Opublikowany przed kilkoma tygodniami na łamach Bezprawnika artykuł o ukrytej roli Telegazety, cieszył się wielką popularnością. Czytelnicy zwracali nam jednak uwagę, że teletekst był w przeszłości wykorzystywany w mniej nobliwych celach, niż kontakt z bliskimi.
Kara pozbawienia wolności ma co do zasady za zadanie odseparować skazańca od reszty społeczeństwa. Jednakże już w poprzednim artykule wyjaśniliśmy, że skala tego odseparowania jest bardzo dyskusyjna i generalnie więźniowe nie są całkowicie oddzieleni od takich atrakcji jak telewizja, komputer, a czasami nawet telefon komórkowy.
Telegazeta jako narzędzie komunikacji
W poprzednim artykule wskazywaliśmy, że – wydawałoby się martwa – technologia teletekstu znalazła swoje dodatkowe zastosowanie. Jest narzędziem komunikacji pomiędzy więźniami, a ich rodzinami. Czytelnicy Telegazety TVP1 wysyłają SMS-y do redakcji teletekstu, które następnie publikowane są w formie ogłoszeń. Jednak obok tradycyjnego „Sprzedam Opla” i „Pan pozna panią” możemy znaleźć bogate relacje życia rodzin, które od mężów oddzielają kraty.
Nasi czytelnicy historię opisaną w artykule szybko zaczęli rozbudowywać o własne doświadczenia. Wskazywano między innymi, że przez długie lata podobnym łącznikiem między rodzinami a więźniami były programy w stacjach muzycznych, gdzie początkowo widzowie wysyłali SMS-y z życzeniami. Te jednak szybko przerodziły się w miejsce komunikacji więźniów z rodzinami.
Ale nie tylko rodzinę łączy z więźniami Telegazeta
Jak jednak donosili komentujący nasz artykuł, Telegazeta więzienna wcale nie jest taka niewinna, a pod „Julka poszła do szkoły” może się kryć coś więcej, niż troska o wykształcenie i staranną edukację pociechy. Przez długi czas Telegazeta była bowiem narzędziem komunikacji przestępczego światka i szeroko rozumianej „grypsery”.
Proceder jest znany od lat. Już w 2002 roku o sprawie donosiły w internecie „Wirtualne Media”.
Rodziny albo znajomi osadzonych umawiali się z nimi na konkretną godzinę i wysyłali SMS – wyjawia „SE”szczegóły procederu porucznik Andrzej Odyniec, rzecznik lubelskiego aresztu śledczego. – Wystarczyło włączyć telegazetę i przeczytać najświeższe informacje.
Jak długo trwało grypsowanie przez telegazetę, nie wiadomo. Kiedy proceder wyszedł na jaw, władze więziennictwa rozesłały do dyrektorów aresztów i zakładów karnych w całej Polsce pisma informujące o potencjalnym zagrożeniu. Sugerowano jednocześnie, że należy pozbawić osadzonych pilotów, blokując im w ten sposób dostęp do telegazety.
Również w 2005 roku do tematu powracała Gazeta Wyborcza. Tak w tamtym czasie relacjonował to Bankier.pl:
„Łysy, trzymaj się. Dzielnica jest z tobą” – takiej i podobnej treści SMS-y odczytywane są na antenie lokalnego radomskiego radia. Dla niewtajemniczonych są to zwykłe pozdrowienia, jakich słuchacze przesyłają sobie tysiące. Dla osób za więziennymi murami mogą to być komunikaty z konkretnymi przekazami.
W tamtym czasie komunikacja z więźniami odbywała się zresztą również innymi ścieżkami – ponoć w 2005 roku został nadany pierwszy „gryps” drogą radiową (lub przynajmniej pierwszy, który jako taki zidentyfikowano).
Zarówno z redakcją Telegazety, jak i z rozgłośniami radiowymi prowadzono w minionych latach rozmowy „wychowawcze”, które sprowadzały się do proszczenia o to, by uniemożliwiać więźniom komunikację z zewnętrznym światem – szczególnie przestępczym. Jak powszechnie wiadomo, taka komunikacja może mieć bowiem istotny wpływ na kształt pozawięziennej rzeczywistości – inspirować nowe czyny bezprawne czy wpływać na składane zeznania. „”A jak ja mam odróżnić młodzieżowy slang od więziennego grypsu?” – pytał kierownik jednej z radiostacji.
Telegazeta istotnym problemem?
Problem więźniów i Telegazety nie jest więc zjawiskiem nowym. Natomiast oczywiście aktualność tego zjawiska może zaskakiwać w kontekście popularności tego „medium” w ostatnich latach. Nie dziwi zatem, że polskie więziennictwo na przestrzeni lat próbowało ograniczać skazanym dostęp do Telegazety. Na przykład poprzez wstawianie do cel telewizorów – owszem – ale bez pilotów.