Wraca Inspekcja Robotniczo-Chłopska. Tak zwaną IRCH-ę PZPR powołał do życia w 1984 roku. Jej zadaniem było tropienie spekulantów, których obwiniano za puste pułki i pokątną sprzedaż po zawyżonych cenach niedostępnych towarów. Problemu pustych półek IRCH-a nie rozwiązała. Przeszła do historii w 1989 roku. Pomysł wrócił. Tym razem to Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydaje się, że inspekcjami i groźbami zahamuje wzrost cen. Tak jakby winnymi tej drożyzny byli chytrzy sklepikarze.
Wraca Inspekcja Robotniczo-Chłopska
Prezes UOKiK Tomasz Chróstny apeluje do sprzedawców o obniżki cen produktów spożywczych po ustawowych zmianach podatku VAT od pierwszego lutego. Zapowiedział stały monitoring cen żywności i „piętnowanie negatywnych praktyk sprzedawców.
„Za kilka dni, w trakcie codziennych zakupów, powinniśmy odczuć obniżki VAT na podstawowe produkty żywnościowe, wprowadzone w rządowej Tarczy Antyinflacyjnej. Dziś na spotkaniu z branżą zaapelowałem o odpowiedzialne działania ze strony sprzedawców. Jest jeszcze czas na przemyślenie strategii cenowych przez sieci, tak aby klienci korzystnie odczuli zmiany wynikające z obniżki VAT-u na żywność. Jednocześnie bardzo dziękuję za pozytywną i odpowiedzialną reakcję tych sieci, które już zapowiedziały obniżki w swoich sklepach. Mój apel kieruję również do dostawców i producentów. Wszyscy stoimy przed ogromnym wyzwaniem” powiedział prezes UOKiK, Tomasz Chróstny.
Pracownicy Inspekcji Handlowej sprawdzą czy handlowcy zastosują się do wezwania prezesa. Opornym grożą postępowaniem w sprawie naruszenia zbiorowych interesów konsumentów. Grozi za to kara do 10 proc. obrotu.
Nie tak ostro
Doceniam rolę UOKiK. Uważam, że robi dobrą robotę. Ale tym razem, chcąc pokazać, jak skuteczny w walce z drożyzną jest rząd, Urząd zapędził się chyba za daleko. Jego rolą jest pilnowanie, by na rynku nie do chodziło do zmowy między producentami czy sprzedawcami, by w ten sposób nie działali na niekorzyść konsumenta. Ale dziś pogrozili piekarzowi, który wczoraj żalił się w telewizji, że co prawda, dzięki interwencji rządu gaz będzie miał tańszy. Jednak tańszy oznacza w jego przypadku podwyżkę nie o 600, ale o 400 procent w stosunku do ubiegłego roku. Jego pracownicy też czują podwyżki i chcieliby więcej zarobić. Prezes UOKiK pogroził handlowcom, dopiero co obciążonym przez Polski Ład podatkiem minimalnym. Zapłacą go firmy, których dochody są niższe niż 1 procent przychodu. Zapłacą też, gdy nie będą mieć zysku, tylko stratę. Najmocniej ten podatek dotknie właśnie handel, który działa na niskich marżach. Żeby być na plusie musi działać w dużej skali.
Przypomnę też, że od lutego wchodzi w życie zaostrzenie przepisów, regulujących handel w niedzielę. Tu też rządzący nie cofnęli się o krok, by znaleźć kompromisowe rozwiązanie. To na pewno nie polepszy sytuacji w handlu.
Ślepy zaułek
Wreszcie, gdy prezes UOKiK nawoływał do odpowiedzialności i groził potężnymi karami, za nieobniżenie cen Główny Urząd Statystyczny podał, że w grudniu ceny podstawowych produktów rolnych wzrosły w stosunku do listopada o 6 procent. Jaki będzie odczyt za styczeń, gdy w kosztach producentów pojawią się nowe rachunki za gaz i prąd? A co z wyższymi ratami kredytów firmowych i leasingów? Czy dzisiejsze wezwanie UOKiK oznacza, że handlowi nie wolno wkalkulować tego w ceny? Czy też może jutro usłyszymy, że banki nie mogą podnosić oprocentowania? Dokąd ta droga prowadzi?
Rozumiem, że chodzi o to, żeby sprzedawcy wzrostu kosztów nie wykorzystywali do irracjonalnego pompowania cen. Takie zapędy też dostrzegam. Dlatego wczoraj nie kupiłam 500 kg mrożonych malin za 19 zł. Uznałam, że ktoś oszalał. Kupiłam je w innym sklepie, za niższą cenę. I tu wrócę na zakupy. Nie tam, gdzie za maliny chcieli „jak za zboże”. Myślę, że my klienci jesteśmy tu najlepszą inspekcją. UOKiK-u nie rób nagonki na handel. On nie jest winien drożyźnie i inflacji. Tak, jak księgowe nie są winne zamieszaniu w płacach, jakie zrobił Polski Ład.