Wojewódzkie szpitale polowe teoretycznie miały pełnić rolę ostatniej linii obrony przed epidemią koronawirusa. Tymczasem Szpital Narodowy przyjmuje obecnie jedynie lekko chorych. Jak się łatwo domyślić, od razu posypały się słowa krytyki. Czy zasłużenie?
Jak się okazuje, Szpital Narodowy to tylko „filia szpitala dla chorych w lżejszych stanach”, którzy potrzebują opieki całodobowo
W poniedziałek pojawiły się informacje sugerujące, że Szpital Narodowy, ulokowany na warszawskim Stadionie Narodowym, przyjmuje jedynie lekko chorych pacjentów. Co za tym idzie: nie przyjmuje chorych na covid-19, którzy bardzo tej pomocy potrzebują.
Jako źródło takich informacji można wskazać chociażby Porozumienie Rezydentów. Według krążących po Sieci relacji z próby dostarczenia do szpitala pacjentów, Szpital Narodowy stosuje dość specyficzne kryteria doboru pacjentów.
Na szpitalne łóżko mogą na nim liczyć pacjenci, którzy: samodzielnie jedzą i chodzą do oddalonej od sali toalety, nie mają istotnych schorzeń towarzyszących, nie wymagają więcej niż trzech litrów tlenu, nie mają wysokiej gorączki. Do tego w grę wchodzić ma konieczność wykonania pacjentowi badania RTG oraz nie mniej niż 30 proc. zajętego miąższu płuc. Czyli względnie mało, jak na możliwości covid-19.
Szpital Narodowy, czy izolatorium narodowe? Lekarze krytykują sposób funkcjonowania placówki
Jak się łatwo domyślić, lekarze wcale nie są zachwyceni praktykami stosowanymi przez Szpital Narodowy. Powtarzającym się określeniem jest „narodowe izolatorium”. Potwierdza je chociażby lekarz Jakub Kosikowski, komentując dyskusję pomiędzy Patrykiem Słowikiem a Iwoną Sołtys z MSWiA.
Aha. Czyli już oficjalnie narodowe izolatorium z lekarzami zwane szpitalem narodowym dla lekko chorych. Jednak.
Za cenę drenażu innych szpitali z personelu
Systemu to nie uratuje. A odciążenie szpital też nie będzie zbyt duże
Szkoda, wielka szkoda https://t.co/Oa4XBMJFKw
— Jakub Kosikowski (@kosik_md) November 9, 2020
To właściwie znakomite podsumowanie w czym tkwi istota problemu. Szpital Narodowy potrzebuje lekarzy by w ogóle działać. Lekarzy potrzebują także placówki zajmujące się ratowaniem pacjentów naprawdę ciężko chorych na covid-19, będących w stanie realnego zagrożenia życia. Jeżeli teraz zabierzemy ich z pierwszej linii do polowych izolatoriów, to zysk dla trzeszczącego w posadach systemu będzie raczej niewielki.
Sama Iwona Sołtys potwierdza zresztą wprost zarzuty kierowane pod adresem Szpitala Narodowego. „Jest to filia szpitala dla chorych w lżejszych stanach, nadal jednak potrzebujących wzmożonej opieki lekarskiej całodobowo”. Na pierwszy rzut oka ma to oczywiście pewien sens – szpitale polowe niekoniecznie są tak dobrze przygotowane do pełnienia swojej funkcji, niż dedykowane i funkcjonujące od dłuższego czasu placówki.
Informacje krążące po sieci sugerują, że szpitale polowe to akcja PR-owa potencjalnie drenująca z personelu resztę służby zdrowia
Tyle tylko, że rządzący informując o budowie szpitali polowych troszeczkę inaczej rozkładali akcenty. Właściwie w komunikatach płynących ze strony członków Rady Ministrów wątek „lżej chorych wymagających całodobowej opieki” w ogóle się nie przewijał.
Wręcz przeciwnie – zarówno Szpital Narodowy, jak i szpitale polowe w ogóle, miały stanowić swoistą rezerwę na wypadek, gdyby wydajność służby zdrowia w Polsce zbliżała się do punktu krytycznego. To jest: gdyby nie było już gdzie kierować pacjentów. Biorąc pod uwagę sam fakt, że lekarze próbowali posłać ciężej chorych pacjentów do warszawskiego szpitala polowego, takie sytuacje wcale nie wydają się być jedynie ewentualnością. Braki szpitalnych łóżek i repiratorów pojawiają się w końcu przynajmniej od ostatniego tygodnia października.
Jakby tego było mało, Porozumienie Chirurgów na Twitterze informowało o rażących dysproporcjach w finansowaniu leczenia pacjentów w szpitalach polowych względem tych „prawdziwych”. Chory na covid-19 leczony w normalnym szpitalu miałby być wyceniony na 330-630 zł. na dobę. Leczenie pacjentów podłączonych do respiratora miałoby kosztować 1,1 tys. zł. Tymczasem łóżko w Szpitalu Narodowym to już wydatek dla NFZ rzędu 4,3 tys. złotych dziennie.
Nic więc dziwnego, że pojawiły się konkretne zarzuty kierowane pod adresem rządzących. Szpital Narodowy miałby służyć wcale nie realnej poprawie sytuacji służby zdrowia. Stanowiłby jedynie zagrywkę PR-ową mającą poprawić notowania samego rządu i Prawa i Sprawiedliwości.