Stało się. Rosja zdecydowała się wkroczyć z wojskiem na terytorium Ukrainy. Z tym, że póki co chodzi o Donieck i Ługańsk. Cały świat zastanawia się, czy Władimir Putin na tym poprzestanie. To jednak żaden sukces. Pierwsza stanowcza reakcja na uznanie niepodległości separatystycznych republik przyszła z Berlina. Niemcy wstrzymały bezterminowo certyfikację Nord Stream 2.
Rosjanie po raz kolejny wprowadzili swoje wojska na terytorium Ukrainy
W poniedziałkowy wieczór prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin wydał dekret o uznaniu niepodległości Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Przy okazji naubliżał Ukraińcom. Część komentatorów wręcz zastanawia się nad stanem psychicznym rosyjskiego przywódcy. Putin stwierdził miedzy innymi, że Ukraina została w całości stworzona przez Rosję – tą bolszewicką.
Wśród zarzutów wobec swojego zachodniego sąsiada padły nie tylko te o „negowaniu tego, co ją łączy z Rosją”, kradzieży gazu, czy bliżej nieokreślonych szantażach. Putin powtarzał także swoje propagandowe brednie o rzekomo dokonywanym w Donbasie „ludobójstwie”. Nie zabrakło również oskarżeń w stronę Stanów Zjednoczonych i NATO. W tym także z powodu odrzucenia rosyjskiego szantażu, dla niepoznaki nazwanego „gwarancjami bezpieczeństwa”.
Nasze zasadnicze propozycje zostały zignorowane. Partnerzy zachodni jeszcze raz odpowiedzieli wyuczonymi formułkami o tym, że każde państwo ma prawo w sposób swobodny wybierać sposoby zapewnienia sobie bezpieczeństwa i wstępować do wszelkich sojuszy wojskowych.
Przypomnijmy: Rosjanie chcieli, żeby NATO nie tylko odmówiło Ukrainie prawa przyjęcia do Sojuszu, ale także wycofało swoje siły z państw przyjętych po 1997 r. To znaczy: za Odrę, bo Polska przystąpiła do NATO w 1999 r. Putin stara się przekonać własnych obywateli, że to Zachód i Ukraina są w tej sprawie agresorem, a NATO obrało sobie za cel biedną, wiecznie skrzywdzoną Rosję.
Już we wtorek rosyjskie czołgi znalazły się w Donbasie. Uznanie niepodległości separatystycznych republik nie pociągnęło jednak ze sobą błyskawicznej aneksji, jak w przypadku Krymu. Do tego jeszcze daleka droga. Trzeba by w końcu przeprowadzić na tym obszarze jakieś sfałszowane referendum. Na razie władze obydwu republik podpisały traktaty o współpracy, przyjaźni i wzajemnej pomocy z Rosją. Dzięki temu Putin znalazł sobie podstawę do wysłania na ukraińskie terytorium „sił pokojowych”.
Uznanie niepodległości separatystycznych republik może oznaczać koniec cyrku o nazwie „porozumienia mińskie”
Ktoś mógłby pomyśleć, że uznanie niepodległości DRL i ŁRL to sukces Kremla. W końcu Rosja znowu zajęła kawałek ukraińskiego terytorium. Tym razem jeśli to zwycięstwo, to na razie co najwyżej pyrrusowe. Nie da się ukryć, że jest to agresja na dość ograniczoną skalę. Nieproporcjonalnie małą względem poczynionych przygotowań. Co więcej, Rosja wkraczając do Doniecka i Ługańska pozbawiła samą siebie dwóch całkiem mocnych kart.
Przede wszystkim, Rosjanie wysadzili w powietrze porozumienie z Mińska, które stanowiło dla nich znakomite narzędzie do ingerowania w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Zakładało ono, że z czasem Kijów ma dać bardzo szeroką autonomię obydwu „zbuntowanym” regionom. W razie wypełnienia tego warunku Donieck i Ługańsk stanowiłyby rosyjskiego konia trojańskiego. Pod tym względem uznanie niepodległości separatystycznych republik jest na rękę Ukrainie. Zwłaszcza, że w praktyce niekorzystne porozumienie zerwała Rosja.
Co więcej, Kreml nie może już pozować na obiektywną siłę rozjemczą. To znaczy: może, z pewnością dalej będzie próbował, ale teraz Zachód nie musi już udawać, że traktuje te deklaracje poważnie. Jakby tego było mało, Chiny nie potępiły może działań Rosji, ale też nie udzieliły Kremlowi jakiegoś większego wsparcia. W poniedziałek przedstawiciel Państwa Środka wezwał obydwie strony do zachowania powściągliwości i unikania podsycania napięć.
Nie oznacza to oczywiście, że uznanie niepodległości obydwu republik kończy kryzys. Od stuleci Rosjanie zwykli destabilizować sąsiadujące z nimi państwa. Bardzo więc możliwe, że Kreml będzie w najbliższym czasie eskalować napięcie na granicy z Ukrainą. Może również liczyć na załamanie sytuacji gospodarczej u atakowanego sąsiada, chociażby z powodu odpływu inwestycji zagranicznych.
Faktem jest, że wiele zachodnich państw ewakuowało swoich dyplomatów. Stany Zjednoczone przeniosły swoją ambasadę najpierw do Lwowa a potem na terytorium Polski. Spokojna reakcja polskiego MSZ z perspektywy czasu wydaje się rozsądniejszym posunięciem.
Niemcy zrobiły światu niespodziankę: natychmiast zadeklarowały zatrzymanie procesu certyfikacji Nord Stream 2
Tymczasem prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przyznał, że otrzymał od tamtejszego MSZ wniosek o zerwanie stosunków dyplomatycznych z Rosją. Zełenski ma rozważać ten krok, skądinąd dość oczywisty w sytuacji kolejnego zbrojnego najazdu Rosji na Ukrainę.
Co jednak ciekawe: Ukraina na razie nie planuje wprowadzać stanu wojennego. Taką możliwość przewiduje na wypadek rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Równocześnie Zełeński wypowiedział się odnośnie tego, jak powinny jego zdaniem wyglądać ewentualne sankcje Zachodu. Kluczowy element stanowi oczywiście gazociąg Nord Stream 2.
Tutaj pojawiła się prawdziwa niespodzianka. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz w praktycznie tym samym czasie oświadczył, że certyfikacja Nord Stream 2 zostaje bezterminowo wstrzymana. Stwierdził, że „sytuacja zmieniła się w sposób fundamentalny”. Scholz miał również nakazać podległym mu urzędnikom dokonać oceny jak w jaki sposób należy zabezpieczyć bezpieczeństwo energetyczne Niemiec.
Sankcje przeciwko Rosji zapowiada także Wielka Brytania i Unia Europejska. Uwaga Stanów Zjednoczonych koncentruje się, póki co, na samych separatystycznych republikach. Prezydent USA Joe Biden jeszcze w poniedziałek podpisał rozporządzenie zakazujące handlu i inwestycji z nimi. Dokument pozwala na objęcie sankcjami jakichkolwiek osób działających na ich terenie, co potencjalnie otwiera drogę do uderzenia także w interesy Kremla.
W międzyczasie na uznanie niepodległości separatystycznych republik zdecydowało się wyłącznie kilka państw. Takich, jak chociażby Wenezuela, Jemen, czy Nikaragua.