Czymże są prawa autorskie w porównaniu do perspektywy wielomilionowych czy wręcz miliardowych zysków? Boleśnie może się o tym przekonać znana na całym świecie wytwórnia Warner Bros.
„The Conjuring” to wysoko oceniany horror, który wraz ze spin-offami na całym świecie zarobił ponad miliard dolarów. Wytwórnia reklamuje serię hasłem „Na podstawie prawdziwej historii Warrenów”. W serii filmów Warrenowie to małżeństwo badaczy zjawisk paranormalnych, którzy pomagają rodzinie terroryzowaną przez demona. W realnym świecie Warrenowie to jak najbardziej prawdziwe małżeństwo, którzy swoją historię opisali Geraldowi Brittle’owi. Ten na jej podstawie i zawartej z małżeństwem umowy napisał książkę „Demonolodzy. Ed i Lorraine Warren”
Duchy istnieją – Warner Bros. stanie na głowie, by tego dowieść
Kontrakt zawarty między Warrenami i Brittlem zapewniał pisarzowi wyłączność na adaptację ich historii. Po niemal 20 latach obowiązywania umowy pojawił się trzeci gracz – wytwórnia filmowa Warner Brothers. Zignorowali kompletnie zapisy tej umowy i podpisali z Warrenami drugą umowę, dzięki której widzowie na całym świecie mogli się cieszyć filmami na podstawie tej historii.
Jak łatwo się domyślić, taki obrót sprawy (jak i zyski z ekranizacji, które do niego nie trafiły) nie spodobał się Geraldowi Brittle’owi. Wystosował do wytwórni pismo żądając natychmiastowego zaprzestania produkcji drugiej części filmu. Odpowiedź, jaką Warner Bros dało na jego pismo można określić jako jedno – strzał w stopę. Odpisali mu bowiem, że film nie powstaje na podstawie książki, a na podstawie prawdziwych wydarzeń, których nie da się zastrzec prawami autorskimi. Dla tych, co zapomnieli przypominamy – film to horror a więc występują w nim demony, duchy, opętani ludzie, nawiedzone lalki etc.
Ei incumbit probatio
Można śmiało powiedzieć, że pisarz dostał niezły prezent od losu. Długo się nie zastanawiając pozwał Warner Brothers do sądu. Żąda zadośćuczynienia w wysokości 900 milionów dolarów bądź przedstawienia dowodów, że przedstawione w filmach sytuacje powstały w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Innymi słowy – wytwórnia musi udowodnić, że demony i opętane lalki istnieją albo zapłacić 900 milionów dolarów twórcy.
Jeżeli filmy pozwanych nie powstały na podstawie faktycznych wydarzeń, nie mogą oni twierdzić, że są chronieni i zwolnieni z przestrzegania prawa autorskiego – przyznał prawnik Brittle’a.
Zasady w tym wypadku są proste. To pisarz ma po swojej stronie nie budzący (zapewne) dowód w postaci umowy na wyłączność do adaptacji tej historii. To wytwórnia musi udowodnić, że jest inaczej i mogła z pominięciem tej właśnie umowy nakręcić film.
Warto dodać, że od czasów gdy opublikowano książkę jej autor zmienił zdanie na temat małżeństwa Warrenów. Uważa, że ich historie są całkowicie zmyślone i oszukiwali ludzi by na książce zarobić ładne sumki. Na pewno do zmiany zdania skłoniła go perspektywa zarobienia dużych pieniędzy.
Nie można jednak nie przyznać, że Warner Bros. z tupetem odniosło się do zarzutów o naruszenie praw autorskich. Tym razem ten tupet może jednak ich słono kosztować. To jak sądzicie, duchy istnieją? Odpowiednio zmotywowana wytwórnia je znajdzie?