Nie ma drugiego kraju „europejskiego”, który w tak znaczącym stopniu byłby uzależniony od armii jak Turcja, w wielu wymiarach. Przypominam, że przed kilkoma godzinami rozpoczął się wojskowy zamach stanu w Turcji.
Zapędy prezydenta Erdogana budziły niepokój wśród wielu światowych przywódców. Dostrzegano między innymi poważne odwracanie się od ścieżki, którą Turcja podążała od wielu lat, daleko idącą radykalizację debaty publicznej oraz stopniowe, jeszcze większe, wyprowadzanie Turków z kręgów cywilizacji europejskiej, m.in. w kierunku kręgu cywilizacji muzułmańskiej.
Sytuacja jest jeszcze zbyt świeża, by w tej materii wydawać radykalne sądy, jednakże wiele wskazuje na to, że (nieco nieoczekiwanie, choć ponoć wczoraj w Turcji zamknięta została francuska ambasada, więc pewne przecieki musiały się pojawiać) sytuacja ta nie spodobała się tureckiej armii.
Należy natomiast nadmienić, że wojskowy przewrót to dla tureckiej armii nie pierwszyzna.
Zamach stanu w Turcji – nihil novi
Chyba nawet Jarosław Kaczyński, który zgodnie z ostatnimi odkryciami walczył pod Grunwaldem, latał z Dywizjonem 303 i wprowadzał Polskę do NATO, nie odcisnął swojego piętna na losach naszego narodu w sposób taki, jak przed blisko stu laty zrobił to Atatürk. Turecki przywódca stworzył podwaliny pod państwo, które obecnie jest zdecydowanym liderem swojego regionu i dysponuje ósmą (lub siódmą, w zależności od statystyk) armią świata.
Atatürk rozpoczął proces laicyzacji Turcji oraz wprowadzania jej w kręgi cywilizacji europejskiej, a ponieważ dał się zapisać jako wybitny przywódca, naród turecki darzy go wielką czcią po dzień dzisiejszy. Trudno jest w Turcji znaleźć rondo, na którym nie stałby posąg Atatürka, przywódca obecny jest też na banknotach, tablicach pamiątkowych, w kulturze, historii i sztuce. Jako były wojskowy szczególną estymą darzył armię i przygotowując swoją doktrynę dotyczącą ówczesnych i przyszłych losów kraju, zaznaczył, iż armia powinna stać na straży, by Turcja nie oddawała się bezrefleksyjnie islamskim praktykom, dążąc do stworzenia oświeconego, a przy tym świeckiego państwa.
Między innymi konsekwencją tych decyzji jest to, że Turcja, pomimo muzułmańskiej tradycji, rozwijała się w ostatnich latach jako kraj cywilizacji zachodniej, bardzo mocno wyprzedzając swoich na przykład arabskich konkurentów. Dorobek Ataturka był kontynuowany przez jego następców, zaś Kemal Pasza stał u podstaw stworzenia w latach 30-tych XX wieku ideologii kemalizmu. Przez niektórych uznawanej za faszystowską, przez innych – pozwalających Turcji liczyć się we współczesnym świecie.
Kemalizm zbierał żniwo puczami w Turcji już w 1960, 1971, 1980 i 1997 roku
Tym samym wojskowy zamach stanu w Turcji to nie jest pierwszyzna. Doktryna ta stawia właśnie wojsko na straży następujących – jak bardzo przystępnie tłumaczy to Wikipedia – wartości:
- republikanizm (Cumhuriyetçilik)
- równość, rządy ludu (Halkçılık). Kemalizm jest przeciwko podziałowi klasowemu i wiążącymi się z nim przywilejami. Rządy pochodzą od ludu i dlatego mają wyrażać wolę ludu.
- sekularyzm (Laiklik). Definiowany jako wyłączenie religii z organów politycznych państwa. To pojęcie zawarte jest w postulatach rewolucji młodotureckiej.
- reformizm (Devrimcilik). Zakłada unowocześnienie struktur państwa, przedkłada formę funkcjonalną nad tradycyjną. Nieustająca rewolucja. Otwarcie na rozwój i nowe ideologie.
- nacjonalizm (Ulusçuluk). Nacjonalizm formułowany przez Atatürka nie miał charakteru faszystowskiego, zakładał powszechny dostęp każdego obywatela Turcji do dóbr intelektualnych i kulturowych. Miał jednoczyć naród i umacniać tożsamość. Wszyscy obywatele są równi, bez względu na wyznawaną religię czy pochodzenie etniczne.
- etatyzm (Devletçilik). Interwencja państwa w gospodarkę.
Turcja Erdogana w ostatnich latach niepokojąco mocno zaczynała się oddalać od niektórych spośród tych wartości. Pomimo tego nic nie wskazywało na to, by tym razem wojsko ponownie miało stanąć w obronie wartości republikańskich i wojskowy zamach stanu w Turcji 2016 roku należy uznać za pewnego rodzaju zaskoczenie. Miejmy jednak nadzieję, że brak stabilności w regionie nie wpłynie na Europę w stopniu bardziej znaczącym, niż byśmy sobie tego życzyli.