Nowa posłanka Platformy Obywatelskiej, Klaudia Jachira, ma pomysł jak chronić życie pieszych. Trzeba przyznać, równie kontrowersyjny co dotychczasowa kariera przyszłej posłanki. Mianowicie: wtargnięcie na jezdnię przez pieszego powinno zniknąć z kodeksu wykroczeń. Szkopuł w tym, że nie ma w nim takiego przepisu. Cała koncepcja również ma kilka istotnych wad.
Zdaniem Klaudii Jachiry, wtargnięcie na jezdnię przez pieszego nie powinno być w żadnym stopniu karane
Dotychczasową karierę polityczną Klaudii Jachiry można by podsumować przysłowiem: „Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni”. Jej satyra wymierzona w rządzącą partię była co najmniej kontrowersyjna – wręcz dla niektórych niesmaczna. Na tyle, że Prawo i Sprawiedliwość postanowiło w trakcie kampanii wyborczej zrobić z udziału w wyborach Jachiry świetny argument przeciwko Koalicji Obywatelskiej. Na nic jednak się zdały ani apele o cofnięcie poparcia, czy przedstawianie wyborcom osoby kandydatki w niepowtarzalnym stylu Telewizji Publicznej. Klaudia Jachira uzyskała w niedawnych wyborach parlamentarnych mandat poselski.
Z pewnością wielu obserwatorów sceny politycznej zastanawiało się, jak odnajdzie się w merytorycznej pracy Sejmu. Kadencja jeszcze się nie zaczęła a już mamy pewną próbkę. O ile od dawna toczą się rozmowy nad pierwszeństwem na przejściu dla pieszych, o tyle Klaudia Jachira idzie o krok dalej. Jak podaje portal warszawawpigulce.pl, postulowała, by wtargnięcie na jezdnię zniknęło z kodeksu wykroczeń. Kontrowersyjna teza. A gdyby jeszcze dodać, że takiego wykroczenia w zasadzie kodeks nie przewiduje?
Właściwy przepis nie znajduje się w kodeksie wykroczeń, lecz w prawie o ruchu drogowym
Oczywiście, nie znaczy to, że pieszy może sobie przekraczać jezdnię w dowolnym miejscu i dowolnie wybranym momencie. Na przeszkodzie stoją nie tylko względy praktyczne w postaci ryzyka bycia przejechanym przez rozpędzony samochód, ale także konkretne przepisy prawa. Tyle tylko, że nie stan prawny jest troszeczkę bardziej skomplikowany, niż przedstawiła to Klaudia Jachira. Podstawowym przepisem w takim wypadku będzie art. 86 kw §1. Zgodnie z nim, „kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, nie zachowując należytej ostrożności, powoduje zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, podlega karze grzywny”.
Rzecz jasna, w skład tego wykroczenia wchodzi także spowodowanie zagrożenia poprzez wtargnięcie na jezdnię. Pod warunkiem, oczywiście, braku zachowania ostrożności. Warto również wskazać art. 97 kw. Przepis ten przewiduje karę nagany, lub grzywny do 3 tysięcy złotych, za wykroczenie przeciwko innym przepisom prawa o ruchu drogowym. Wciąż, jest to bardzo ogólny przepis o dość szerokim zastosowaniu.
Łatwo się domyślić, że usunięcie obydwu tych przepisów z kodeksu wykroczeń powodowałoby zdecydowanie więcej problemów, niż korzyści. Ich modyfikacja, w postaci wyłączenia wtargnięcia na jezdnię spod ich obowiązywania, byłoby posunięciem co najmniej dziwnym. Dlatego właściwego rozwiązania należałoby poszukać właśnie w prawo o ruchu drogowym.
Prawo o ruchu drogowym reguluje zarówno kiedy pieszy może przekroczyć jezdnię, jak i czego mu nie wolno
Dopiero jego art. 13 precyzuje, co pieszym wolno a czego nie w kontekście przechodzenia przez jezdnię, bądź torowisko. Jego ust. 1 przewiduje, że co do zasady, pieszy powinien korzystać z przejścia dla pieszych. Ten, który już się na nim znajduje ma przy tym pierwszeństwo nad zbliżającymi się pojazdami. Warto zauważyć, że są pewne wyjątki. I tak zgodnie z ust. 2, przechodzenie przez jezdnię jest dozwolone, gdy odległość od przejścia dla pieszych przekracza 100 m. Co więcej, jeśli akurat po drodze znajduje się skrzyżowanie, to również na nim pieszy może przejść bez łamania zakazu. W obydwu przypadkach, powinien wybrać najkrótszą możliwą trasę, prostopadłą do jezdni. Pieszy musi również zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwo pojazdom znajdującym się na drodze. Oczywiście, nie może przy tym spowodować zagrożenia dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Art. 14 prawa o ruchu drogowym z kolei ustanawia konkretne zakazy. Pieszym nie wolno przechodzić przez jezdnię w miejscu ograniczonej widoczności, zwalniać kroku albo zatrzymywać bez potrzeby w trakcie. Także przebieganie przez jezdnię jest zabronione. Nie wolno również jej przekraczać wtedy, gdy jakaś przeszkoda odgradza drogę dla pieszych od jezdni. Wreszcie: przepis ten zabrania wchodzenia bezpośrednio przed jadący pojazd, oraz zza przeszkody w miejscu o ograniczonej widoczności.
Legalne wtargnięcie na jezdnię to tak naprawdę więcej wypadków, co z kolei oznacza więcej ofiar śmiertelnych
Z pewnością to właśnie art. 14 prawa o ruchu drogowym należałoby uchylić, by spełnić zadość postulatowi Klaudii Jachiry. Czy jednak należałoby to robić? Przyszła posłanka argumentuje, że: „(…) prawo ma chronić pieszego, ponieważ jest najsłabszym ogniwem w ruchu drogowym. To kierowcy mają być uważni, a nie piesi.” Zastanówmy się teraz, co by było, gdyby wtargnięcie na jezdnię było normalną, zgodną z prawem praktyką. Pierwszym problemem byłoby podważenie zasady ograniczonego zaufania, na której zbudowany jest cała koncepcja ruchu drogowego. Jej istotą jest założenie przewidywalności zachowań uczestników ruchu drogowego. Każdy znajdujący się na drodze ma prawo oczekiwać, że inni będą przestrzegać przepisów. Dopiero niepokojące zachowanie poszczególnych osób powoduje konieczność szczególnej ostrożności.
Jak słusznie zauważa Jachira, jeśli art. 14 prawa o ruchu drogowym zniknie, kierowcy będą musieli zachować szczególną ostrożność właściwie dosłownie wszędzie. W końcu wtargnięcie na jezdnię przez pieszego mogłoby nastąpić dosłownie wszędzie i w każdym momencie. To kierowca z kolei byłby osobą odpowiedzialną za kolizję. Owszem, zachęcałoby to do bardzo paranoicznie wręcz ostrożnej jazdy, zwłaszcza w mieście. Piesi zaś z pewnością dość ochoczo korzystaliby z możliwości, jakie taka zmiana prawa by przed nimi otworzyła. Wbrew pozorom, nie jest to specjalnie pożądany rezultat. Z jednej strony, zachęcanie pieszych do większego ryzykanctwa tak naprawdę mogłoby zwiększyć ryzyko potrącenia pieszego. W tym także tych ze skutkiem śmiertelnym. Paradoksalnie postawienie przed pieszymi wymogu zachowania szczególnej ostrożności przy wkraczaniu na jezdnię wcale nie jest jakimś ukłonem w stronę kierowców. Służy przede wszystkim bezpieczeństwu samych pieszych. W końcu to ciało ludzkie jest bardziej kruche, nie rozpędzona masa żelastwa ważąca zwykle przeszło tonę.
Dobre chęci nie zawsze wystarczą, by przygotować dobrą propozycję zmian w prawie
Z drugiej strony, nie sposób nie zauważyć, że także płynność ruchu drogowego znacząco by ucierpiała. To z kolei oznacza więcej korków, utrudnienia dla wszelkiej maści logistyki – szalenie istotnej nie tylko dla abstrakcyjnej gospodarki, ale także dla komfortu życia wielu zwykłych, szarych mieszkańców. W końcu, jakby nie patrzeć, towary trzeba dostarczyć do sklepów, przesyłki do domów i firm – pociągi nie są w stanie wyeliminować transportu kołowego. Co więcej, powszechne i drastyczne zmniejszenie prędkości w ruchu drogowym oznaczałoby także wydłużenie czasu spędzanego w drodze do pracy. Zarówno kierowcom, jak i użytkownikom transportu zbiorowego.
Tak naprawdę trudno byłoby mieć pretensje do Klaudii Jachiry, że leży jej na sercu zdrowie i życie ludzkie. Bynajmniej nie chodzi tu o to, by wykpić jej zaangażowanie, czy inicjatywę. Problem w tym, że zalegalizowane wtargnięcie na jezdnię to także inne, niekoniecznie oczywiste konsekwencje. Nie wspominając o tym, że w tym konkretnym przypadku to właśnie zakaz służy ochronie pieszych. Niestety, przed nimi samymi.