Enea, jedna z najważniejszych spółek energetycznych w Polsce, chce podnieść taryfę na sprzedaż energii. Proponowane przez Eneę 40 proc. wzrost taryfy to rachunek wyższy o jakieś 20 proc. Na przeszkodzie stoi Urząd Regulacji Energetyki. Co jednak, gdyby go zabrakło? Uwolnienie cen energii dla gospodarstw domowych oznaczałoby drastyczne podwyżki cen prądu.
Enea chciałaby móc podnieść ceny energii elektrycznej dla swoich klientów nawet o 20 proc.
Od dłuższego czasu możemy usłyszeć, że uwolnienie cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych to w Polsce tylko kwestia czasu. Rządzący wzbraniają się przed takim rozwiązaniem doskonale zdając sobie sprawę z konsekwencji. Przedsmak przynosi propozycja Enei, o której informuje Business Insider. Spółka energetyczna proponuje podniesienie taryfy na energię o 40 proc.
Sama taryfa to jedna z część składowych ceny prądu płaconego przez odbiorców indywidualnych. Gdyby Urząd Regulacji Energetyki zgodził się na propozycję Enei, to klienci spółki płaciliby rachunki wyższe o ok. 20 proc. Trzeba przyznać, że to i tak byłby duży wzrost cen prądu dla gospodarstw domowych. Zwłaszcza, że jeśli URE zgodziłby się na tak drastyczne podwyżki w jednej spółce, to pozostałe najprawdopodobniej poszłyby zaraz jej śladem. To z kolei oznaczałoby, że drożej w 2022 r. zapłacimy praktycznie za wszystko.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki nie tak dawno przyznał, że spodziewa się, że wzrost cen prądu w przyszłym roku na pewno przekroczą inflację. Podwyżki mogą sięgnąć nawet kilkunastu procent względem stanu z 2021 r. Same spółki energetyczne, jak widać, rzeczywiście nastawiają się na twarde negocjacje z URE.
Enea przekonuje, że taryfa wyższa o 40 proc. względem tego roku pozwoli spółce nawet nie na wypracowanie zysku, co na wyjście na zero. Prezes spółki jest jednak świadom, że URE najprawdopodobniej nie zgodzi się na tak duże podwyżki. Być może więc to tylko taka strategia negocjacyjna ze strony Enei? Okazuje się, że niekoniecznie.
Uwolnienie cen energii dla klientów indywidualnych oznaczałoby drastyczne podwyżki cen prądu
Nie jest żadną tajemnicą, że ceny prądu rosną w dużej mierze z powodu rosnących cen emisji CO2 wynikających z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Polska energetyka cały czas jest oparta o węgiel, który to emituje ogromne ilości dwutlenku węgla do atmosfery. Siłą rzeczy, nasze spółki energetyczne ponoszą z tego powodu coraz to większe koszty.
Nic tak naprawdę nie wskazuje na to, by mogło być lepiej. Przestawienie się na energię ze źródeł odnawialnych to perspektywa na rok 2050. Rozwój energetyki jądrowej w Polsce od trzech dekad tak naprawdę stoi w miejscu. Na ten moment jesteśmy skazani na węgiel i związane z jego eksploatacją koszty. Sytuacji nie ułatwia sama wysoka inflacja, która również wpływa na kondycję spółek energetycznych.
W tej sytuacji Polska nie ma właściwie innego wyboru, niż sztuczne zaniżanie cen prądu dla klientów indywidualnych. Rolą URE jest właściwie powstrzymywanie szoku cenowego rodzimych gospodarstw domowych. Uwolnienie cen energii oznaczałoby po prostu drastyczne podwyżki. Tego zaś najprawdopodobniej nie będziemy w stanie unikać w nieskończoność. Unijna dyrektywa elektryczna uznaje uwolnienie cen energii za kierunek, do którego państwa członkowskie powinny dążyć.
Eksperci sugerują zastosowanie w tej sytuacji mechanizmów kompensujących podwyżki cen prądu dla najuboższych. Mowa o tych gospodarstwach domowych, którym w wyniku podwyżek grozi ubóstwo energetyczne. Warto zauważyć, że postulowane przez polski rząd zeszłoroczne rekompensaty za podwyżki cen prądu pojawiły się wówczas, gdy URE zgodziło się na wzrost cen rzędu 11,3-12,2 proc.