Uber zakazany w Polsce? To prawdopodobne, bo rząd przygotował projekt ustawy, która to umożliwia. Ba, sama aplikacja i strona internetowa mają trafić na specjalną „czarną listę”, która wymusi na dostawcach internetu ich blokowanie. Czy rykoszetem nie oberwą także BlaBlaCar i inne usługi związane z transportem?
Mamy w Polsce, podobno, swobodę działalności gospodarczej – a przynajmniej obowiązuje ustawa o takiej nazwie. Zasadą prawa jest, że to, co nie jest zakazane, to jest dozwolone. Dlatego twórcy ustaw, gdy chcą komuś dopiec (np. likwidując możliwość prowadzenia określonego rodzaju działalności), muszą pewne niechciane zjawiska przedstawić opisowo.
Tak robi właśnie rząd, pracując nad zmianą ustawy o transporcie drogowym oraz ustawy o czasie pracy kierowców. Formalnie rzecz ujmując, jak czytamy w projekcie, zmiany
wynikają z konieczności zmiany przepisów wdrażających do polskiego prawa art. 2 ust. 1 akapit drugi dyrektywy 2002/15/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 11 marca 2002 r. w sprawie organizacji czasu pracy osób wykonujących czynności w trasie w zakresie transportu drogowego ( Dz. Urz. WE L 80 z 23.03.2002 s. 35, Dz. Urz. UE Polskie wydanie specjalne rozdz. 5, t. 4, s. 224), w celu wyłączenia z obowiązku stosowania przepisów o czasie pracy kierowców w stosunku do samozatrudnionych osób wykonujących czynności w trasie niepodlegających dyrektywie
Brzmi niewinnie, prawda? Okazuje się jednak, że niejako przy okazji postanowiono rozprawić się ze zmorą kierowców taksówek – Uberem. Jednocześnie, jak wynika z treści projektu, może on na dobre zablokować możliwość powstania w naszym kraju jakiejkolwiek innowacji w zakresie transportu drogowego. No bo kto będzie się narażał na ogromne kary za to, że uruchomi aplikację dotyczącą transportu osób?
Uber zakazany – o co chodzi w nowej ustawie?
Nowelizacja przede wszystkim wprowadza definicję „pośrednictwa przy przewozie osób”, którym ma być:
- przekazywanie zleceń przewozu osób samochodem osobowym
- zawieranie umowy przewozu w imieniu klienta lub podmiotu wykonującego przewóz osób
- pobieranie opłaty za usługę przewozu osób
- umożliwienie zawarcia umowy przewozu i umożliwieniu uregulowania opłat za przewóz osób
poprzez dostarczanie lub udostępnianie do tych celów programów komputerowych, aplikacji mobilnych, systemów teleinformatycznych albo innych środków przekazu informacji. Jak widać, to bardzo szeroka definicja, bo wystarczy, że dana działalność dotyczy raptem jednego z powyższych punktów, aby dostawca usługi stał się „pośrednikiem przy przewozie osób”. A to będzie oznaczało konieczność spełnienia szeregu warunków. Zdobycie odpowiedniej licencji, zabezpieczenie środków finansowych czy wreszcie stworzenie i przechowywanie przez trzy lata rejestru wszystkich przejazdów. Rejestr musi być udostępniany na żądanie Krajowej Administracji Skarbowej.
Niespełnianie powyższych warunków spowoduje, że trafi się na czarną listę:
Minister właściwy do spraw transportu lub wskazana, w drodze obwieszczenia jednostka prowadzi Rejestr domen, aplikacji mobilnych, programów komputerowych, systemów teleinformatycznych lub innych środków przekazu informacji służących do wykonywania działalności, o której mowa w art. 4 pkt 24 niezgodnie z ustawą (…)
Przedsiębiorcy telekomunikacyjni będę musieli blokować dostęp do stron i aplikacji umieszczonych w rejestrze w ciągu 48h od wpisu do rejestru. Uber tango down? To prawdopodobne.
Uber zakazany? To możliwe, choć nikt nie zostawia na ustawie suchej nitki
W toku trwających konsultacji publiczny projekt spotkał się z falą krytyki. Zespół Doradców Gospodarczych TOR wskazuje, że projekt ustawy jest „sprzeczny z generalną polityką ograniczania licencji i popierania innowacji w życiu gospodarczym”. BlaBlaCar podkreśla, że ustawa w obecnym brzmieniu traktuje na równo z aplikacjami takimi jak Uber rozwiązań stricte car-sharingowych, niepobierających opłat. Uber, co oczywiste, również wskazuje na wady ustawy. jak choćby niezgodność z prawem europejskim.
W każdym razie lektura projektu pokazuje jego niechlujność i nieprecyzyjność, co jest ogromną wadą – utrudnia bowiem jego stosowanie. Czy BlaBlaCar też musi weryfikować kompetencje swoich kierowców albo tworzyć rejestry przewozów? Czy klasyczne zrzeszenia taksówkarzy, prowadzący telefoniczną rejestrację zleceń, też będą musiały uzyskać licencję (w końcu telefon jest „innym środkiem przekazu informacji”, o którym mowa w ustawie)? No i równie ważne pytanie: kiedy czas na taką regulację kolejnych branż?
Rząd zaciąga hamulec ręczny nad innowacyjnością w zakresie przewodu osób, i jeszcze na wszelki wypadek wrzuca bieg wsteczny, aby mieć pewność, że wozić nas będą wyłącznie wąsaci taksówkarze wzywani machaniem ręki. Ubera można nie lubić, sam nie korzystam z jego usług, ale z takim podejściem o budowie gospodarki opartej na innowacjach nie ma mowy.