Naród nawet jeśli nie był rozczarowany ospałą kadencją Bronisława Komorowskiego, to z całą pewnością rozczarowany był pozbawioną charyzmy kampanią i dokładnie 5 lat temu postanowił powierzyć najwyższy urząd w państwie Andrzejowi Dudzie.
Szanowny Pan Prezydent odniósł się dziś do tej kwestii na swoim twitterowym profilu. W mojej prywatnej ocenie nie była to dobra prezydentura. Pan Andrzej Duda jest wprawdzie człowiekiem bez wątpienia sympatycznym i charyzmatycznym, natomiast ewentualne sukcesy w polityce międzynarodowej obarczone są licznymi porażkami.
Owszem – zniesiono promesy wizowe do Stanów Zjednoczonych i ja osobiście nie jestem zwolennikiem narracji opozycyjnej „zniesiono, bo musiano, znosi się z automatu”. Ja osobiście uważam, że mogła za tym wszystkim iść jakaś wola polityczna, która po prostu nakazała „automatom” być bardziej wyrozumiałym przy wnioskach odmownych, by te nieszczęsne promesy stały się wreszcie reliktem przeszłości (szerzej: A ja uważam, że Trump i PiS mogli przyczynić się do zniesienia wiz Polaków do Stanów Zjednoczonych).
5 lat od wybrania prezydenta Dudy
Nie da się jednak ukryć, że cena tego nieistotnego z mojego prywatnego punktu widzenia sukcesu, jest ogromna. Nawet w kontekście samych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, Polska stała się wasalem Ameryki, co najlepiej widać, gdy ambasador Georgetta Mosbacher wyciera PiS-em podłogę ilekroć ten próbuje zamachnąć się na wolność TVN-u (co samo w sobie jest dobre, ale ile jest takich sytuacji, o których nie wiemy, ze względu na ich mniejszą medialność?).
Poddaństwo, swoista – jak to zwykł określać podsłuchany Radosław Sikorski – „negritude” czy wreszcie robienie „łaski” Amerykanom sprawiają, że Polska realizuje dziś w Europie interes obcego mocarstwa. To zresztą interesujący pogląd na geopolitykę, który w długiej perspektywie może być najlepszy dla Polski, niż forsowany przez opozycję projekt alternatywny do Unii Europejskiej czy forsowany przez nikogo, ale na skutek nieudolności realizowany przez wielu projekt bycia prowincją Federacji Rosyjskiej. Osobiście – jeśli pytacie o opinię – marzę o czwartej drodze, czyli zupełnie nowej Zjednoczonej Europie, która ma imperialne ambicje czy realne kompetencje władzy inne, niż obecna biurokratyzacja najmniejszych pierdółek.
Klęska polityki międzynarodowej
Scenariusz mariażu z USA jest dobry, a przynajmniej logicznie wytłumaczalny, natomiast sposób realizacji pozostawia wiele do życzenia. Interes narodowy Polski znajduje się w tle za interesem narodowym Amerykanów. Widać to w naciskach na niedogadywanie się z Chińczykami, choć projekt Nowego Jedwabnego Szlaku jest dla nas niezwykle kuszący ekonomicznie. Widać to w naciskach, by nie brać technologii 5G od Chińczyków, którzy mają ją rozpracowaną lepiej od Amerykanów. Widać to w zakupie samolotów F-35, które są nie tylko amerykańską technologią, ale też klarowną deklaracją polityczną. Ale widać to też w sprawach zupełnie niewybaczalnych, jak na przykład wymuszana na Polakach poddańczość wobec wrogiego nam Izraela, który próbuje rozgrywać tu swoje interesy ekonomiczne. Podsumujmy sobie ostatnie 24 godziny w Warszawie, czyli jak USA i Izrael upokorzyli Polskę w jedną dobę. Ten artykuł sprzed 2 lat przypomina niewybaczalną katastrofę w polityce międzynarodowej, która na dodatek obciąża prezydenta Dudę w oczach nie tylko centrum i lewicy, ale nawet prawicy.
Pomimo czytelnych (i głośnych!) deklaracji, Polsce od lat nie udało się odzyskać wraku Tupolewa, co miało być nieodzownym, a w zasadzie głównym znakiem porażki dyplomacji Platformy Obywatelskiej. Tej samej, przy okazji której Wall Street Journal pisał w 2012 w kontekście duetu „Mertusk” rozgrywającego losy Europy w obliczu klęski projektu „Merkozy”. Tymczasem dziś pozycja Polski na arenie europejskiej jest fatalna, mamy z wielu powodów zszarganą reputację, a w zakresie potencjalnych ruchów oglądamy się na Węgry, które gospodarczo i terytorialnie mogłyby aspirować do rangi przerośniętego województwa. Na dodatek sympatyzującego z Putinem.
Delikty konstytucyjne i cykl upokorzeń
Polska znaczy dziś na arenie międzynarodowej o wiele mniej, niż 5 lat temu. Ale nie tylko udział w polityce międzynarodowej leży w zakresie jego prerogatyw.
Być może zatem prezydent spisał się chociaż w roli strażnika Konstytucji? Cóż… pod tym względem jest nie tyle źle, co po prostu fatalnie. Gdy tłumy stały pod Sądem Najwyższym w obronie sądownictwa, prosiłem, by miał odwagę zawetować szkodliwe ustawy, sprzeciwić się tym skandalicznym koncepcjom i być prezydentem Polaków, a nie partii. Zareagował fikcyjnym wetem, które nie przyniosło realnych efektów, by potem regularnie podpisywać się pod skandalicznymi ustawami i decyzjami prowadzącymi do stopniowego demontażu Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa czy sądów powszechnych.
Obiecałem wtedy Andrzejowi Dudzie, że jeśli Polska dostanie prezydenta, na którego zasługuje, będzie miał przyjaciela w niewielkim wtedy Bezprawniku. Dziś serwis dociera do 4 milionów ludzi miesięcznie i choć nadal jest to znacznie mniej od Telewizji Polskiej, to jednak do dniu wyborów będę tłumaczył naszym czytelnikom jakiego ustrojowego świętokradztwa dopuścił się Andrzej Duda w czasie swojej kadencji, wyjaśniając krok po kroku wszystkie popełnione przez niego delikty konstytucyjne. Jeżeli Andrzej Duda po tych 5 latach władzy nie stanie kiedyś przed Trybunałem Stanu, to nikt już nigdy nie stanie.
Nie ma przy tym dla mnie większego znaczenia, czy wyborcy w wyborach zaznaczą Rafała Trzaskowskiego, Władysława Kosiniaka-Kamysza, Szymona Hołownię czy dla żartu dopiszą psa Ludwika Dorna, Sabę. Andrzej Duda jednak nie powinien już być w mojej ocenie prezydentem i w zupełnie merytoryczny, oderwany od opinii – jak w przypadku oceny polityki międzynarodowej – sposób będę się starał to udowodnić.
Czy warto było przedłożyć partię nad Polskę?
Dziś świętujemy nie tylko 5 lat od chwili wyboru Andrzeja Dudy na prezydenta. Celebrujemy też 74 dzień od kiedy Jacek Kurski został odwołany ze stanowiska prezesa TVP, co wedle politycznych pogłosek (Wirtualna Polska donosiła o ultimatum stawianym szefowi Rady Mediów Narodowych) było warunkiem Andrzeja Dudy, by nierentownej Telewizji Polskiej (i innym mediom publicznym) przyznać astronomiczny grant w wysokości 2 miliardów złotych, w dużej mierze na dalsze uprawianie politycznej propagandy.
Prezydent podpisał ustawę, a jego partia, nie pierwszy już zresztą raz, momentalnie zdecydowała się na ośmieszenie go w oczach opinii publicznej, mianując Jacka Kurskiego członkiem zarządu. Jakby tego było mało, dziś celebrujemy też 2 dzień od kiedy Jacek Kurski do zarządu Telewizji Polskiej powrócił.
Czy warto było przedłożyć partię nad Polskę? Jedno jest pewne – warto być przyzwoitym, choć nie zawsze się to opłaca.