Kiedy kończy się dzieciństwo? W dzisiejszych czas właściwie z pierwszym w życiu szkolnym dzwonkiem. Od siódmego roku życia zaczyna się szkolna praca polskich uczniów. Dzieci i młodzież stają się pełnoetatowcami, a ich harówka nie kończy się po powrocie do domu. Plany lekcji przerażają nawet psychologów.
Ktoś zapomniał, że dzieci nie są na etacie. Czyli szkolna praca polskich uczniów
Polscy uczniowie spędzają w szkole około 35 godzin tygodniowo, niektórzy prawie 40. Większość ma zajęcia pozalekcyjne, koła zainteresowań czy korepetycje. Wszyscy muszą odrobić prace domowe, przeczytać lektury, napisać rozprawkę, czy nauczyć się do sprawdzianu. Tym samym niektórzy z uczniów pracują więcej niż dorośli. Po 4 września zbulwersowani rodzice zaczęli udostępniać plany lekcji swoich dzieci w Internecie. Jeden z rozkładów zajęć był nad wyraz szokujący – w środę uczeń ma 11 lekcji, a w piątki 12. 15-letni chłopak nie ma czasu na odpoczynek, radość i zabawę.
Ilość spędzonych godzin w szkole to nie wszystko. Trzeba do niej dotrzeć. Nie każdy z uczniów mieszka blisko szkoły lub ma wygodny dojazd komunikacją. Młodzież dojeżdżająca z mniejszych miejscowości lub wsi musi często mierzyć się z długimi trasami i wykluczeniem komunikacyjnym. W niektórych szkołach lekcje rozpoczynają się już o 7 rano, więc nierzadko autobus startuje przed 6 z przystanku. A co jeśli autobus wcale nie jedzie w tym kierunku? Rodzice muszą codziennie zawozić i odbierać dzieci ze szkoły. Przez kilka miesięcy roku polski uczeń wychodzi z domu i wraca do niego kiedy jest ciemno. Zaczyna swój dzień około 5 rano, a ze swoim pokojem wita się dopiero późnym popołudniem lub wieczorem. Szkolny dzień trwa czasem 14 godzin. O ironio, młodzieży brakuje czasu nawet na naukę do sprawdzianu.
Gorzej niż na studiach. Trzy fizyki z rzędu to sama frajda
Problem z koszmarnymi planami lekcji pogłębia się z roku na rok. Głównie przez ogromną ilość wakatów nauczycielskich, ale także dlatego, że w tym roku dublują się roczniki. Skutkiem są lekcje rozpoczynające się bardzo wcześnie rano i kończące się wieczorem. To tylko jedna z wielu wad rozkładów zajęć. W wielu szkołach nie uwzględniono równomiernego obciążenia (jest to niezgodne z prawem). Co to znaczy? Jednego dnia uczeń ma nawet kilkanaście przedmiotów, a innego tylko kilka. Co więcej, w planie zdarzają się okienka, młodzież czeka w świetlicy na kolejną lekcje. Czyli de facto traci czas.
Uczniowie narzekają na zróżnicowanie zajęć. A raczej jego brak — takie przedmioty jak fizyka czy matematyka nie powinny odbywać się w jeden dzień np. 3 lekcje z rzędu. Jest to niezgodne z przepisami BHP. Ważne jest zróżnicowanie zajęć w każdym dniu i wzięcie pod uwagę faktu, że przedmioty ścisłe są intensywnym wysiłkiem umysłowym. Mimo że prawo nie określa, które zajęcia są najbardziej wymagające, to na pewno przedmioty rozszerzone można do nich zaliczyć. Każdemu, kto jest związany z edukacją powinno zależeć, by młodzież była wypoczęta i mogła do nauki podchodzić z pełnią swoich możliwości.
5 minut przerwy i jedziemy od nowa. Polski uczeń da radę
Plan zajęć to nie tylko lekcje. Jeśli chcemy (a powinniśmy) brać pod uwagę możliwości psychofizyczne uczniów, musimy przyjrzeć się przerwom. Uczenie nowych rzeczy, pochłanianie wielu informacji w krótkim czasie, to ogromny wysiłek umysłowy. Przerwy między lekcjami są dla uczniów, którzy w ich czasie powinni przede wszystkim odpocząć, a właściwie… odsapnąć. Niestety, można zaobserwować, że pauzy są coraz krótsze. W 5 minut ciężko zjeść nawet kanapkę, a gdzie tu miejsce na wyjście do toalety? W polskiej szkole po prostu trzeba wszystko upchnąć, a jest tego coraz więcej. Przedmiotów, punktów do odhaczenia w programie nauczania, tylko nie nauczycieli. Tych jest coraz mniej.
W odniesieniu do sierpniowego artykułu „Sanepid twierdzi, że dzieci nie myją się po WFie. Ale jak to w Polsce bywa największym problemem nie są prysznice” nasz czytelnik przesłał do redakcji plan lekcji swojej córki. Uczennica 4 klasy uczęszcza do Szkoły Podstawowej im. Bolesława Chrobrego w Lublinie. Jej plan pokazuje, że tworzenie ich przerasta dyrektorów szkół. Nie tylko każda z trzech lekcji WFu jest w inny dzień, w środku zajęć, ale także po każdej z nich klasa ma tylko 5 minut przerwy. Nie ma w tym ani logiki, ani empatii wobec dzieci.