Zastanawiacie się jakim cudem seniorzy wciąż padają ofiarą oszustw metodami „na wnuczka”, „na policjanta”, czy też „na tragedię w rodzinie”? Też się zastanawiałam… do minionego piątku. Wtedy na własne oczy przekonałam się, jak to działa i jak bezczelni (a także kreatywni) potrafią być naciągacze.
Ofiarami oszustw najczęściej padają seniorzy. Po ostatnim piątku wiem, że do wielu wyłudzeń by nie doszło, gdyby nie pewien relikt minionej epoki. Konkretnie chodzi o telefon stacjonarny, który to pozwala nie tylko znaleźć dane o jego posiadaczu, ale również (ze sporą dozą pewności) stwierdzić, że jest on osobą starszą.
Masz telefon stacjonarny? Prosisz się o kłopoty
Telefony stacjonarne zostały prawie całkowicie wyparte przez komórki – wyjątkiem są firmy oraz seniorzy, którzy przyzwyczaili się do swoich starych numerów i nie chcą z nich rezygnować (mimo że bardzo często poza telefonem stacjonarnym posiadają również komórkę). Zapominają jednak o jednym – w dobie, gdy każdy zazdrośnie strzeże swoich danych osobowych, utrzymywanie telefonu stacjonarnego przez osobę prywatną jest proszeniem się o kłopoty.
Oszuści bazują zapewne na starych książkach telefonicznych. Tam numery telefonu były powiązane z nazwiskami. W nieco starszych wersjach tych książek – również z dokładnymi adresami. I w tym cały problem. Oszuści biorą taką książkę telefoniczną i sprawdzają, czy dany numer telefonu wciąż jest aktywny. Jeżeli jest, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że mają aktualne dane jego właściciela, a także, że właściciel jest osobą starszą. I zaczynają się podchody.
Nawet najsprytniejszy senior może zostać wywiedziony w pole
Z taką właśnie sytuacją miałam miejsce w miniony piątek. Do mojej babci zadzwonił rzekomo listonosz, pytając, czy będzie w domu w określonych godzinach, bo ma do doręczenia przesyłki polecone. Babcia w pierwszym momencie potwierdziła, jednak po chwili stwierdziła, że listonosz nigdy wcześniej nie dzwonił, więc o sprawie powiadomiła rodzinę, która ruszyła z odsieczą.
Cała sprawa pachniała z kilometra oszustwem (zwłaszcza że dzień wcześniej znalazłam w skrzynce pocztowej awizo, tak więc w ciągu doby listonosz musiałby znacznie zmienić standardy). Najpierw postanowiliśmy wykluczyć najprostsze rozwiązania, czyli zweryfikowaliśmy na poczcie, czy faktycznie listonosz mógł ewentualnie zadzwonić. Odpowiedź nikogo nie zaskoczyła – jeżeli listonosza nie prosi się o wcześniejszy kontakt, sam z siebie go nie podejmuje. A babcia nikomu z poczty numeru telefonu nie podawała.
Zwykle w takich przypadkach chodzi o oszustwa zdalne, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Postanowiłam więc o sprawie na wszelki wypadek powiadomić dzielnicowego, nie zrobiłam jednak tego od razu. Może zareagowałabym szybciej, gdybym spodziewała się, że sprawa będzie miała ciąg dalszy.
Bezczelność oszustów nie zna granic
Po kilku godzinach od tamtego telefonu od rzekomego listonosza, zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer babci, więc pospiesznie odebrałam. Nestorka rodu była rozemocjonowana i ewidentnie wystraszona. Zapytała mnie, gdzie ja tę sprawę zgłosiłam, bo dzwonili do niej uwaga… z Centralnego Biura Śledczego!
Dzwoniący zapytał, czy dodzwonił się do dobrej osoby (padło imię i nazwisko babci, która odruchowo potwierdziła) i upewnił się, czy mieszka przy tej ulicy, którą rzekomo ma wskazaną w policyjnym systemie. Następnie nakrzyczał na swoją rozmówczynię, zarzucając jej nieodpowiedzialne podawanie danych w poprzedniej rozmowie (tej z rzekomym listonoszem). Stwierdził, że CBŚ zajmuje się sprawą „bandy”, która usiłuje okradać ludzi i wyłudzać dane. Jeżeli mu nie wierzy, może zadzwonić na 997 i potwierdzić, że faktycznie rozmawia z prawdziwym policjantem.
Mistrzowie manipulacji
Wstukać odpowiedni numer babcia miała po usłyszeniu odpowiedniego sygnału w telefonie. Tak zrobiła i zgłosiła się inna osoba, która potwierdziła, że mężczyzna, z którym rozmawiała wcześniej (padły odpowiednie dane, włącznie ze stopniem służbowym) faktycznie jest policjantem i można mu zaufać. Oczywiście żadnego 997 nie było (warto pamiętać, że obecnie dzwoniąc na 997, automatycznie zostaniemy połączeni z dyspozytorem 112, ale kto o tym myśli, zwłaszcza w stresie?). Rozmowa celowo została tak poprowadzona, żeby rozmówczyni myślała, że poprzednia rozmowa się zakończyła.
Babcia „wróciła” więc do poprzedniego połączenia. Znów rozmawiała z oficerem z CBŚ, który powiedział, że musi być bardzo ostrożna, bo jest „na celowniku” bandy oszustów. Poprosił o jej numer konta, aby mogli (odgórnie, policyjnie) nałożyć na nie dodatkową ochronę. Usiłował również ustalić, w jakim banku to konto jest.
Czapki z głów za przytomność umysłu, ponieważ nestorka mojego rodu odmówiła podania danych konta, co ewidentnie zdenerwowało jej rozmówcę, który zrobił się jeszcze bardziej bezczelny. O sprawie została natychmiast powiadomiona rodzina, która natychmiast porzuciła swoje obowiązki zawodowe, aby dodać otuchy zestresowanej emerytce. I nie dziwię się, że w tym przypadku pojawił się stres, ponieważ połowa osób w wieku 20-50 również zareagowałaby paniką, w obliczu tak przedstawionej sprawy.
Oszuści w tym przypadku bazują na zebranych danych. Przedstawiają się, jako policja i działają z pozycji siły, usiłując zastraszyć rozmówcę. Oczywiście policjant w życiu by się tak nie zachował (groziłyby mu za to konsekwencje dyscyplinarne), nie wspominając już o tym, że policja nigdy nie prosi o dane konta bankowego. Jednak mając mało czasu na zastanowienie i będąc w emocjach wywołanych sprytnym prowadzeniem rozmowy, w pierwszej chwili wiele osób podaje dane, o które proszą oszuści. I w ten sposób tracą pieniądze.
Jak się zachować w takiej sytuacji?
Największy problem w tym wszystkim jest taki, że w tym przypadku nie doszło do żadnego przestępstwa. Wyłudzenie informacji nie jest przestępstwem. O oszustwie możemy mówić, jeżeli ktoś podstępem doprowadzi nas do niekorzystnego rozporządzenia swoim mieniem. Dane osobowe jednak mieniem nie są (zgodnie z kodeksem cywilnym mienie to własność i inne prawa majątkowe, dane osobowe nie są prawem majątkowym). Tak więc podstawa do ścigania oszustów zachodzi dopiero w momencie, gdy uzyskają dane do konta i pozbawią swoją ofiarę oszczędności życia (może więc czas na znowelizowanie przepisów – halo Ustawodawco!).
Sprawę można zgłosić na policję, nawet należy to zrobić. Każdy sygnał jest ważny, warto też zwrócić uwagę na potencjalne zagrożenia. Najpopularniejsza metoda oszustów to wyłudzenie danych do konta i działanie całkowicie zdalne. Nigdy nie mamy jednak gwarancji, że nie rozmawiamy z osobą z naszego miasta, która po ustaleniu, że ma styczność na przykład z samotnie mieszkającym seniorem, albo rodziną, która powie, że nie jest w stanie odebrać przesyłki, bo wyjechała na tydzień na Karaiby, nie postanowi zadziałać w sposób bardziej bezpośredni i włamać się do domu.
Lepiej zapobiegać niż leczyć
Podstawą jest jednak zapobieganie takim sytuacjom. Telefony stacjonarne to relikt minionej epoki, obecnie nawet seniorzy korzystają z telefonów komórkowych. Numerów stacjonarnych nie warto więc utrzymywać. Nawet więcej – dalsze korzystanie z telefonu stacjonarnego to praktyczne proszenie się o kłopoty. I nie ma czegoś takiego, jak „osoba bardzo krytycznie myśląca, która nie da się nabrać na żadne oszustwo”. Osoby wyłudzające dane to świetni manipulatorzy, osoby ewidentnie dobrze przeszkolone. Bazują na strachu i rzekomej chęci pomocy. Nie dają czasu na zastanowienie. Każdy może paść ofiarą czegoś takiego.
W tym miejscu należy wystosować apel, jednak nie tylko do seniorów. Do wszystkich. Jeżeli coś dzieje się szybko, warto dać sobie czas na zastanowienie. Jak głosi stara mądrość ludowa „pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł”. W innych sytuacjach znacznie lepsze efekty przynosi chłodna kalkulacja. Jeżeli nasz rozmówca na nas krzyczy, straszy nas konsekwencjami prawnymi, bądź też mówi, że trzeba działać natychmiast – zakończmy rozmowę. Nie bójmy się konsekwencji, każdy ma prawo do zastanowienia. A oszuści bazują właśnie na odbieraniu nam tego prawa.