Wystarczyło spojrzeć na charakter pisma. Prezes UODO, Mirosław Wróblewski, wystosował w tej sprawie oficjalne pismo do I Prezes Sądu Najwyższego, dr hab. Małgorzaty Manowskiej.
Ten z pozoru drobny incydent urasta do rangi symbolicznego zgrzytu na linii dwóch instytucji państwowych. Z jednej strony – chęć transparentności życia publicznego i publikowania dokumentów dotyczących spraw ważnych społecznie. Z drugiej – fundamentalne prawo do ochrony danych osobowych, także w kontekście informacji pośrednich, takich jak pismo odręczne. I to właśnie ta druga wartość, zgodnie z interpretacją RODO, ma tu pierwszeństwo.
Prezes Wróblewski przypomniał, że zgodnie z art. 4 RODO dane osobowe to nie tylko imię i nazwisko, ale każda informacja pozwalająca bezpośrednio lub pośrednio zidentyfikować osobę fizyczną. Może to być numer PESEL, adres, a nawet styl pisania. W efekcie – opublikowanie skanu pisma, nawet bez nazwiska, ale z widocznym charakterem pisma, to nadal ryzykowne działanie z punktu widzenia ochrony danych.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
UODO nie poprzestał na ogólnikowym pouczeniu
Zażądał konkretnych wyjaśnień: jaką procedurą anonimizacyjną kieruje się Sąd Najwyższy przy publikacji materiałów? Kto ją opracował i czy uczestniczył w tym inspektor ochrony danych? Czy uwzględniono ryzyko identyfikacji osoby na podstawie cech innych niż jawne dane?
Bo anonimizacja to nie tylko zamazanie nazwiska. To proces, który – zgodnie z ustawą o otwartych danych – powinien uniemożliwiać identyfikację danej osoby nawet pośrednimi metodami. W praktyce oznacza to np. konieczność usuwania całych fragmentów dokumentu, jeśli zawierają unikalne cechy osobowe. Tymczasem często widzimy w urzędowych publikacjach skany pism, w których “zaklejono” tylko imię i nazwisko, zostawiając resztę jak leci.
Dane osobowe to dziś znacznie więcej niż tylko metryczka. W epoce Google’a, rozpoznawania pisma, wyszukiwarek obrazów i mediów społecznościowych, wystarczy drobny szczegół, by pozornie anonimowy dokument dało się powiązać z konkretną osobą. I nie trzeba być wcale jakimś tam hakerem – wystarczy dociekliwy dziennikarz albo... sfrustrowany sąsiad.
Dbanie o zgodność z RODO to nie tylko obowiązek, ale też element budowania zaufania obywateli do instytucji państwa. Bo jeśli nawet Sąd Najwyższy popełnia podstawowe błędy przy publikacji danych – to kto jeszcze bierze nasze dane na poważnie?