Bajlando na Krupówkach to dowód na to, że możemy wkrótce pożałować zbyt szerokiego poluzowania obostrzeń

Społeczeństwo Zdrowie Dołącz do dyskusji
Bajlando na Krupówkach to dowód na to, że możemy wkrótce pożałować zbyt szerokiego poluzowania obostrzeń

Za granicą ludzie z pewnością będą przecierać oczy ze zdumienia kiedy zobaczą obrazki z tego weekendu w polskich górach. Tłumy w Zakopanem, Karpaczu, Szczyrku i innych górskich kurortach szybko wymknęły się spod kontroli. Po sieci krążą filmy z jednej wielkiej imprezy, jaka odbyła się w nocy z soboty na niedzielę na Krupówkach. Nie zdziwmy się zatem jeśli rząd z początkiem marca powróci do obostrzeń.

Tłumy w Zakopanem

Jeszcze w piątek pisałem, że otwarcie hoteli 12 lutego może być ruchem samobójczym. Fakt że wiele restrykcji było bzdurnych nie usprawiedliwiał tego, żeby znosić je hurtowo. Tymczasem najpierw rządzący z drżącymi rękoma pozwolili na otwarcie galerii sztuki, w których nigdy nie było tłumów, a dwa tygodnie później wyrazili zgodę na wielkie górskie zimowe bajlando. Skończyło się tak jak można się tego było spodziewać. Do Zakopanego zjechały w ten weekend tłumy, które bez masek opanowały Krupówki, organizując na nich jedną wielką imprezę na świeżym powietrzu.

Symboliczny jest film pokazujący policyjny radiowóz emitujący komunikat o obowiązku zakrywania twarzy, mijany przez dziesiątki osób ignorujących ten nakaz. Służby były bezsilne wobec zmęczonych lockdownem ludzi, którzy postanowili się wyszaleć w ten pierwszy od wielu miesięcy weekend z poluzowanymi obostrzeniami. Czy im się dziwię? Nie. Dziwię się za to rządowi, który nie przewidział skutków swojej decyzji.

Trzeba rekompensować a nie luzować

Od samego początku i ja, i cała redakcja Bezprawnika jesteśmy po stronie przedsiębiorców. Wiemy, że zabija ich lockdown, ale tak samo wiemy, że nie zabijałby gdyby ze strony państwa płynęła do nich odpowiednia pomoc, rekompensująca poniesione straty. Tymczasem Polska jest ewenementem w Unii Europejskiej – krajem, który każe zamykać biznesy, jednocześnie oferując tak niewiele w zamian. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii rekompensaty są na tyle adekwatne, że mało kto myśli o czymś takim jak bunt przedsiębiorców. I moglibyśmy powiedzieć „no dobra, to są bogatsze kraje”. Ale nasi rządzący cały czas twierdzą, że finanse publiczne mają się znakomicie, więc w czym problem?

Tymczasem właściciele upadających hoteli i restauracji dostali od rządu nie finansową pomoc, tylko zgodę na to, by znów przyjechali do nich turyści. Radość z tego faktu będzie tylko chwilowa. Nie ma szans, by jedna wielka impreza, w jaką przeistoczyły się górskie miejscowości, nie skończyła się gwałtownym wzrostem zakażeń. Nowa odmiana koronawirusa już się u nas zadomowiła, nie rozprzestrzeniła się do tej pory tylko dlatego, że Polacy na co dzień o wiele lepiej niż inni Europejczycy stosują się do reżimu sanitarnego. A raczej stosowali, bo rząd luzując obostrzenia dał sygnał do tego, żeby o pandemii powoli zacząć zapominać.

Przypominam, że luzowanie obostrzeń w lutym 2021 wprowadzono na okres próbny. Trwa on dwa tygodnie. I mniej więcej za dwa tygodnie pojawią się skutki zorganizowania Polakom spóźnionych ferii zimowych. Szpitale znów mogą być przepełnione, starsi ludzie mogą znów masowo umierać. A wystarczyło poczekać jeszcze kilka tygodni do czasu wyszczepienia dużej części seniorów. I otwierać gospodarkę, ale z głową, jednocześnie zapewniając rekompensaty zamkniętym branżom. Niestety, w Polsce o zdroworozsądkowym zarządzaniu epidemią już dawno zapomnieliśmy.