Test wiedzy Eurobarometru sugeruje, że aż 28 proc. Polaków twierdzi, że ludzie żyli w tych samych czasach, co dinozaury. Z samych pytań i odpowiedzi na nie można się śmiać, jednak zebrane dane wskazują na istnienie poważnego problemu w naszym społeczeństwie.
Są pozytywy: Polska wypadła w teście wiedzy lepiej, niż w zestawieniu najlepszych systemów podatkowych
Test wiedzy Eurobarometru sprawdził poglądy i nastawienie mieszkańców poszczególnych państw Unii Europejskiej w sprawach związanych z nauką. Respondentom zadano szereg pytań dotyczących prawdziwości określonych stwierdzeń, oraz ich zainteresowania szeroko rozumianą nauką. Jak wypadła Polska? Źle. Zajęliśmy piąte miejsce od końca.
Czy to oznacza, że z edukacją Polaków jest jakiś poważny problem? Poniekąd tak. Warto jednak przyjrzeć się w tym przypadku poszczególnym odpowiedziom naszych rodaków. Istotne może być bowiem nie tylko to, co odpowiedzieli ankietowani, ale także dlaczego tak się mogło stać.
Najbardziej wstydliwą odpowiedzią jest chyba przekonanie aż 28 proc. respondentów, że najstarsi ludzie żyli w tych samych czasach, co dinozaury. Biorąc pod uwagę fakt uznania ptaków za grupę dinozaurów, możemy przestać się śmiać. Być może niektórym ankietowanym obiło się to o uszy i uznali pytanie za podchwytliwe? Nie da się jednak ukryć, że mamy w Polsce z dinozaurami pewien problem. Skoro nawet była premier rzuciła swego czasu bon-motem o rzucaniu kamieniami w dinozaury przez ludzi, to co ma powiedzieć przeciętny Kowalski?
Polski Kościół nie próbuje kwestionować wieku planety i promować kreacjonizm młodej ziemi. Jednak niezgadzanie się 36 proc. respondentów z teorią ewolucji już jak najbardziej można wywodzić ze względów religijnych. Warto przy tym wspomnieć, że Kościół Katolicki zabiera dzisiaj dużo bardziej wyważone stanowisko względem ewolucji, niż proste „nie”.
Test wiedzy Eurobarometru zawiera mniej podchwytliwe pytanie, niż to o dinozaurach
W podobny sposób można bronić także innych wypowiedzi. Na przykład test wiedzy Barometru pokazuje, że 40 proc. ankietowanych twierdzi, że wirusy zostały wyprodukowane w laboratoriach, by kontrolować naszą wolność. Być może respondenci rozszerzyli swoje poglądy odnośnie koronawirusa także na wszystkie pozostałe? O ile fragment o „kontrolowaniu wolności” uderza jednoznacznie w antyszczepionkowe tony, o tyle pochodzenie samego SARS-CoV-2 wciąż budzi szereg wątpliwości.
43 proc. Polaków uważa, że laser działa skupiając fale dźwiękowe. To najgorszy wynik spośród wszystkich państw Unii Europejskiej. Respondenci odpowiadający w ten sposób mogli przestać słuchać po „skupieniu fal”. 44 proc. ankietowanych sądzi, że na Ziemi żyje już ponad 10 miliardów ludzi. W rzeczywistości jest ich „raptem” niecałe 8 miliardów. Łatwo jednak uwierzyć, że populacja planety szybko przyrasta, skoro od lat słyszy się bzdury w rodzaju „ryzyka przeludnienia planety„.
Ciekawe jest również podejście Polaków do samych naukowców. Test wiedzy Barometru sugeruje, że aż 79 proc. Polaków uważa, że naukowcy są inteligentni. To dobry wynik? Niekoniecznie, bo drugi najniższy spośród wszystkich badanych państw. Od trzeciej od końca Austrii odstajemy zresztą dość zauważalnie. Co więcej, 46 proc. respondentów stwierdziła, że naukowcy są aroganccy. To również drugi wynik – z tym, że tym razem tak po prostu. Być może ci polscy naukowcy są jacyś specyficzni?
Można by długo usprawiedliwiać kiepski wynik naszych rodaków na różne sposoby. Docieramy jednak do pytań, które nie dają już większego pola manewru. Aż 37 proc. respondentów z Polski nie jest zainteresowanych odkryciami naukowymi i rozwojem technologicznym. 59 proc. ankietowanych nie ogląda nawet filmów dokumentalnych, nie wspominając o magazynach naukowych. Już pomińmy to, że 65 proc. z nas miałoby nie rozmawiać z rodziną i znajomymi o sprawach związanych z nauką. Trzeba przyznać, że przy stole trafią się bardziej emocjonujące tematu.
Kiepski wynik Polski w teście wiedzy Eurobarometru nie wziął się znikąd
Jakie wnioski przynosi nam test wiedzy Eurobarometru? Odpowiedzi respondentów z Polski stanowią jakieś potwierdzenie pesymistycznych diagnoz odnośnie stanu polskiej edukacji. W końcu skąd właściwie nasi rodacy mieliby znać poprawne odpowiedzi? Na pewno nie z polskiej szkoły. Psioczenie jak to szkoła nie uczy niczego praktycznego ma przecież pewne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zapewne wielu z nas pamięta zajęcia fizyki czy chemii głównie jako mozolne liczenie zadań matematycznych, trudniejszych często niż na samej matematyce.
Silny nacisk władze oświatowe kładą raczej na przedmioty, które mają „wychowywać” ucznia, kształtować jego poglądy i postawy. Polityków, nie tylko tych akurat rządzących, zajmuje lista lektur obowiązkowych na języku polskim. Często bez przemyślenia sobie, jak taka lista w rzeczywistości działa.
Minister Przemysław Czarnek postulował ostatnio nowy przedmiot, „Historię i Teraźniejszość”. Czyli nic innego jak ułożenie programu tak, by przestać kończyć szkolny kurs historii na II Wojnie Światowej, w najlepszym wypadku: komunizmie. Dziwne, że ktoś wpadł na to dopiero teraz.
Pomińmy już nawet kwestię skomplikowanych relacji między religią, etyką a zapewnieniem sobie dodatkowej godziny wolnej. Przekazywanie kodu kulturowego wydaje się ważniejsze, niż wiedza techniczna i naukowa. A to dlatego, że te drugie nie wpływają później za bardzo na postawy polityczne przyszłych wyborców. Do tego polska oświata wciąż nie może zrzucić z siebie odium archaicznego pruskiego modelu.
Można by rozszerzyć te uwagi także na studia wyższe. Z pewnością lista różnorakich „ale” zrobiłaby się długa. Warto jednak zauważyć, że wyższe wykształcenie wciąż ma w Polsce nieco mniejszy odsetek osób, niż wierzących w ludzi koegzystujących z dinozaurami w teście Eurobarometru.
O wiele większy problem stanowi tolerancja i afirmacja postaw antynaukowych przez państwo. Takich, jak chociażby działalność antyszczepionkowców jeszcze przed pandemią, urzędowe traktowanie homeopatycznych preparatów jako coś więcej, niż woda z cukrem, czy wszelkiej maści teorie spiskowe podsycane dla politycznych korzyści.