Jeśli śledzicie media społecznościowe polityków z prawej strony, to od wczoraj możecie zauważyć paniczne wzmożenie spowodowane obawą o rychły zakaz jedzenia mięsa. Posty w stylu „Trzaskowski zabierze ci kotleta” publikują po równo i pisowcy, i konfederaci. W istocie realizują jeden z najgłupszych politycznych spinów jakie widziałem przez ostatnie lata.
Trzaskowski zabierze ci kotleta?
Zacznijmy od wyjaśnienia o co w tym wszystkim w ogóle chodzi. Przyczynkiem do rozkręcenia afery są rekomendacje naukowców z brytyjskiego Leeds, którzy zalecili samorządowcom z dużych miast (między innymi prezydentowi Warszawy) kilka sposobów na to jak ograniczyć postępujące ocieplenie klimatu. Pomysły to między innymi:
- ograniczenie spożycia mięsa do 16 kilogramów rocznie na osobę
- ograniczenie spożycia nabiału do 90 kilogramów rocznie na osobę
- zmniejszenie liczby posiadanych samochodów do 190 na 1000 osób
- zmniejszenie liczby nowych kupowanych ubrań do 8 rocznie
- loty samolotem w dwie strony ograniczone do razu na dwa lata na osobę
Brzmi szokująco? Oczywiście, że brzmi. Dlatego prawicowe konta zapłonęły żywym ogniem i od wczoraj torpedują nas informacjami o tym, jak to „opozycja zakaże Polakom jedzenia mięsa?” (tak, dokładnie taki pasek był wczoraj w TVP w „wiadomościach”). Pięknie się to zresztą zgrywa z inną sztuczną histerią – o dopuszczeniu przez unię do obrotu słynnej „mąki z robali”. No dobrze, to teraz zobaczmy o co w tym wszystkim chodzi.
Histeria na bazie raportu sprzed… czterech lat
Zaczęło się od tego, że Dziennik Gazeta Prawna w swoim wydaniu 14 lutego opublikował tekst pod tytułem „Trzeba jeść mniej mięsa i pozbyć się aut. Klimatyczne zaciskanie pasa w stolicy”. Po tym opiniotwórczym dzienniku można spodziewać się, że jego dziennikarze dotarli do jakichś nowych planów bądź prognoz przygotowanych przez urzędników Rafała Trzaskowskiego. Tymczasem wcale nie – cały tekst bazuje na raporcie z… 2019 roku. Przygotowali go wtedy wspomniani naukowcy z Leeds na zlecenie C40 Cities, zrzeszenia największych europejskich miast. To jedynie raport naukowy, z którego wnioski w żaden sposób nie były dla nikogo wiążące. Choćby dlatego, że chyba w żadnym państwie samorządowiec nie ma takich narzędzi, by wprowadzić np. ograniczenia w handlu żywnością.
Co istotne, to nie jest tak, że świat nie wiedział o istnieniu tego raportu. Pisały o nim szeroko media w różnych krajach (ja znalazłem np. artykuł na ten temat z 2019 roku w Los Angeles Times). Ale, co ciekawe, temat pojawił się już również w polskich mediach. I to… w 2022 roku. Wtedy artykuł na ten temat opublikowała Rzeczpospolita. Pies z kulawą nogą się wtedy tym nie zainteresował. Dlaczego zatem DGP sprzedał to samo 14 lutego 2023 roku jako swojego newsa?
Jestem, co prawda coraz mniej ale jednak, naiwnym człowiekiem, więc próbuję znaleźć jakiekolwiek realne uzasadnienie dla tezy, że artykuł o rzekomych klimatycznych ograniczeniach w stolicy był efektem faktycznie solidnej dziennikarskiej roboty. Ale moja naiwność ma swoje granice. I kiedy już kilka godzin później zauważyłem zorganizowaną akcję pisowców w social mediach, udostępniających efektowną w swojej treści grafikę z dziennika, to zacząłem się zastanawiać skąd wzięła się inspiracja do tego, żeby tak prestiżowa gazeta postanowiła wyskoczyć z zaśmierdłym newsem sprzed czterech lat. Jedno jest pewne – bardzo szybko został on zaadaptowany w wyjątkowo tępy partyjny przekaz. W dodatku konsumowany zarówno przez PiS, jak i Konfederację. No i oczywiście Solidarną Polskę. Przykład macie poniżej. Strach pomyśleć, że bohaterem tej błazenady jest… wiceminister klimatu.
Hej @trzaskowski_ nie odbierzesz Polakom mięsa, nabiału, samochodów, wakacji, wolności! Jak chcesz schudnąć, to Twoja wolna wola, chociaż @OzdobaJacek uważa, że powinieneś. pic.twitter.com/lnfzjCf8qw
— Dariusz Matecki (@DariuszMatecki) February 15, 2023
Pisowcy robią z siebie (i nas) głupków
A zatem pisowcy próbują stworzyć nieistniejący obraz rzeczywistości, w którym wszechmocny prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zabiera ludziom kotlety z talerzy. Są w tym śmieszni, ale jednocześnie niebezpieczni. Bo wyśmiewają tym samym realne problemy związane ze zmianami klimatu. Ograniczenie jedzenia mięsa może się bowiem w przyszłości stać nie odgórnym zarządzeniem, a po prostu nowym nawykiem konsumenckim. Im bowiem cieplejsza temperatura na ziemi, tym trudniej będzie prowadzić swoją działalność największym producentom mięs. Co oczywiście doprowadzi do wzrostu cen. Może się zatem okazać, że nie będą nawet potrzebne głupawe pomysły jak ten Sylwii Spurek o wyższej składce zdrowotnej dla jedzących mięso. Ziemia sama zdejmie nam kotlety z talerzy. A im więcej takich urzędników odpowiedzialnych za klimat jak pałaszujący dumnie tłuste żeberka Jacek Ozdoba, tym stanie się to szybciej.