To nie tylko architektoniczny relikt zimnej wojny, ale przede wszystkim symbol czasów, w których Polska była pozbawiona suwerenności. Teraz Prawo i Sprawiedliwość zapowiada złożenie uchwały w Sejmie, by ambasadę stamtąd usunąć.
Pałac ze stalinowskiego nadania
Siedziba ambasady ZSRR, dziś Federacji Rosyjskiej, została ulokowana w latach 50. – w samym sercu administracyjnego i reprezentacyjnego Warszawy. Nie był to przypadek. Moskwa chciała mieć swoją dyplomatyczną placówkę nie gdzieś na obrzeżach, lecz w miejscu, które miało znaczenie strategiczne i symboliczne. Bliskość Belwederu, KPRM i ministerstwa obrony czyniła z niej punkt prestiżowy i potencjalnie – w razie potrzeby – operacyjny.
Czytaj też: Szpiegowo znowu polskie. Trzaskowski wszedł na Mokotów i zabrał Rosjanom to, co bezprawnie zajmowali
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Ten ogromny gmach, zbudowany w duchu socrealizmu, do dziś dominuje nad jedną z najważniejszych części Warszawy. Wielu warszawiakom trudno pogodzić się z faktem, że tak reprezentacyjny teren został oddany w użytkowanie państwu, które przez dziesięciolecia decydowało o losach Polski. Pocieszamy się, że dziś gmach mieści się przy ul. Ofiar Rosyjskiej Agresji. Ale to mało.
Dlaczego obecność ambasady w tym miejscu jest problemem?
Po pierwsze – bezpieczeństwo. Budynek ambasady w tej lokalizacji daje rosyjskim służbom wyjątkowo dogodny punkt obserwacyjny. Z okien pałacu można dosłownie śledzić ruchy w KPRM, a kilka minut spaceru dzieli go od Belwederu. W dobie agresji Rosji na Ukrainę i serii incydentów z udziałem rosyjskich agentów w Europie, ta lokalizacja jawi się jako absurd.
Po drugie – godność. Polska, która od lat konsekwentnie buduje własną suwerenność i tożsamość, nadal pozwala, by w samym sercu stolicy stał monumentalny pomnik podarowany przez Moskwę. Wiele osób uznaje to za policzek wymierzony naszej historii. Zwłaszcza, że ten relatywnie nowy budynek, stylizowany jest na jeden z mokotowskich pałaców, a architektura próbuje nadawać mu o wiele większego znaczenia, niż w rzeczywistości ma.
Czytaj też: Warszawa przejmie kompleks budynków przy ul. Sobieskiego 100. Od lat były zajmowane przez Federację Rosyjską
Czy przeniesienie ambasady jest możliwe?
Prawo międzynarodowe chroni status ambasad, ale nie daje państwu przyjmującemu obowiązku wieczystego udostępniania konkretnej nieruchomości. To kwestia umów dwustronnych i decyzji administracyjnych. Polska mogłaby wypowiedzieć umowę najmu czy dzierżawy, wskazując inną, bardziej odpowiednią lokalizację. Nie byłby to precedens – podobne decyzje podejmowały już inne państwa wobec dyplomatów rosyjskich.
Moskwa zapewne nie pozostawiłaby tego bez odpowiedzi. Można spodziewać się wzajemnego wyrzucenia polskich dyplomatów z obecnej placówki, a w wersji bardziej symbolicznej – utrudniania pracy naszej ambasady w Moskwie. Kreml z pewnością spróbowałby rozegrać tę sprawę propagandowo, przedstawiając Polskę jako „rusofobiczną”. Ale biorąc pod uwagę obecne relacje – już dramatycznie złe – byłby to koszt, który Warszawa prawdopodobnie jest w stanie zaakceptować. Sama rusofobia jest natomiast naturalnym odruchem każdego przyzwoitego organizmu na Ziemi.
Czas zakończyć tę nienormalność
PiS, zapowiadając inicjatywę uchwałodawczą, mówi wprost: „czas skończyć z nienormalną sytuacją”. I trudno się z tym nie zgodzić. Obecność rosyjskiej ambasady w jednym z najbardziej reprezentacyjnych punktów Warszawy uwiera nie tylko polityków, ale i mieszkańców. To relikt, który nie pasuje do obrazu nowoczesnej, europejskiej stolicy.
Być może nadejdzie moment, gdy ambasada Federacji Rosyjskiej znajdzie nowy adres – dalej od centrów decyzyjnych, z dala od historycznych symboli polskiej państwowości. Taki krok miałby znaczenie praktyczne, ale jeszcze większe – symboliczne.
Fot. tytułowa: Autorstwa Ency - Praca własna, CC BY-SA 3.0,