Walka z ASF w Polsce zaostrza się. Afrykański pomór świń stanowi bardzo istotny problem dla eksportu polskiej wieprzowiny. Choć choroba nie zagraża ludziom, odbiorcy niespecjalnie chcą kupować mięso zarażonych zwierząt. Gdzie walka, tam muszą być i ofiary. Ministerstwo środowiska najwyraźniej chce wybić wszystkie dziki w Polsce.
Warto przypomnieć, że ministerstwo środowiska nie ma w swojej nazwie słowa „ochrona”
Myliłby się ten, kto myśli, że sensem istnienia ministerstwa środowiska jest jego ochrona. Nie bez powodu tego słowa nie ma w nazwie samego organu. Ministerstwo ma przede wszystkim zarządzać zasobami przyrodniczymi kraju, oczywiście w zgodzie z konstytucyjną zasadą zrównoważonego rozwoju. Art. 5 ustawy zasadniczej wskazuje niejako na nadrzędne zadania państwa. Należy do nich co prawda także ochrona środowiska, ograniczona jednak jednak ona wspomnianą zasadą. Polega ona na tym, że priorytet jednak powinny mieć potrzeby człowieka.
Założenie jest jak najbardziej słuszne, niestety z praktyką bywa różnie. Pokazują to obecne plany ministerstwa środowiska. Ma ono spory problem z afrykańskim pomorem świń. Ta zakaźna choroba nie tylko trzebi stada rolników, ale również sprawia, że Polska nie bardzo ma jak eksportować wieprzowinę. Potencjalni odbiorcy nie chcą polskiego mięsa. Choroba nie jest co prawda groźna dla ludzi, ale kto zagwarantuje konsumentom, że tak będzie zawsze? Co więcej: kto zagwarantuje lokalnym rolnikom, że ASF nie dotknie także ich świń? Ani rządy, ani sieci handlowe nie chcą brać na siebie ryzyka. Walka z ASF w Polsce w praktyce oznacza walkę z dzikami, obwinianymi, o roznoszenie choroby. Niestety, ministerstwo w tej walce najwyraźniej się właśnie zagalopowało.
Walka z ASF w Polsce na razie nie przynosi większych efektów, choroba za to przynosi niepowetowane straty dla polskiego rolnictwa
Afrykański pomór świń jest chorobą wirusową, mogącą być w naszych polskich realiach przenoszoną na zwierzęta hodowlane albo przez dziki, albo przez człowieka. Ten, jak najbardziej może być jej nosicielem. Walka z chorobą polega na stosowaniu zasad bioasekuracji, a więc zniwelowaniu możliwości kontaktu zdrowych stad z wirusem. Jedną z tych zasad jest zresztą kategoryczny zakaz wwozu mięsa z krajów objętych chorobą do tych państw, w których ona nie występuje. Co więcej, stada chore powinny być bezwzględnie uśmiercane. W Polsce wprowadzono strefę z ograniczeniami weterynaryjnymi dla województw podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, lubelskiego i mazowieckiego.
Siłą rzeczy, ograniczenia i cała ta prewencja nie są specjalnie popularne wśród rolników. Nikt nie lubi dodatkowych komplikacji, nie mówiąc już o ryzyku utraty stada – co z kolei przekłada się na istotne pogorszenie sytuacji materialnej rolnika i jego rodziny. Równie niepopularne są dziki. Nie dość, że roznoszą wirusa, to jeszcze regularnie wchodzą rolnikom w szkody. Nic więc dziwnego, że rolnicy nie raz i nie dwa apelowali do rządu o jakieś rozwiązanie problemu dzików. Jak donosi Fakt, wypracowane rozwiązanie ma być dość ostateczne. Sprowadza się ono do, bagatela, wybicia praktycznie wszystkich dzików w kraju.
Genialny plan ministerstwa: dziki przestaną przenosić wirusa afrykańskiego pomoru świń, jeśli wszystkie będą martwe!
Skąd taki pomysł? Otóż Walka z ASF wymaga, zdaniem ministerstwa środowiska, wybicia do 210 tysięcy dzików. Liczbę tą należy zestawić z dwiema innymi. Przede wszystkim, obecnie populację dzików w Polsce szacuje się na 229 tysięcy osobników, a przynajmniej tak prezentował się jej stan w okolicach stycznia 2018 r. Warto zauważyć, że tak naprawdę nie wiadomo, ile dokładnie dzików znajduje się na terytorium naszego kraju. Pewnym natomiast jest, że w okresie od kwietnia do listopada zeszłego roku, myśliwi upolowali 168 tysięcy dzików.
Co do intencji ministerstwa złudzeń nie pozostawia dokument opublikowany przez portal oko.press. Zgodnie z nim, prowadzone działania mają na celu „maksymalne obniżenie liczebności populacji”. Jak się łatwo domyślić, jest nim zupełna eksterminacja dzików w Polsce. Oczywiście, to właśnie afrykański pomór świń jest uzasadnieniem tak drastycznych kroków.
Co więcej, polskie władze przeznaczają sporo pieniędzy na zachęty dla myśliwych za każdego upolowanego dzika. Stawka za dorosłą samicę wynosi 650 zł., za odyńca albo warchlaka 300 zł. Kwestię tą reguluje rozporządzenie ministra rolnictwa i rozwoju wsi w sprawie wysokości ryczałtu za wykonanie odstrzału sanitarnego dzików. Nie jest to zresztą nic nowego: temat już w październiku omawiał serwis money.pl. Po co jednak w ogóle zachęty pieniężne? Otóż najwyraźniej nie wszyscy myśliwi garną się do realizowania planu ministerstwa.
Walka z ASF jest bardzo istotna dla rządu Prawa i Sprawiedliwości, z przyczyn czysto politycznych
Łatwo się domyślić, dlaczego ktoś mógłby mieć wątpliwości co do swojego udziału w planie ostatecznego rozwiązania kwestii polskich dzików. Historia zna przypadki, kiedy to politycy postanowili pozbyć się jakiegoś gatunku z ekosystemu, bo uznali, że szkodzi on rolnictwu. Wojna wypowiedziana Mao Zedonga przeciwko wróblom wydaje się być najlepszym tego przykładem. Także w okresie plagi Czarnej Śmierci w niektórych średniowiecznych miastach uznano, że to wszystko wina psów i kotów, więc zwierzęta te pozabijano. Oczywiście, w obydwu przypadkach skutki były jednoznacznie negatywne.
Ludzie pracujący w ministerstwie środowiska z całą pewnością mają wystarczającą wiedzę, by rozumieć, że nie można ot tak sobie wyciągnąć jedno ogniwo z ekosystemu i liczyć, że jakoś to będzie. Nie będę przecież insynuować, że nie mają oni elementarnych kompetencji, do wykonywanej przez siebie pracy. Nie można także doszukiwać się jakichś niecnych intencji stojących za katolickim podejściem do gospodarowaniem przyrodą. Wszak w nauczaniu Kościoła oprócz „czynienia sobie ziemi poddaną” jest położony silny akcent na odpowiedzialność za planetę i środowisko. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego walka z ASF ma przybrać tak radykalny wymiar, należy szukać gdzie indziej. Jak się łatwo domyślić, decydujące wydają się być czynniki polityczne.
Teoretycznie do rozwiązania problemu z afrykańskim pomorem świń mogłoby się przyczynić dalsze podtrzymywanie zasad bioasekuracji, razem z bezwzględnym ich egzekwowaniem od hodowców. Niestety, nie byłoby to popularne wśród rolników rozwiązanie. Jednocześnie ci stanowią jedną z grup społecznych, która stanowi potencjalny elektorat partii rządzącej. Postulowany przez ówczesnego ministra rolnictwa projekt budowy płotu na granicy z Białorusią okazał się być nierealny. Sam Jurgiel zresztą pożegnał się z posadą, podobno głównie przez to, jak nieskuteczna okazał się walka z ASF. Teraz zaś mamy kluczowy dla losów rządu Prawa i Sprawiedliwości rok wyborczy…
Jeśli dziki faktycznie zostaną wybite, to trzeba będzie przez długie lata odtwarzać ich populację
Dziki generalnie we wszystkich źródłach uważane są za zwierzęta pożyteczne dla lasów. Przypominają o tym chociażby tablice informacyjne wystawiane gdzieniegdzie przez Lasy Państwowe. Ważne jednak okazuje się to, że nie są obecnie zbyt pożyteczne dla rządzących. Gdyby faktycznie ich zabrakło, trzeba by poświęcić długie lata, jeśli nie dekady, na ich mozolne przywrócenie do ekosystemu. Cała sytuacja, niestety, jednoznacznie pokazuje że dla obecnej władzy ochrona środowiska znaczy co najwyżej tyle samo, co dalsza cyfryzacja kraju.