Czy promocja na torebki Wittchen w Lidlu sprawi, że ludzie rzucą się w narkotycznym szale na wyprzedaż? Niejednokrotnie obserwowaliśmy sceny, w których klienci przepychali się łokciami i niemal wyrywali sobie z rąk produkty. Czy tak będzie i tym razem?
Do języka potocznego chyba na dobre weszło już określenie „rzucić się jak na karpia w Lidlu”. Problem bowiem w tym, że kiedy sieciówki biorą się za jakieś promocje, ludziom z automatu odpala się tryb łowcy. Skąd to się bierze? Pisał o tym już Robert Cialdini, opisując regułę niedostępności. Wystarczy, że wiemy, iż liczba torebek jest ograniczona. Sklepy same podkręcają napięcie, słyszymy też od znajomych, że trzeba przyjść szybko, bo inaczej „wszystko wykupią”. Ludzie myślą o potencjalnym, wyprzedawanym produkcie jak o zdobyczy. Czasami kupują wręcz rzeczy niepotrzebne, ale przecież – hej – byli pierwsi!
Zresztą, zrobiłam mały eksperyment poznawczy. Kiedy mama mnie zapytała, o czym piszę, powiedziałam, że o promocji w Lidlu na torebki Wittchen. Zainteresowała się momentalnie, kazała pokazać, sprawdziła cenę i przez dłuższą chwilę kusiło ją, żeby jutro pojechać do sklepu. Sama perspektywa wyprzedaży była dla niej na tyle atrakcyjna, że potrzebowała czasu, by stwierdzić, iż w zasadzie na co jej nowa torebka za prawie trzysta złotych. Ludzie, którzy wchodzą do Lidla również ulegają pokusie, tylko nie zdążą się zastanowić dłużej. Zwłaszcza jak zobaczą kolejkę – znowu odpala się tu reguła niedostępności: „zaraz nie będzie”, „zostało tylko parę sztuk”, „promocja ograniczona w czasie”.
Torebki Wittchen w Lidlu 2018
Tym razem wątpię, żeby było inaczej. Kiedy Lidl wprowadzał promocję „Sprytnie i tanio”, pozwalającą na zwrot produktów, które nam nie odpowiadały (a nawet zużytych pudełek po nich), ludzie robili zakupy nawet po tysiąc złotych, a potem zwracali puste opakowania. Doprowadziło to do tego, że dyskont zrezygnował z tego pomysłu. Kiedy dwa lata temu Lidl rozpoczął inną wyprzedaż torebek Wittchen, to też zażenowanie sięgało zenitu, tak bardzo ludzie przepychali się do torebek.
Nie ma się im jednak co dziwić. Wszyscy możemy ulec temu hipnotycznemu czarowi wyprzedaży. Ile razy zdarzyło się nam w sklepie nabrać rzeczy niepotrzebnych, tylko dlatego, że były w promocji i doszliśmy do wniosku, że mogą się kiedyś przydać?
Bardziej żenujące będą opinie „blogerek modowych”, takich jak Disa, które uznały, że marka została zdegradowana, bo ich ukochane produkty może teraz kupić nędzny proletariat. Zapewne jedna z drugą zapłaczą żałośnie, że bye, bye, Wittchen.
Kuszące te promocje
Torebkę Wittchen będzie można dostać za 279 złotych, kiedy zazwyczaj ceny produktów tej marki wahają się od pięciuset do tysiąca złotych. Żadna to degradacja dla marki, tylko będzie straszna przepychanka. Jeśli ktoś marzy o skórzanym luksusie, musi wstać wcześniej, bo inaczej wykupią… ach, sama daję się teraz złapać na regułę niedostępności. Torebki pewnie będą na półkach przez dłuższy czas, nie ma się co spieszyć.