Ależ to będzie ambitne zadanie! Będzie wiceminister od nepotyzmu! Andrzej Śliwka pracuje w Ministerstwie Aktywów Państwowych, podlega Jackowi Sasinowi i do tej pory zajmował się nadzorem spółek z sektora przemysłowego. Można więc powiedzieć, że to pod jego nosem nepotyzm sobie rósł. I dziś pod tym samym nosem ten sam nepotyzm tępiony będzie. Albo, jak to lubi mówić władza, „wypalany gorącym żelazem”.
Wiceminister od nepotyzmu
Informację o nowej misji Andrzeja Śliwki podało dziś radio RMF FM. Na celowniku wiceszefa MAP mają być kuzyni, ciotki, pociotki, szwagrowie, bratankowie i żony polityków PiS. Ten młody, bo niespełna 33-letni absolwent prawa na Uniwersytecie Gdańskim ma przygotować specjalną listę członków rodzin działaczy partii rządzącej zasiadających między innymi w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa czy też pełniących w nich wysokie stanowiska. Ma to być realizacja słynnej uchwały „sanacyjnej”, przyjętej na kongresie PiS, rugującej z dobrze płatnych stołków osoby zatrudnione tam nie z powodu kompetencji, a z powodu koneksji rodzinnych. Jarosław Kaczyński inicjując tę uchwałę wprost przyznał to, co wszyscy wiedzieliśmy od dawna: że nikt tak jak Prawo i Sprawiedliwość w wolnej Polsce nie uwłaszczył się na tym, co państwowe.
Co teraz zrobi Andrzej Śliwka?
Oj nie będzie miał łatwego życia przez najbliższe tygodnie wiceminister Śliwka. Do przejrzenia ma dziesiątki mniejszych i większych spółek Skarbu Państwa, a do tego drugie tyle spółek-córek, w których lubią się ukrywać kuzyni polityków PiS albo radni tejże partii. Warto, żeby człowiek Jacka Sasina przejrzał to, co o nepotyzmie w państwowych spółkach pisały media. A pisały często i gęsto, bo było o czym pisać. Wierzę, że Andrzej Śliwka weźmie jednak do ręki nie Gazetę Polską, a Gazetę Wyborczą. Że zajrzy nie na portal wPolityce, tylko na Onet czy WP. No i wreszcie, że nie będzie czerpał wiedzy z rządowej telewizji, tylko obejrzy w niezależnych mediach historie kompletnych amatorów zarabiających co miesiąc kilkanaście tysięcy złotych za robienie praktycznie niczego.
Problem w tym, że samo sporządzenie listy nie zamknie sprawy. Pamiętamy bowiem o słynnym groteskowym zapisie w owej uchwale sanacyjnej PiS. Mowa tam bowiem o tym, że jeżeli dana osoba posiada odpowiednie kompetencje, a w dodatku zachodzi jakaś nieokreślona nadzwyczajna sytuacja, to może ona zostać na swoim stanowisku. Wiemy już, że takiej nadzwyczajnej sytuacji nie było w przypadku żony posła Krzysztofa Sobolewskiego, która ze swoich trzech rad nadzorczych wyleciała dzień po przyjęciu uchwały. Sytuacja była jednak kuriozalna, bo wraz ze swoistym ukaraniem rodziny Sobolewskich sam poseł został przez Kaczyńskiego… nagrodzony. Został bowiem sekretarzem generalnym partii. Mocno zdenerwowało to innych działaczy, ze swojej funkcji z tego powodu zrezygnował na przykład szef senackiego klubu PiS Marek Martynowski.
Szykuje się długi serial… komediowy
Ależ to będzie komiczny proces. Mierni ale wierni na rządowych posadach będą teraz drżeli o swój los, a ich patroni będą pielgrzymować czy to do Kaczyńskiego, czy do Sasina, i przekonywać o „nadzwyczajnej sytuacji” swoich pociotków. Trudno bowiem uwierzyć, że wiceminister od nepotyzmu okaże się terminatorem, który bezlitośnie będzie wycinał kolejnych krewnych i znajomych królika. Wszak pracuje on w resorcie aktywów państwowych od 2019 roku, a jest to przecież ministerstwo odpowiedzialne między innymi za obsadę kadrową spółek Skarbu Państwa. I jakoś panu Śliwce przez dwa lata nie przeszkadzała praca w środowisku przeżartym przez nepotyzm. Ale mimo wszystko życzę mu powodzenia. I trochę zazdroszczę, bo sam bym powyrzucał uwłaszczonych na naszym wspólnym mieniu nieudaczników.
(zdjęcie pochodzi ze strony Ministerstwa Aktywów Państwowych)