Wakacje to dla większości swoboda, luz, la playa, impreza czy bailando do bladego świtu. Sącząc drinki z palemką, lubimy zapomnieć o kłopotach w pracy i odpocząć od denerwującego kolegi z biurka obok. To zupełnie naturalne, że w trakcie urlopu troski od siebie oddalamy, zostawiając je na później. Wiecie, jak to mówią – mądry Polak po szkodzie.
Zazwyczaj jest tak, że plany urlopowe ustalamy ze sporym wyprzedzeniem. W końcu czasy, kiedy z dnia na dzień pakujemy plecak i wyruszamy na wyprawę autostopem gdzieś w stronę Barcelony, zazwyczaj mijają wraz z ukończeniem studiów. Potem zaczyna się to, o czym większość z nas marzyła w dzieciństwie, czyli dorosłość. Ta wiąże się z pracą, planem urlopowym w zakładzie pracy, rodziną, a więc koniecznością zsynchronizowania wolnego, aby można było bez przeszkód udać się do tych ciepłych krajów.
PZU Wojażer – trudniej się spakować niż kupić ubezpieczenie
Wybór wycieczki nie nastręcza żadnych problemów, nawet jeśli należymy do osób, które nie lubią korzystać z ofert biur podróży. Do obowiązkowych czynności przed wyjazdem należy przegląd garderoby (no bo przecież pokazać się w sandałach i skarpetkach to wstyd), zakup podróżniczych gadżetów, bo przecież selfie nie zrobi się samo, wymiana waluty czy wertowanie setek przewodników po kraju, do którego się wybieramy. W natłoku tych przyjemnych przecież czynności mało kto pamięta o tym, aby przed wyjazdem się ubezpieczyć.
Wciąż pokutuje w naszym społeczeństwie przekonanie, że ubezpieczenia są horrendalnie drogie. Rezygnację z kupna ubezpieczenia najczęściej tłumaczymy tym, że zaoszczędzone pieniądze lepiej wydać, chociażby na pamiątki. No bo przecież co się może stać? Lubimy kusić los, żeby po powrocie szukać pomocy na własną rękę internecie. Znajdziemy tam masę porad co zrobić w sytuacji, gdy zgubiliśmy bagaż, jak dostać odszkodowanie od przewoźnika za opóźniony lot, a nawet na gwałt szukamy pomocy medycznej lub prawnej. Dlatego warto uprzedzić niektóre fakty i ubezpieczyć się przed wyjazdem, chociażby dla świętego spokoju.
Ubezpieczenie PZU Wojażer
PZU, największy gracz na polskim rynku ubezpieczeń, wyszedł naprzeciw oczekiwaniom turystów i przygotował specjalną polisę, którą dodatkowo możemy dostosować do naszych wakacyjnych potrzeb. Zabezpiecza ona przed większością nieprzyjemnych sytuacji, które mogą się nam przytrafić podczas wyjazdu.
Zdecydowanie najwięcej wypadków, które przytrafiają się turystom to urazy fizyczne. Wolny czas lubimy spędzać w ruchu, nawet jeśli to tylko spacery, a słoneczna i ciepła pogoda niewątpliwie temu sprzyja. Większa aktywność sprzyja kontuzjom, a wizyty w zagranicznych szpitalach mogą być bardzo stresujące, chociażby z powodu bariery językowej. Ubezpieczenie PZU Wojażer nie tylko pokrywa, ale również organizuje pomoc medyczną na miejscu. Dzięki temu niestraszne są marsze po górach, nurkowanie, surfowanie, wspinaczki czy wycieczki rowerowe. O wiele swobodniej podejmiemy decyzję o takim spędzaniu wolnego czasu, nie obawiając się wysokich rachunków za wezwanie pogotowia czy nawet pobytu w szpitalu. To prawda, że fiordy jedzą z ręki. Wcześniej trzeba jednak ładny kawałek pospacerować po tych skalnych urwiskach. Przecież nie trzeba wybierać się w wysokie Himalaje, żeby skręcić kostkę, albo w dziką dżunglę, aby dostać udaru cieplnego. To może przydarzyć się, chociażby podczas spaceru urokliwymi uliczkami Paryża.
Nawet jeśli jesteśmy super wysportowani, a maratony biegamy przed śniadaniem, to na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. W zatłoczonym metrze łatwo paść ofiarą kieszonkowca, a na lotnisku może okazać się, że nasz bagaż poleciał do Tokio zamiast do Rzymu. Taksówkarz może potraktować nasz plecak niczym worek kartofli, a pecha może dopełnić włamanie do hotelowego pokoju. PZU pomoże odzyskać bagaż od niefrasobliwego przewoźnika, wypłaci odszkodowanie, jeśli złodziej ukradnie Twój bagaż oraz zwróci koszty zakupów najpotrzebniejszych rzeczy, takich jak kosmetyki lub odzież, jakie kupisz, czekając aż Twoja walizka wróci z Tokio. Przysłowiowa złośliwość rzeczy martwych dzięki ubezpieczeniu może być nieco mniej uciążliwa.
Dlaczego jeszcze warto kupić ubezpieczenie PZU Wojażer?
Zupełnie bez sensu jest kupowanie drogiego ubezpieczenia, które obejmuje na przykład akcję ratowniczą w górach, jeśli jedziemy opalać się na Teneryfie. Dlatego w ramach ubezpieczenia PZU Wojażer, możemy je dostosować do swoich urlopowych planów, wybierając spomiędzy wielu różnych wariantów. Inne potrzeby mamy wybierając się na włóczęgę po górskich szlakach, inne surfując a jeszcze inne, gdy wakacje mamy zamiar spędzić na sezonowej pracy. Również takie warianty przewiduje ubezpieczenie, co czyni je niezwykle elastycznie nie tylko dla turystów, ale również pracowników sezonowych czy biznesmenów, którzy jadą w zagraniczną delegację.
Ile kosztuje ubezpieczenie PZU Wojażer?
Nie ma co czarować – mało. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że śmiesznie mało. Ubezpieczenie tygodniowego, typowo rekreacyjnego wyjazdu dla jednej osoby to koszt 35 zł. To tyle, ile wydamy na jedno piwo w brukselskiej knajpie. Taki najtańszy wariant obejmuje ubezpieczenie kosztów leczenia do 160 tysięcy złotych, podstawowe ubezpieczenie assistance, ubezpieczenie od następstw niebezpiecznych wypadków do kwoty 50 tysięcy złotych. Jeżeli zdecydujemy się na dokupienie ubezpieczenia OC do kwoty 100 tysięcy złotych, do powyższych 35 złotych należy doliczyć… 3 zł. Dzięki temu nawet barowe bójki nie są nam straszne, bo to ubezpieczenie pokryje szkody, jakie możecie wyrządzić innym osobom. Ubezpieczenia można bardzo elastycznie modyfikować, rezygnując z niektórych jego składników bądź wybierać wyższe sumy ubezpieczenia. Kalkulator, jaki jest dostępny na stronie PZU, jest banalnie prosty w obsłudze. Równie bezproblemowe jest wyliczenie ubezpieczenia przez Messengera na fanpejdżu PZU.
Wakacje to długo i starannie zaplanowany czas, podczas którego naszym głównym celem jest odstresowanie się i naładowanie akumulatorów na kolejne miesiące. Nie ma nic gorszego niż urlop, który dokłada nam dodatkowych stresów. Z tego właśnie powodu warto zadbać o to, żeby wypoczywać bez zaprzątania sobie głowy kosztownymi konsekwencjami sytuacji, na które często nie mamy nawet wpływu.
Artykuł powstał we współpracy z PZU