Do tej pory spółki Skarbu Państwa były przede wszystkim źródłem synekur dla politycznych nominatów. Ciepłymi posadkami za wierną służbę partii, albo nagrodą pocieszenia dla niedoszłych posłów czy senatorów. Teraz jednak największe z nich stały się po prostu słupami opłacającymi to, czego państwo nie może sobie kupić z własnej kieszeni.
Strategiczne spółki Skarbu Państwa nie powinny być prywatyzowane – ale nie powinny też padać łupem politycznej szarańczy
Dawno już wyrośliśmy z ultraliberalnych dogmatów, w myśl których należy sprywatyzować wszystko co państwowe. W prywatne ręce niekoniecznie powinny trafić przedsiębiorstwa o strategicznym znaczeniu dla obronności czy wykonywaniu kluczowych zadań publicznych. Są też firmy, które państwu opłaca się trzymać w swoim portfelu. Największe spółki Skarbu Państwa są niezwykle cennym zasobem. Mówimy o przedsiębiorstwach w rodzaju Orlenu, KGHM czy bank PKO BP, które przynoszą państwu czysty zysk wyrażony w pieniądzu.
Niestety, nawet najlepiej zarządzane spółki Skarbu Państwa cierpią na chorobę, która była jedną z najważniejszych przesłanek za prywatyzacją. Dla polityków stanowią po prostu żerowisko. Kiedy tylko jakaś nowa partia zdobędzie władzę, to jej najważniejszym zmartwieniem jest obsadzenie kluczowych stanowisk swoimi ludźmi. W ślad za nimi rusza horda miernych ale wiernych: krewnych, znajomych, pociotków i „zasłużonych działaczy”. Utrzymywanie synekur stanowi oczywiste obciążenie dla samych przedsiębiorstw.
W ostatnich latach coś się jednak zmieniło, niestety na gorsze. Najważniejsze spółki Skarbu Państwa zaczęły być wykorzystywane do finansowania przez państwo zachcianek, których to nie jest w stanie zrealizować ze swojego budżetu. Prezesi tych przedsiębiorstw stają się w ten sposób praktycznie słupami politycznych decydentów.
Repolonizacja mediów za pomocą Orlenu to w gruncie rzeczy całkiem sprytny wybieg oszczędzający Polsce wstydu na arenie międzynarodowej
Bezpośrednią przyczyną do postawienia takiej tezy jest oczywiście repolonizacja mediów za pomocą Orlenu. Po co koncernowi paliwowemu lokalna prasa w całej Polsce? „Coś tam, coś tam, marketing” – tak można podsumować pierwsze uzasadnienie tej transakcji. Obecnie prezes spółki przekonuje, że spółka Polska Press to także drukarnie – a grupa Energa drukuje bardzo dużo faktur.
Można by nawet kupić takie wyjaśnienie, gdyby nie inny wcześniejszy zakup Orlenu w postaci kiosków Ruchu. Szybko pojawiły się pogłoski, póki co dementowane, o chęci zrepolonizowania Rzeczypospolitej, skądinąd już należącej do polskiego kapitału. Po co więc Orlenowi prasa lokalna i sieć jej dystrybucji, z drukarniami czy bez? Głównie dlatego, że polska prawica nie jest w stanie stworzyć sobie mediów, po które chcieliby sięgać Polacy.
Gdyby państwo próbowało przejąć spółkę Polska Press za pomocą jakiejś sprytnej ustawy, to rządzący naraziliby się na dużo poważniejsze oskarżenia. Także na arenie międzynarodowej, w szczególności w Unii Europejskiej. A tak po prostu jedna firma kupiła drugą, wszystkie strony transakcji są zadowolone. Skoro rządzący już koniecznie muszą wyciągać ręce po media, to lepiej chyba że robią to w ten sposób.
Nie ulega przy tym wątpliwości, że rozszerzanie działalności Orlenu o rolę wydawcy, drukarza i kioskarza jest posunięciem co najmniej kontrowersyjnym jeśli chodzi o sens biznesowy. W końcu zamiast kupować Ruch i Polska Press, koncern mógłby wydać te pieniądze na jakąś bardziej zyskowną inwestycję.
Spółki Skarbu Państwa od dłuższego czasu finansują rozmaite zachcianki polityków będących akurat u władzy
Repolonizacja mediów przy pomocy Orlenu to nie pierwszy przypadek kiedy państwowe spółki finansują rządowe zachcianki. W 2018 r. światło ujrzały kolejne nagrania z „Sowy i Przyjaciół”, tym razem z Mateuszem Morawieckim w roli głównej. Dzisiejszy premier cieszył się wówczas, że jego ówczesny bank – BZ WBK – nie musiał sponsorować kariery Roberta Kubicy w Formule 1. Kierowca akurat miał bardzo poważny wypadek.
Wyglądało to brzydko, szef rządu mógłby ucierpieć wizerunkowo. Na szczęście Orlen zasponsorował Kubicy powrót do Formuły 1 w barwach Williamsa. Czy było to opłacalne dla Orlenu posunięcie? Zapewne tak samo jak kiedyś dla BZ WBK. Ten sport w końcu w Polsce przesadnie popularny nie jest. Robert Kubica na jakiś czas stał się marketingową maskotką koncernu.
Także inne spółki Skarbu Państwa bywają zmuszane do płacenia za pomysły polityków. Budowę szpitali polowych finansują w końcu KGHM, Lotos, PKN Orlen, PKO BP, Tauron, czy Totalizator Sportowy. KGHM zresztą w trakcie epidemii koronawirusa zaliczył sporą wpadkę w postaci kontrowersyjnego zakupu respiratorów. Ceny pochodzących z Chin urządzeń były zdecydowanie zawyżone. Według niektórych doniesień medialnych, w grę wchodziła operacja polskich tajnych służb szukających dodatkowego i pozabudżetowego zastrzyku gotówki.
Rządzący traktują kluczowe spółki Skarbu Państwa tak samo jak Solidarna Polska traktuje Fundusz Sprawiedliwości
W przypadku zakupów związanych z walką z pandemią jest trochę inaczej. Państwo mogłoby finansować określone inwestycje z własnych pieniędzy, nikt rozsądny nie czyniłby mu z tego tytułu zarzutów. Oczywiście, zakładając elementarny zdrowy rozsądek i gospodarność. Problem w tym, że budżet państwa już na początku pandemii trzeszczał przez rozbudowane programy socjalne lat poprzednich. Stąd właśnie sięgnięcie po pieniądze kluczowych spółek.
Wbrew pozorom, własność państwowa wcale nie musi być gorzej zarządzana od prywatnej. Nie musi też dusić prywatnej przedsiębiorczości mogącej powstać na jej miejscu. Dotyczy to w szczególności największych podmiotów. Stworzenie koncernu paliwowego, kombinatu miedziowego czy ogromnego banku to wysiłek przekraczający możliwości finansowe zdecydowanej większości przedsiębiorców.
Spółki Skarbu Państwa działają tym lepiej im mniej politycznych zamówień muszą realizować. Obsadzanie swoimi ludźmi stanowisk w spółkach jest procederem tyleż powszechnym, co nieakceptowanym przez społeczeństwo. Jednak już lepsze to, niż traktowanie strategicznych polskich przedsiębiorstw tak, jak Solidarna Polska traktuje Fundusz Sprawiedliwości – niczym kieszonkowe na drobne wydatki.
Tymczasem własność państwowa także stanowi dobro wspólne wszystkich obywateli. W tym także tych, którzy nie uczestniczą aktywnie w sprawowaniu władzy.