Pozwólcie, że wam wyjaśnię, bo przerażająco duża grupa nawet interesujących się polityką osób zupełnie nie rozumie, dlaczego Donald Trump w ekspresowym tempie wyciągnął rękę do Andrzeja Dudy.
Jest już stosunkowo późno, więc wybaczcie, że pominę konkrety czy wyjaśnianie pewnych mechanizmów politycznych lub geopolitycznych. Być może z częścią wniosków nie zgodzilibyście się nawet, gdyby przypadły na nie kolejne akapity wielostopniowej i złożonej analizy.
Sytuacja w globalnej polityce wygląda (w telegraficznym skrócie) tak: Stany Zjednoczone po II Wojnie Światowej „podbiły” Europę. Oczywiście to był podbój w wersji light, który zresztą przez długi czas leżał w interesie Europy, bo w przeciwnym wypadku Stalina być może pochowano by w jego daczy w Lizbonie.
A nam w Europie ten mariaż z USA bardzo odpowiadał. Mogliśmy rozwijać kulturę, jakoś posprzątaliśmy kwestię komunizmu, zaśmiewaliśmy się przy Friends, a nawet zrobiliśmy sobie Unię Europejską, która jednak nie jest poważnym projektem politycznym – nie ma swojej armii, a ośrodki decyzyjne są upośledzone nadmiarem biurokracji i szukaniem konsensusów od Cypru, przez Luksemburg, aż po Maltę. Gdzie dziś jest Europa, najlepiej widać w świecie technologii, na mapie startupów i cyfrowych spółek. Mamy Zalando, Pyszne i Spotify, które i tak chyba zresztą stopniowo podkupują Chińczycy.
W ostatnich latach amerykańska obecność w Europie jest coraz mniejsza. Wynika to nieco z faktu, że ciężko jest ciągle męczyć się z Bliskim Wschodem, prowadzić niemal zimną wojnę z Chinami i jeszcze doglądać swoich interesów na Starym Kontynencie. To siłą rzeczy wyzwoliło w Europie (szczególnie w Niemcach) ambicje uzyskania statusu suwerennego mocarstwa, co z kolei doprowadziło do licznych tarć na linii Unia Europejska-USA. Wizji tej sprzyja też prezydent Macron. Moim zdaniem jest to słuszna wizja dla Europy, przy czym o ile idea mi się podoba, tak należy z pełną odpowiedzialnością zauważyć, że próba realizacji tego projektu politycznego jest krucha i nieporadna.
Andrzej Duda oraz PiS to frakcja zapatrzona w USA, uzależnione zresztą od Izraela
W wizję silnej, zjednoczonej Europy bardzo mocno wierzy Platforma Obywatelska. To oczywiście Europa, w której prym wiodą Niemcy i Francuzi, natomiast docelowo jest projekt niezwykle ambitny, zapewne unifikujący kraje jako „stany”, pozwalając liczyć się w dzisiejszym świecie. Suwerenność Polski wobec arsenału atomowego Rosji, rosnącej potęgi Chin czy biznesowego podejścia do sytemu wartości Stanów Zjednoczonych, to zdecydowanie przereklamowana sprawa. Wolelibyście być właścicielem 5% pakietu akcji Apple, czy szefem Manta Multimedia?
To jest właśnie wybór, przed którym staje polska scena polityczna. I PiS oraz Andrzej Duda chcę mieć polityczną firmę Manta Multimedia, w której Stany Zjednoczone po zawyżonej cenie sprzedają im części do magnetowidów, ale w zamian obiecują, że w razie problemów przyślą tutaj swój sztab techników.
Oczywiście można długo analizować dlaczego tak się dzieje. Wszyscy pamiętamy pana Woodrowa Wilsona (i zapominamy Franklina D. Roosevelta), podziwiamy jak pan Raegan okiwał związek radziecki. Może to sentyment, może to lotniskowce i amerykańska armia, której boi się sam Putin (a my boimy się Putina). No i wreszcie dochodzi też naturalna niechęć do Unii Europejskiej, która nie pozwala ukrzyżować Igora Tuleyi na środku Rzeszowa. Wszyscy pamiętamy też co nie tak znowu dawno temu zrobili nam Niemcy.
Z amerykańskiego punktu widzenia trudno sobie wyobrazić lepszego partnera na te czasy od Polski. To nadal liczący się kraj Unii Europejskiej, który ma ważne położenie na mapie świata, sporo obywateli, nie jest bardzo biedny, a do tego lubi rozmawiać z Amerykanami z pozycji kolan. Rząd PiS jest regularnie besztany przez zwykłą ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher. A przypominam, że jest to rząd dla Donalda Trumpa strategicznie istotny. Strach pomyśleć co by było, gdyby nie był.
O tym patologicznym uzależnieniu polskiej polityki od Stanów Zjednoczonych pisałem w tekście podsumowującym 5 lat Andrzeja Dudy.
Scenariusz mariażu z USA jest dobry, a przynajmniej logicznie wytłumaczalny, natomiast sposób realizacji pozostawia wiele do życzenia. Interes narodowy Polski znajduje się w tle za interesem narodowym Amerykanów. Widać to w naciskach na niedogadywanie się z Chińczykami, choć projekt Nowego Jedwabnego Szlaku jest dla nas niezwykle kuszący ekonomicznie. Widać to w naciskach, by nie brać technologii 5G od Chińczyków, którzy mają ją rozpracowaną lepiej od Amerykanów. Widać to w zakupie samolotów F-35, które są nie tylko amerykańską technologią, ale też klarowną deklaracją polityczną. Ale widać to też w sprawach zupełnie niewybaczalnych, jak na przykład wymuszana na Polakach poddańczość wobec wrogiego nam Izraela, który próbuje rozgrywać tu swoje interesy ekonomiczne. Podsumujmy sobie ostatnie 24 godziny w Warszawie, czyli jak USA i Izrael upokorzyli Polskę w jedną dobę. Ten artykuł sprzed 2 lat przypomina niewybaczalną katastrofę w polityce międzynarodowej, która na dodatek obciąża prezydenta Dudę w oczach nie tylko centrum i lewicy, ale nawet prawicy.
Donald Trump walczy o drugą kadencję Andrzeja Dudy
Kiedy Rafał Trzaskowski wygra wybory, prawdopodobnie nadal będzie prezydentem życzliwym Stanom Zjednoczonym, ze względu na gwarancję bezpieczeństwa, nawet jeśli iluzorycznego. Przy czym nie jestem pewien, czy na przykład Joe Biden jakoś drastycznie zmieni kurs obrany przez Donalda Trumpa i znów wszyscy będą żyli w szczęściu oraz bez wzajemnych napięć. Wracając na polski grunt i potencjalnie przyszłych prezydentów – z pewnością jednak inna będzie pozycja Trzaskowskiego na gruncie Unii Europejskiej, w której rząd PiS przy aprobacie Andrzeja Dudy uczynił z Polaków pariasów z kraju, w którym demokracja staje pod coraz większym znakiem zapytania.
W mojej ocenie to Duda jest gwarantem politycznego wsparcia, bezwarunkowego oddania czy transakcji handlowych z USA oraz silnie powiązanego z nimi Izraela, również dlatego, że jego stan samozadowolenia i akceptacji na arenie międzynarodowej to w dużej mierze już tylko kwestia dobrej woli Trumpa. Andrzej Duda jest więc „amerykańskim” człowiekiem w Warszawie.
Co najzabawniejsze, ten rozpaczliwy gest ze ściągnięciem Andrzeja Dudy do Waszyngtonu na tę „jakże ważną i pilną wizytę” pokazuje też – jak na ironię – jak istotnym krajem dla Stanów Zjednoczonych i administracji Trumpa jest Polska. Z czego my sami za specjalnie nie zdajemy sobie sprawy. Co gorsza, nie zdają sobie z niej także nasi politycy. Nie udało nam się w polityce zagranicznej ostatnich lat osiągnąć w relacjach z USA niczego ponadprzeciętnego, wizy wprawdzie zniesiono, ale wyrzekliśmy się Chińczyków, za sprzęt wojskowy przepłacamy, a premier Izraela obraża 40 milionów Polaków, stojąc sobie jak gdyby nigdy nic w środku Warszawy.
Kiedy dowiedziałem się, że Andrzej Duda leci do USA pomyślałem, że genialnym zabiegiem PR-owym byłoby, gdyby odwrócono kompromitujące polskiego prezydenta zdjęcie, gdy niczym uczeń stoi obok biurka Donalda Trumpa. „Ale przecież nigdy się na to nie zgodzą”. I nie uwierzycie, co właśnie zobaczyłem.
To tylko pokazuje jak bardzo zdeterminowani są Amerykanie, by Polska nie wróciła na proeuropejskie tory.