„Może pana żona ma okres” przeczytał klient, który odwiedził Browar Widawa. Poskarżył się na jakość tamtego tatara, bo jego małżonka była z jedzenia bardzo niezadowolona. Internet postanowił rozprawić się z nieuprzejmym restauratorem.
To się przewinęło w moim feedzie dzisiaj rano. Niezadowolony klient przychodzi na fanpage wrocławskiego Browaru Widawa i skarży się, że tatar nie smakował ani jemu, ani jego małżonce. Zwłaszcza kobieta uważała, że w mięsie jest coś trefnego. Co na to właściciel? „Może po prostu ma okres?” Jak się można szybko zorientować, internet zareagował… chociaż bardzo niejednoznacznie. Bo w całej historii pojawił się jeszcze jeden wątek – restaurator zarzucił skarżącemu się klientowi, że ten chciał wyłudzić rabat za owego – zjedzonego podobno – tatara. Całość wywęszył oczywiście niezawodny Wykop, który dał właścicielowi do zrozumienia, że takie zachowanie nie jest tolerowane.
Tatar Browar Widawa
Nauczyliśmy się, że nasz klient, nasz pan. To znaczy wasz, bo to zazwyczaj my jesteśmy klientami. Jestem w stanie zrozumieć, że po ciężkim dniu pracy, kiedy zobaczy się jedynkę na fanpage swojej strony, mogą puścić nerwy, można kogoś zwymyślać. Problem w tym, że teksty odnoszące się do menstruacji czy seksualności kobiety („hehe, jesteś taka zła, bo nikt cię porządnie nie wygrzmocił, hehe”) są poniżej wszelkiej godności. I właściciel to akurat zrozumiał, bo przeprosił na forum publicznym.
Z drugiej strony jednak sam właściciel pisał, że to samo mięso jadło dwadzieścia innych osób, a poza tym było świeże, przywiezione dnia poprzedniego i z datą ważności do trzeciego sierpnia. To przecież nic nie oznacza. Mogło przyjechać niedobre już z rzeźni. Inni klienci mogli nie wyczuć złego smaku, albo byli zbyt mało asertywni, żeby zaprotestować.
Dawaj rabat, mam horom…
Komentujący podzielili się na takich, którzy stanęli po stronie właściciela, oraz na takich, którzy stanęli po stronie klienta. Faktycznie, ta część historii, w której klient ma rzekomo domagać się rabatów za zjedzony już posiłek brzmi naprawdę oburzająco. Aczkolwiek, jeśli zajrzymy do komentarzy na fanpage samego Browaru Widawa, okaże się, że pojawiają się tam obie persony dramatu – zarówno restaurator, jak i obsługiwany. Ten drugi wyjaśnia wprost – tatara nie zjedli, odesłali go od razu, na dodatek w restauracji panował straszny chaos (dostawali na przykład nie swoje zamówienie). Zdenerwowało go również, że musiał zapłacić za danie, którego nie spożył.
Ostatecznie jednak historia kończy się dobrze – klient wyciągnął rękę na zgodę do restauratora, ten drugi przeprosił go jeszcze raz, w komentarzach. I wszyscy rozeszli się w zgodzie. Jak dorośli ludzie.
(Czarna) magia internetu
W tej całej historii najbardziej zachwyca (i przeraża) mnie to, jakim niesamowitym tyglem stał się internet. Wystarczy, żeby obsługa była dla kogoś niemiła i już, wieść obiega całą sieć, przychodzą ludzie, wystawiają jedynki za chamstwo, całość trzeba potem zalewać papą i przyklepywać, a i tak gdzieś wyskoczy w Google. Nie da się od tego uciec, fama zostaje, chociaż ludzie w internecie po pewnym czasie znajdują sobie inną ofiarę. Zobaczcie, wystarczy chwila słabości u właściciela przybytku – może do tego jakiś wypity kieliszek, kłótnia z kimś bliskim, choroba psa, cokolwiek – zły komentarz i już nie zostawia się na nim suchej nitki. Nie to, żebym uważała, że nie zasługują na oburzenie ludzi na takie zachowanie, ale moc internetu jest w tym wypadku naprawdę ogromna. Kilka sekund bezmyślności i twój życiowy dorobek chwieje się w posadach.
W dzisiejszych czasach świadczący usługi muszą w internecie chodzić na palcach, o czym przypomina nam Willa Karpatia po pewnym weekendzie. Nasz klient, nasz pan.