomendowania bądź promowania„. To nie szkodzi, że fakty nie zgadzają się z ideologią pani Godek – najwyżej zakaże się ich ustawą.
#StopLGBT szczególny nacisk kładzie na ochronę symboli historycznych i religijnych przed „profanacją” ze strony środowisk LGBT
Projekt #StopLGBT zakłada również zakaz określonych zachowań w trakcie samych zgromadzeń. Postulowany art. 4 zakazuje chociażby „posiadania i wykorzystywania jakichkolwiek materiałów, których treść odwołuje się do zagadnień wymienionych w art. 10 ust. 2”. Dotyczy to chociażby transparentów, czy ulotek.
Pomysłodawcy chcieliby zakazania również „wykorzystywania symboli religijnych oraz przedmiotów związanych z praktykowaniem obrzędów religijnych w sposób mogący obrazić uczucia religijne innych osób„, w tym poprzez ich artystyczne przetworzenie. Nie powinien dziwić także zakaz „wykorzystywania religii lub nawiązań do religii w kontekście zagadnień wymienionych w art. 10 ust. 2 ustawy„.
Warto by się przy tym zastanowić, czy w pierwszym przypadku rykoszetem nie oberwałyby zgromadzenia nacjonalistów. Ci w końcu lubią posługiwać się religijną symboliką – na przykład tzw. „krzyżem celtyckim.”
Ultraprawicowi moraliści najwyraźniej chcieliby orzekania, czy dany strój ma charakter seksualny czy erotyczny
To nie koniec. „#StopLGBT” to także zakaz nie tylko uczestnictwa nago w zgromadzeniu, ale również „w przebraniach o erotycznym lub seksualnym charakterze”. Pomysłodawcy uznali również za stosowne zabronić „posiadania i wykorzystywania jakichkolwiek przedmiotów o erotycznym lub seksualnym charakterze, w szczególności przedmiotów imitujących narządy rozrodcze” w trakcie zgromadzenia.
Użycie pojęć o charakterze nieostrym pozostawia ogromną swobodę interpretacyjną. Jak bowiem odróżnić przebranie o erotycznym charakterze od zupełnie niewinnego? Dlatego właśnie pojęcia nieostre lepiej trzymać z daleka od prawa – zwłaszcza takiego ustanawiającego jakiekolwiek zakazy.
Nie powinno dziwić, że w projekcie ustawy znalazł się zakaz wszelkich zachowań oraz działań godzących w moralność publiczną. W szczególności dotyczyć to ma takich „mogących zgorszyć lub zdemoralizować dzieci lub młodzież w wieku do lat 18„.
Ustawa „#StopLGBT” pochyla się także nad potrzebą ochrony polskich symboli narodowych, czy nawet tych jedynie związanych z historią Polski. Pod warunkiem oczywiście, że chodzi o wykorzystanie ich w kontekście związanym z osobami i społecznością LGBT.
Polskie prawo, nie wspominając o unijnym, zakazuje dyskryminacji osób nieheteroseksualnych
Gdyby projekt „#StopLGBT” stał się obowiązującym prawem, mielibyśmy sytuację bez precedensu. Byłaby to ustawa wprost narzucająca Polakom konkretną, ultrakonserwatywną ideologię – przynajmniej w kwestii wolności zgromadzeń. To o tyle kuriozalne, że obowiązujące w Polsce prawo chroni przecież osoby nieheteroseksualne przed dyskryminacją chociażby w obrębie prawa pracy. Warto wspomnieć także o prawie unijnym, czy całym międzynarodowym systemie praw człowieka.
Prawo konstytucyjne na szczęście nie pozostawia ustawodawcy aż tak szerokiej możliwości do regulowania Polakom jakie poglądy wolno im manifestować, a jakich nie. Owszem, art. 57 Konstytucji pozwala na ustawowe wprowadzanie ograniczenia wolności zgromadzeń.
Są jednak inne przepisy Konstytucji, które wprost zabraniają ustawodawcy przedsięwzięcie tych kroków, które postuluje Kaja Godek i jej fundacja. Warto by wymienić choćby te najważniejsze, wprost odnoszące się do zagadnień, które miałby regulować projekt #StopLGBT”. Zwłaszcza, że w uzasadnieniu projektu wprost znajdziemy oburzenie, że zachodnie koncerny śmią solidaryzować się ze środowiskiem LGBT poprzez wykorzystanie tęczowych flag.
Ustawa uderzająca w swobodę wyrażania poglądów przez środowisko LGBT byłaby absolutnym skandalem i zwykłym bezprawiem
Art. 54 – „Każdemu zapewnia się swobodę wyrażania poglądów„. Ktoś mógłby podać przykład promowania reżimów totalitarnych. Warto jednak zauważyć, że ten jeden zakaz ma umocowanie w postaci art. 13 Konstytucji, ustanawiającego wyjątek od zasady pluralizmu politycznego.
Art. 31 ust. 1- „Wolność człowieka podlega ochronie prawnej„. Dotyczy to wszystkich konstytucyjnych swobód i wolności. Wliczając w to także wspomniane prawo do zgromadzeń. Jak się za moment okaże, jej konstytucyjne ograniczenia mają ściśle określony zakres.
Art. 31. ust. 2 – „Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych„. Warto zauważyć, że adresatem tej normy nie jest wyłącznie państwo. „Każdy” oznacza w tym przypadku wszystkie osoby przebywające na terytorium naszego państwa. Wliczając w to także Kaję Godek, jej fundacje, oraz – dajmy na to – pewne ciężarówki z treściami zarzucającymi środowisku LGBT pedofilię. Bardzo dziwi przy tym, że rządzący zamiast rozprawić się z tym zjawiskiem wolą otaczać je szczególną ochroną.
Art. 31. ust. 3 – „Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw„.
Ultrakonserwatyści powinni wreszcie przyjąć do wiadomości, że mają w Polsce dokładnie te same prawa co ich ideologiczni przeciwnicy
Jeśli ktoś uważa, że ograniczenie osobom i środowiskom LGBT prawa do wyrażania publicznie swoich poglądów na kwestie społeczne mieści się w ramach „demokratycznego państwa”, to operuje bardzo osobliwą definicją demokracji.
Art. 73 – „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury.” Ustawowe wyłączenie prawa do twórczości artystycznej w tym przypadku jest posunięciem co najmniej wątpliwym. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że odbiór sztuki jest czymś bardzo subiektywnym i niezwykle trudnym do ujęcia w ramy prawne.
Na koniec warto zauważyć, że Konstytucja to także preambuła. Także ta część ustawy zasadniczej stanowi źródło prawa. Warto zwrócić uwagę na następujący fragment: „my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski (…)”
Kaja Godek najwyraźniej uważa, że ona i osoby o takich samych poglądach jak ona mają więcej praw, niż osoby LGBT. Problem w tym, że tak nie jest. Czy tego ultrakonserwatyści chcą, czy nie – ich poglądy mają takie same prawa do obecności w przestrzeni publicznej, co osoby postulujące wprowadzenie związków partnerskich czy adopcji dzieci przez osoby homoseksualne.