Walka z botami staje się jak najbardziej prawdziwa. Żyjemy bowiem w czasach, w których umiejętne skonfigurowane oprogramowanie, może mieć realny wpływ na wyniki wyborów. Niektórzy żartobliwie twierdzą, że sam Donald Trump swoje zwycięstwo w wyborach prezydenckich, zawdzięczać może głównie botom.
Walka z botami w USA
Nie tak dawno, bo 1 lipca 2019 r. w życie weszła ustawa „BOT”, czyli „Bolstering Online Transparency Bill”. Według owych przepisów każdy bot wpływający na poglądy polityczne mieszkańców Kalifornii musi być wyraźnie oznaczony, właśnie jako bot.
Jak donosi The Technolawgist, odpowiedzialność za działanie oprogramowania spoczywa bezwzględnie na jego twórcy. Platformy i sieci społecznościowe, które są polem działania owych, są całkowicie zwolnione z odpowiedzialności. Co ważne, ustawa przewiduje również szereg sankcji.
Kalifornijski prokurator generalny będzie mógł za nieprzestrzeganie przepisów ustawy nałożyć grzywnę w wysokości do 2500 dolarów. Karane będzie, na przykład, podawanie się przez bota za człowieka.
Ustawa antybotowa
Owa ustawa jest jednak wyjątkowo krótka, bo jej treść zawiera jedynie półtora strony A4. Miejmy jednak nadzieję, że pozorna słabość prawa, wynikająca z nieostrości regulacji (z perspektywy osoby żyjącej w systemie prawa kontynentalnego, które jest raczej precyzyjne) poskutkuje możliwością zakwalifikowania jako boty dużo szerokiego spektrum internetowych tworów. Internetowe boty nie działają przecież jedynie w trakcie kampanii wyborczych. Są nieraz narzędziami, które istotnie wspierają działanie przedsiębiorstw, nierzadko nawet oszukując swoich klientów.
Należy niewątpliwie pochwalić kalifornijskich ustawodawców, którzy jako pierwsi zdecydowali się na prawne ujęcie internetowych botów. Rozwój technologii zawsze jest szybszy, niż rozwój prawa, toteż pewne działania w końcu trzeba podejmować. Niestety, z drugiej strony, wprowadzenie takich przepisów oznacza, że ktoś je będzie egzekwował.
Internetowe boty faktycznie przyczyniają się do budowania iluzorycznego światopoglądu u odbiorców, ale filtrowane treści przezeń tworzonych przez niewłaściwe osoby, może powodować jeszcze więcej szkód, niż pożytku. Wszelkie próby regulowania internetu są z natury otwartości owej technologii, wręcz utopijne. No bo przecież ktoś w końcu będzie musiał zdecydować, co jest fake newsem, a co nim nie jest.